„Sierpniowe niebo. 63 dni chwały” (2013) – kolorowa Warszawa dziś i czarno biała Warszawa w czasie tragicznego zrywu w 1944 roku. Sporo archiwalnych ujęć (zamierzony dramatyzm czy cięcie kosztów?), nieco stylizowanych na archiwalne ujęcia, duch młodzieńczej brawury i młodzieńczego patriotyzmu, kilka rozważnych słów starszego pokolenia, miłość, krótkie starcie, okrucieństwo okupanta i mdły obraz dnia dzisiejszego.
Nie tylko brak chwili refleksji co do sensowności zrywu, który (nawet w ocenie ówcześnie żyjących decydentów) musiał zakończyć się agonią miasta, ale przeświadczenie, że Powstanie było uzasadnioną dziejową koniecznością, które w pokrętny sposób odniosło skutek. Infantylnie ukazany dzień dzisiejszy i skromne ujęcia z przeszłości. Niezdarny scenariusz, niezdarne aktorstwo, niezdarna reżyseria.
scenariusz i aktorstwo szczególnie godne potępienia. banknot (stuzłotowy) dla wnuczka kompana (po milionowym wekslu), powstańcy wędrujący w czasie (symbolika i futbol), czy jedna goła pierś... perełek w filmie mnóstwo i dlatego daje mu zasłużoną jedynkę.
:D
W mojej ocenie nie zasłużył na aż tak skrajną ocenę ale jestem w stanie bardziej zrozumieć ocenę 1 niż 10