Już po? I jak myślicie, odnajdą się? Jest jasne, że on wpadł na ten sam pomysł, co ona i jest właśnie w drodze do niej, z kurierami. Ale ona właśnie wyjeżdża. Czy zdobyła jego adres w tym drugim mieście (na N), że pisze do niego list? Dokąd chce pojechać? Czy on zdecydował się do niej pojechać tak o, czy dlatego, że ten wkurzający nieuk poinformował go, że ona go szukała?
Ja z filmu zrozumiałam tyle, że nie dojechał nawet do Nasik i wrócił. Ale czy dowiedział się, że go szukała? Myślę że tak. Tylko boję się, że szukał kogoś, kto nauczyłby go marzyć. A ona nauczyła go marzyć. Może to mu wystarczyło? Oby nie...
Po takich filmach jestem niespokojna... Nie wydarzyło się to, na co wyczekiwałam. Ale może to dobrze? Dłużej takie filmy zapamiętuję...
Jak się cieszę, że ten film tak się potoczył. Szczerze mówiąc obawiałem się oczywistego finału. Początek był nieco niemrawy. Sam motyw listów w pojemnikach bardzo fajny i mógł być wykorzystany w klasycznym kinie komedii romantycznej. Dzięki bohaterom i finałowi film jednak ma w sobie coś ponad to. Bardzo ładnie wpleciono formę takiej metafizycznej więzi łączącej bohaterów. Co do interpretacji to bohater zdał sobie sprawę, że nie może wyjechać i instynktownie wrócił. Nie sądzę, aby jego "przyjaciel" mu cokolwiek przekazał. Zakładam, że niekoniecznie znał adres. List zaś bohaterka napisała do siebie, aby zebrać odwagę na ucieczkę od męża i zapewne to zrobi, jak dziewczynka wróci ze szkoły i mężczyzna się spóźni. Gość z kanką przychodził, jak córka się już bawiła. Wzorem trylogii Linklatera kobieta mogła by założyć restaurację i tam bohater ją odnaleźć.
Z jednym się zgodzę. Takie zakończenie jest trochę denerwujące. Oglądając film podświadomie wyczekujemy na finał (szczęśliwy). I jeśli wszystko potoczy się jak zakładamy - jest ok. Są jednak przypadki, kiedy twórcy ewidentnie łamią tą konwencję. Z różnych powodów. W tym wypadku myślę, że jednak takie zakończenie jest bardziej sugestywne. Przez cały czas nie bardzo wierzyłem, że im się ułoży, Końcówka była tylko potwierdzeniem moich przypuszczeń.
Oczywiście żal, że jednak nie dane im było spróbować. Że on stchórzył i nie podszedł. Wydaje mi się, że jemu wystarczyło tylko samo marzenie. Na dobrą sprawę ten "romans" mógłby się tak ciągnąć latami, a on nic by nie zrobił. To kobieta wysunęła propozycję spotkania i to ona go pierwsza szukała. Być może bardziej jej zależało, albo po prostu była już tak bardzo zdesperowana... i nieszczęśliwa, że za wszelką cenę chciała coś w swoim życiu zmienić.
Film w zasadzie nie miał stawiać żadnych pytań, bo to po prostu jest raczej melodramat. Wszyscy są na swój sposób nieszczęśliwi, a wspólna miłość z różnych powodów jest niemożliwa do spełnienia. I to jest jedyna odpowiedź.
Ja również jestem rozczarowana finałem. Wierzyłam w happy end, w przełamanie lodów u wdowca i o ponowne ułożenie sobie życia pięknej, zdradzanej i samotnej żony. Mieli ze sobą mnóstwo wspólnego i stanowiliby udaną parę. Szkoda. Końcówka filmu poposuła mi dzień ! ;-)
Jest doza niepewności, ale moim zdaniem to zakończenie wskazuje na happy end :-) On wraca, bo wie, że podjął niewłaściwą decyzję. Ostatnia scena tylko to potwierdza - nie zna jej adresu, dlatego zdecydował się "podążyć za menażką", czyli razem z grupą doręczycieli, którzy pokażą mu właściwą drogę :-)