PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=32140}

Solaris

Solyaris
7,3 10 642
oceny
7,3 10 1 10642
7,3 20
ocen krytyków
Solaris
powrót do forum filmu Solaris

Tarkowski vs. Lem

ocenił(a) film na 7

Na pewno wielu fanów książki po usłyszeniu że film Tarkowskiego nie podobał się Lemowi miało wielkie obawy przed obejrzeniem tego dzieła. Ja wprost przeciwnie. Pisarze zazwyczaj chcą by ekranizacje ich utworów były jak najwierniejsze, a przekaz był identyczny. Wielu widzów zgadza się z tym stanowiskiem. Ale nie ja. Ja nienawidzę gdy reżyser przekalkowuje książkę na ekran i muszę oglądać drugi raz to samo. Sięgając po adaptację liczę zawsze na coś nowego, coś co tylko pozornie czerpie pomysły z oryginału, jednak ma inną wymowę. I dlatego bardzo chętnie zaopatrzyłem się w całkiem przyzwoite, dwupłytowe wydanie "Solaris".

Akcja filmu zaczyna się dzień wcześniej niż akcja książki. Główny bohater Kris Kelvin spędza ostatnie dni na Ziemi ze swoją rodziną. Następnego ranka ma wyruszyć na stację patrolującą planetę Solaris- będącą wielką zagadką dla naukowców. Składa się ona głównie z wielkiego oceanu i małych wysepek na nim. Jest o tyle dziwną planetą że zdaje się być żywym i samodzielnie funkcjonującym organizmem. Kris po krótkim spacerze i rozmyślaniach, spotyka się z Burtonem który był już na Solaris. Został jednak uznany za szaleńca po tym jak poszukując zaginionego na planecie przyjaciela był świadkiem niesamowitych wizji. Sam Kelvin nie wierzy w to czego świadkiem był Burton. Wkrótce będzie musiał zmienić zdanie. Gdy dociera na stację, czeka go niespodzianka. Okazuje się że załoga skrywa jakąś tajemnicę. Na domiar złego stacjonujący tam, bliski przyjaciel Kelvina, Gibarian popełnił samobójstwo. Po pewnym czasie pojawiają się tajemniczy "goście"...

Różnica między filmem i książką jest duża. Początek nawiązuje do powieści jedynie historią Burtona. Środkowa część jest bardzo wierną adaptacją. Zaś końcówka jest już kompletnie oderwana od pierwowzoru. I bardzo dobrze, bo wiele scen zaczerpniętych z książki wydaje się wepchnięta na siłę lub rażąco nielogiczna. Dla przykładu- w powieści gdy Kris Kelvin rozgląda się po kabinie zmarłego Gibariana nagle słyszy tajemnicze kroki i szybko chwyta za drzwi by znajdująca się na zewnątrz osoba nie weszła do pomieszczenia, w filmie wydaje się jakby po prostu bez powodu skoczył do klamki. Późniejsza scena pierwszej rozmowy z Sartoriusem gdy ten stara się ukryć istnienie swoich "gości" zaczerpnięta z książki wydaje się sztuczna na taśmie filmowej. Widz może czuć się zdezorientowany nie znając pierwowzoru, a to wydaje mi się poważną wadą filmu.

Co natomiast Tarkowski zmienił? Odrzucił kompletnie naukową otoczkę. W jego filmie nie liczy się wcale historia Solaris, a także badanie oddziaływań oceanu na ludzi. Najważniejsze są tu postaci, a w szczególności Kris. Reżyser stworzył portret pewnego siebie i oddanego pracy mężczyzny który skrywa w sobie cierpienie. Nie może zapomnieć swojej prawdziwej miłości którą stracił w tragiczny sposób. Samotność trawi go od środka i nie potrafi z nikim o tym porozmawiać. Gdy na pokładzie pojawia się jego zmarła żona- a w zasadzie jej zmaterializowane wyobrażenie- ma wreszcie szanse zdać sobie sprawę jak bardzo brakuje mu bliskości drugiej osoby. Może również porozmawiać z własnym sumieniem i zadać sobie pytanie o sens własnej egzystencji. Autentyczności postaci dodaje aktorstwo Donatasa Banionis który stworzył wyśmienitą kreację.

Trzeba również przyznać Tarkowskiemu że z pomysłem stworzył świat otaczający bohaterów. Wszystko zaczął o pięknych zdjęć przyrody, by po jakimś czasie dzięki scenie na autostradzie ukazać nam niezwykły świat przyszłości. Stacja kosmiczna nie robi niestety wrażenia, wszystko wydaje się zrobione z plastiku i aluminium. Jednak widz przestaje zwracać na to uwagę, zwłaszcza że szybko przykuwają nas do ekranu ujęcia oceanu które czasami pojawiają się między scenami. Jedną z najpiękniejszych scen w filmie jest lewitacja w kabinie Snauta gdzie możemy poczuć bliskość między Krisem i Hari. Jednak najważniejsze jest tu zakończenie, tajemnicze i bardzo dowolne w interpretacji. W połączeniu z mroczną muzyką stawia wiele pytań na które odpowiedzieć będzie musiał już sam widz.

