Świetna grafika no i ten statek jak z obrazów Beksińskiego…
Film jest jak koncentrat. Z zawartej w nim fabuły, pomysłów, można by stworzyć niezły serial filmowy lub komiksowy. Można by też napisać sagę o kapitanie Harlocku i jego świcie. Niesamowicie wyraziste kreacje nadają się do osobnego rozpatrzenia. Bohaterowie, jak w każdej kreskówce „drużynowej”, są obdarzeni osobliwymi mocami i umiejętnościami, ale są też w jakiś sposób głębsi i bardziej tragiczni, niż przewidują ramy bajki. Wątek miłosny to przecież typowa tragedia grecka. Najciekawszy jest Isola. O takich postaciach w literaturze pisze się nieskończone ilości analiz. A pozostali? Z nimi też jest problem. Są dobrzy czy źli? Cel uświęca środki czy nie? I tak dalej… I tak dalej. Trudno też zakwalifikować dzieło do konkretnej kategorii. Statek piratów jest niezniszczalny jak jakaś Załoga G, jednak problemy rozgrywające się wewnątrz i na zewnątrz to już nie bajka.
Zagęszczenie pomysłów jest paradoksalnie największą wadą filmu. Powoduje niespójność fabuły i przeskoki myślowe. U niektórych oglądanie tego dzieła może skutkować przedawkowaniem patosu. Odnoszę też wrażenie, iż twórcy, aby odpędzić widmo przewidywalności, niektóre komplikacje wprowadzili na siłę. Duża doza wspomnianego patosu to jakby sztucznie wtłaczana w fabułę mądrość. Jest jakieś podobieństwo tych mechanizmów z Diuną Davida Lyncha, która mimo wszystko stała się kultowa. Oczywiście to inny kaliber filmowy i reżyserski.