W scenie końcowej, tzn gdy pokazane są ciałą poległych w walce z Nobunagą, muzyka po prostu przytłacza...MISTRZOSTWO ŚWIATA!!!
Takie filmy powstają z miłości do kina.Truizm,owszem,choć jeśli weźmiemy pod uwagę pomoc panów Coppoli i Lucasa,którzy w uznaniu zasług mistrza udzielili mu swego wsparcia u producentów amerykańskich,to ów truizm zyskuje znacznie.
Kino epickie w najlepszym wydaniu,estetycznie perfekcyjne.Kagemusha to raczej ,,cień wojownika" a nie jak podano w recenzji użytkownika ,,wojownik cień".
Dla treści filmu to trafniejsze określenie i przy okazji, podobno, rzetelniejsze.Film trzeba zobaczyć w kinie,tam dopiero można docenić wysiłki realizatorów,szczególnie sugestywnie pokazano pobojowisko z rannymi końmi.
Dopisuję się w tym wątku z powodu ... muzyki.
Autor wątku szczególnie ją faworyzuje,podczas gdy ja odniosłem wrażenie, iż to jedyna składowa dzieła, która trąci fałszem.
Chociaż jej kompozytorem jest Japończyk to dla mnie brzmi europejsko i zwyczajnie nie pasuje.Wobec tego 9/10.Ukłony,esforty
motyw muzyczny towarzyszący chwili, w której wjeżdża "posłaniec od Pana katsuyori " i reszta generałów... (ok 1.36.50)poczułem się jakbym oglądał Indiane Jonesa. amerykański akcent..