"Solaris" Tarkowskiego być może nie jest tak wielkim dziełem jak książka Lema. Nie ma tylu wątków i nie stawia tak wielu pytań. Jednak jest filmem ważnym, pełnym refleksji nad życiem. Warto jest więc sięgnąć po obie pozycje. Radziłbym jednak zachować kolejność i zacząć od książki by łatwiej zrozumieć moc oceanu.

ocenił(a) film na 4
Lucky_luke

Książkę przeczytałem dawno, pozostaje dla mnie jedną z ważniejszych pozycji S-F.Film obejrzałem dwukrotnie, pierwszy gdy miałem kilkanaście lat.Nie miałem szans, wówczas na zrozumienie jego przesłania co skutkowało głębokim rozczarowaniem.Niedawno zasiadłem do kolejnego spotkania z Solaris Tarkowskiego.I jest niewiele lepiej.Zapewne dociera do mnie idea Tarkowskiego o potrzebie rachunku sumienia co miałoby być warunkiem koniecznym,choć mam wrażenie, niewystarczającym do kontaktu z stwórcą wszechświata.
Ale to chyba jedyna nowa wartość,jaka mi została po seansie.Jako kino film broni się słabo,zwyczajnie dłuży się.Założyciel wątku używa określenia ,, ... autor odrzucił kompletnie naukową otoczkę"(użyty zwrot deprecjonuje Lema jako autora,poważnego autora S-F) , a wedle mnie ta <naukowa otoczka>(brrr!),dałaby szansę na osiągnięcie lepszego rezultatu.Ponadto uważam, że reżyser wzgardził możliwością wyzyskania dla potrzeb widowiska filmowego, aury tajemnicy, która otacza główny wątek.No, to kuriozalne 4/10.Ukłony,esforty.
P.S.Za kilka lat powstanie Stalker i będzię w nim to czego się tu dopominam.

ocenił(a) film na 7
Lucky_luke

Wydaje mi się, że można bardziej rozwinąć opis osobowości głównego bohatera. Przed wyruszeniem na Solaris obwiniał się o śmierć Hari, był skłócony z ojcem, spalił wszystko, co dokumentowało jego przeszłość. Nie pamiętam dokładnie, ale chyba też celem jego misji było złożenie raportu, który usprawiedliwiałby zniszczenie Solaris. Na miejscu odzyskuje swoje człowieczeństwo, Solaris za pośrednictwem fantoma/człowieka (Hari) pozwala mu pogodzić się ze sobą, odnaleźć miłość do siebie i do rodziny.
Wydaje mi się, że Tarkowski strasznie zmniejszył znaczenie Lemowskiego Solaris, sprowadzając je do roli narzędzia umożliwiającego rozwój wewnętrzny Krisowi ;)

Ostatnia scena wydaje mi się całkiem oczywista - ocean wykreował dom i postać ojca z myśli Krisa, wysłanych wcześniej promieniami rentgenowskimi, tak jak potrafił odtworzyć zawartość mózgu zabitego uczonego w opowieści Burtona na początku filmu. Zresztą przed odlotem Krisa ojciec powiedział mu, że to Burton będzie musiał go pochować - czyli nie oczekiwał, że już się zobaczą. Pewnie był śmiertelnie chory albo podróż na Solaris trwała bardzo długo.

Nie dają mi spokoju tylko dwie rzeczy, które mogą zburzyć tą wygodną interpretację - obraz Breughela (zauważyłem, że pojawił się też w rodzinnym domu Krisa, podczas snu z matką) i kaseta, na której rozpalał ognisko z ojcem - czemu ją wziął, skoro pozbył się innych śladów przeszłości? I jak się łączyła z obrazem...

ocenił(a) film na 9
CBX

Obraz Breugla daje Hari do myślenia na temat ziemskiego życia, wspólnoty, rodziny, czyli tego, czego ona nie mogła doświadczyć. Sceneria obrazu jest zresztą zbliżona do tej z filmu. Przez jej zamyślenie nad obrazem, chcąc nie chcąc, zwraca na niego uwagę także Kris. Potem jego podświadomość przywołuje obraz we śnie z matką, z którą się pokłócił i opuścił. Idąc dalej można powiedzieć, że on to życie rodzinne miał na ziemi na wyciągnięcie ręki, ale je odrzucił, zresztą mówi wówczas, że czuje się samotny.
Co do faktu, że zabrał ze sobą film, to wg mnie czyni on jego przemianę bardziej wiarygodną - w momencie wyjazdu miał jednak jeszcze jakieś uczucia, tęsknił za czymś i to stało się podstawą do dalszego "powracania do żywych".

ocenił(a) film na 8
CBX

Kris nie usunął wszystkich pamiątek przeszłości. Scena z ogniskiem pokazuje bezwzględną i sprawną segregację pamiątek na potrzeby przyszłego lotu w jedną stronę. Ani Kris, ani ojciec nie mają co do tego złudzeń. Stąd też krótka wymiana zdań n/t jednego z filmów (lub zdjęć - nie pamiętam dobrze), które ojciec zdecydował zachować bez konsultacji z Krisem. Jako, że obaj rozumieją, iż to ostatnie ich spotkanie, nie ma tutaj żadnej kłótnii.

ocenił(a) film na 4
Lucky_luke

Przede wszystkim to ekranizacja zdumiewająco powierzchowna i jednocześnie niezwykle pretensjonalna, wręcz egzaltowana. I niesłychanie pruderyjna.

Nuda. Ale coś w tym jest (nuda). Zatem i szkoda czasu i nie.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones