jestem na prawdę pod wrażeniem, wszystkich scen z lotu ptaka jak widać mnóstwo maszerujących ludzi to samo w końcowej scenie batalistycznej. Dziś to tylko efekty CGI rozmnażają nam ludzi, za to kiedyś.. eh, po za tym świetne zdjęcia, sceneria jak i sama reżyseria, czuć niestety, że sceny były wycinane masowo w końcu oryginalnie Spartacus miał trwać aż 6h, mogliby zostawić chociaż te 4 (ja oglądałem wersję 3h,16min).. cóż tak czy siak to dobry film. ;)
bardzo trefne spostrzezenie z tymi statystami;d takze ogladalem wersje 3h16min. ogolnie film 8/10, wart zobaczenia i sie jakos nie ciagnie ze tak dlugo
Dużą część scen masowych kręcono w Hiszpanii (wówczas jeszcze kraju biedniejszym od Polski). Rząd hiszpański (frankistowski, a jakże) pomógł hollywoodzkim filmowcom, wynajmując im za niezbyt dużą opłatą tysiące żołnierzy, takich z poboru. Podobnie, to znaczy we współpracy z wojskiem, w owych czasach załatwiało się sprawę statystów w Polsce. A w takim ZSSR istniał nawet specjalny oddział kawalerii "służący" wyłącznie w Mosfilmie. Że już nie wspomnę o biednej (przed laty) Korei Południowej, która potrafiła wysyłać za granicę ekipy budowlane złożone wyłącznie ze zdyscyplinowanych żołnierzy.
Prócz żołnierzy-legionistów, w "Spartakusie" widzimy i innych hiszpańskich statystów, często niemłodych i niezbyt pięknych naturszczyków...
PS Na posiadanym przeze mnie dwupłytowym wydaniu "Spartakusa" czas projekcji określony jest jako 189 minut. Ale pamiętam, że dawny "Magazyn Filmowy" (był taki 16-stronicowy tygodnik ilustrowany na przełomie lat 60. i 70.) informował tuż przed polską premierą kinową, że czas wyświetlania wynosił 3 godz. 13 min. Cóż, wersje filmu prezentowane w różnych krajach i różnych latach nieco się od siebie różniły. Ponadto, samo wyświetlenie filmu w telewizji (z prędkością 25 klatek na sekundę, zamiast 24 jak w kinie) już samo z siebie powodowało zmianę czasu projekcji. W sumie: o minutową precyzję bardzo tu trudno. Najważniejsze, że owe trzy godziny z życia nie nużą.
Hmmm, zaciekawił mnie ten fragment:
"Ponadto, samo wyświetlenie filmu w telewizji (z prędkością 25 klatek na sekundę, zamiast 24 jak w kinie) już samo z siebie powodowało zmianę czasu projekcji. W sumie: o minutową precyzję bardzo tu trudno."
chyba wreszcie znalazłem odpowiedź, czemu długości trwania niektórych filmów tak bardzo różnią się między sobą. Często miałem problem z tym, że gdzieś przeczytałem, że film powinien trwać np. 122 minut, a trwał 116 i nie było mowy o czymś w stylu "wersja reżyserska".
W każdym razie dzięki za informację, jak widać nawet na forum "Spartakusa" można się dowiedzieć czegoś, co odpowiadałoby na nurtujące od dawna pytania.
A ja bym chciał się dowiedzieć jak to możliwe, że rozciąga to (czy też skraca) czas trwania filmu o te kilka minut. Czy sceny lecą po prostu wolniej/szybciej? Czy dźwięk też jest przyspieszony lub spowolniony? Przecież wprawne oko wyłapie takie rzeczy.
Jedna klatka = 1/24 sekundy
Jeśli z usuniemy po jednej klatce z 1 sekundy, to w każdej minucie ubędzie 60*1/25s, co daje 2,4 sekundy odjete z każdej minuty. Jeśli film trwa 3 godziny, czyli 180 minut, to łatwo policzyć, że po takim zabiegu tracimy 432 sekundy, czyli 7 minut i 12 sekund. Oko ludzkie nie jest w stanie wychwycić zdarzenia trwającego 1/24 sekundy.
Jednego nie, ale jeśli każda minuta trwa o 2,5 sekundy krócej, a nie zostaje to przecież wycięte, tylko "ściśnięte", to chyba można dostrzec pewne nieznaczne przyspieszenie obrazu?
No nie wiem, ja tego raczej nie zauważam. Ten jeden kadr to naprawdę niewiele.
Z innej beczki: w filmie "Apocalypto" Mela Gibsona, na jeden kadr wciśnięto postać Wallyego. Moim zdaniem nie do wychwycenia w normalnym tempie: http://www.youtube.com/watch?v=jT3woa2INr8
Jak się już wie, że tam jest, to go widać:)
Wiem, że jeden kadr to niewiele, ale przyspieszenie filmu tak, że minuta trwa 58 sekund jest moim zdaniem dla wprawnego oka (albo kogoś, kto film oglądał wiele razy i wie, w jakim tempie leci) do wychwycenia. Tak czy siak, dzięki za wytłumaczenie.
nie. jest to kompletnie niezauważalne. i nie ma tu znaczenia ile razy ktoś film oglądał. spróbuj z jakąkolwiek inną czynnością. w życiu nie oszacujesz czy myłeś zęby 3 minuty czy zaledwie 2 minuty 54 sekundy choćbyś je mył już od 40 lat. Albo spróbuj oszacować, czy byłeś u kumpla równiutko 3 godziny, czy tylko 2 dwie i 52 minuty. takich rzeczy ludzki organizm nie zauważa i całe szczęście, bo byśmy od tego natłoku niepotrzebnych informacji pewnie powariowali. pozdrawiam!
A jednak zauważa. Przynajmniej mój. Odkąd to wiem i zwracam na to większą uwagę potrafię dostrzec że sceny, które znam już na pamięć toczą się z trochę inną prędkością zależnie od źródła:)
Da się zauważyć. W 25 klatkach obraz sprawia wrażenie hmm "dokumentalnego", ruch jest bardzo... rzeczywisty
Osobiście nie znoszę oglądać filmów w 25 klatkach, bo sprawiają wrażenie zbyt realnych. Strasznie to psuje niektóre filmy (władcy pierścieni nie mogłem zdzierżyć).
"w filmie "Apocalypto" Mela Gibsona, na jeden kadr wciśnięto postać Wallyego. Moim zdaniem nie do wychwycenia"
Oczywiście, że nie do wychwycenia!
Zbliżyłeś się do tematu 'subliminal advertising' (="reklama podprogowa"). Już w latach 30. XX wieku w USA czyniono w tym zakresie eksperymenty: w każdej sekundzie filmu umieszczano 23 klatki z tegoż filmu oraz jedną klatkę z przekazem reklamowym (typu np. "pijcie Coca-colę" albo "jedzcie popcorn"). I puszczano cały film nieostrzeżonej kinowej publiczności z normalną prędkością 24 fps. Naturalnie nikt, ale to nikt na sali nie był w stanie dostrzec i odczytać hasła reklamowego. Ale i tak po skończonym seansie bardzo duża, wyraźnie większa niż przeciętnie, liczba widzów biegła kupić colę czy coś tam innego.
Bodźce podprogowe zatem działają.
Tyle, że w większości państw świata taka reklama jest oficjalnie niedozwolona a jej stosowanie - podlega karze.
Oczywiście, że bodźce podprogowe działają - z tym, że to co czym piszesz to bardziej mit niż fakt. Eksperyment Jamesa Vicary'ego (nawiasem mówiąc, przeprowadzony w 1957) nigdy nie został przez niego udowodniony, wyniki podobnych eksperymentów nie potwierdziły stawianych tez (już na pewno nie w rozmiarach jakimi ów marketingowiec się chwalił), aż w końcu zarzucono mu oszustwo i sam autor przyznał się, że taki eksperyment nie był przeprowadzany. Plotka jest jest na tyle atrakcyjna, że pomimo tego nadal żyje własnym życiem.
24 klatki na sekundę - z taką prędkością od dziesięcioleci wyświetlano filmy w kinach.
25 klatek na sekundę - z taką właśnie prędkością wyświetlano materiały filmowe w dawnym tak zwanym telekinie (taka maszyna, będąca połączeniem kinowego projektora i kamery te lewizyjnej, w której obiektyw owego projektora znajdował się naprzeciw obiektywu kamery. Telekina już dawno nie ma, filmy nadaje się w telewizjach za pomocą zupełnie innej techniki (bez tradycyjnej taśmy filmowej). A jednak liczba Herców pozostała mnożnikiem owych 25 (stąd mamy telewizory 50-hercowe, 100-hercowe, 200-hercowe)..
Przemnóż sobie czas wyświetlania "Spartakusa" w kinach, według dawnego Magazynu Filmowego wynoszący 3 godz. 13 min. (=193 minuty) przez 24 a następnie podziel przez 25. Co Ci wyjdzie? Otóż wyjdzie 185 minut (3 godz. 05 min.). Ale w czasie oglądania całego filmu w telewizji, tego przyspieszenia się naprawdę nie zauważa.
Moja nagrywarka zewnętrzna z twardym dyskiem posiada opcję odtwarzania nagranych materiałów z przyśpieszeniem wynoszącym 1,33.
Naturalnie, takie przyśpieszenie jest już zauważalne gołym okiem: niektóre ruchy i gesty postaci stają się wtedy nienaturalnie szybkie, także słowa wypowiadane są nie naturalnie szybko. Ale wciąż każde słowo da się zrozumieć.
Nie polecam oglądania w ten sposób filmów. Ale już newsy albo programy publicystyczne - to co innego. Jak człowiek chce oszczędzić czas - ta opcja jest w sam raz.
"Skąd Kubrick nabrał tylu statystów!!??"
Z PRLu, z kolejki spod mięsnego. A i tak tylko co druga osoba angaż dostała ;-)