-Amerykańskie science-fiction:
Wysokobudżetowe produkcje, ogromne przedsięwzięcia do których angażuje się ludzi z czołówki świata filmu.
Sugestywne, porażające wizualnie obrazy które pozwalają oderwać się od rzeczywistości i zanurzyć w świecie
przedstawionym. Na tym tle dzieje się wartka, ale inteligentna, przykuwająca do ekranu akcja i niejako mimochodem
zadawane są pytania o kondycję współczesnego człowieka, lęki związane z przyszłością, czy funkcjonowanie
społeczeństwa.
-Rosyjskie science-fiction
Trzech kolesi chodzi po łące.
...
Aha, ok.
Próbowałem podejść do Stalkera kilkakrotnie, autentycznie się starałem, ale nie jestem w stanie. Nie wierzę, że
ktokolwiek jest w stanie jarać się tym tworem z innych powodów jak dla lansu na bycie eklektycznym intelektualistą.
"Nie wierzę, że
ktokolwiek jest w stanie jarać się tym tworem z innych powodów jak dla lansu na bycie eklektycznym intelektualistą."
No widzisz. Takie nastały czasy. Ty nie wierzysz, ludzie nie wierzą. O tym też jest "Stalker".
Pozdrawiam.
A wiesz, bardzo łatwo można by w podobnie tendencyjny sposób w złym świetlne przedstawić każden jeden amerykański film fantastycznonaukowy.
A, prawdę powiedziawszy, każden jeden film w ogóle.
I z każdego tym podobnego zabiegu niewiele wynika.
Dzisiaj naszła mnie epokowa refleksja. Mianowicie - czy istnieje wódka "Stalker"? Bo nie piłem takiej...
Musiałem przeoczyć lub zapomniałem. Ale konsumpcji sobie nie przypominam, nawet po ukończeniu ostatniego układu (czy też kilku jego wersji). :P
Amerykanie: Tandetna fabuła polegająca na wojnie między złymi chciwymi ludźmi-najeźdźcami i dobrymi pseudoindianami, koniecznie opierająca się na sztampowej miłości jednego z najeźdźców do autochtonki, która (miłość, nie autochtonka) powoduje, że zmienia on stronę i ratuje wszechświat, bo jakżeby inaczej. I oczywiście naukowiec okazuje się empatycznym krzewicielem dobra i nie chce cierpienia, nawet kosztem własnych badań, bo każdy naukowiec jest etycznym bojownikiem o prawdę i miłość. (Swoją drogą - Pocahontas ktoś oglądał? No to jak wszyscy widzą fabuła na poziomie bajki dla dzieci z ładnymi piosenkami)
Rosjanie: Głęboka, kilkugodzinna rozkmina, poruszająca wiele problemów dzisiejszego świata. Główni bohaterowie, tak jak w prawdziwym świecie, są dla całego systemu nic nie znaczącymi śmieciami, ale zarazem dla nich samych są centrum wszechświata, w końcu człowiek jest istotą egoistyczną. Opowieść również o samotności i tym, że ludzie pozbawieni są empatii i patrzą jedynie na czubek własnego nosa (nie, nie potępiam.).
PS Forma "nic nie znaczący" jest poprawna, oznacza nie znaczący nic, znaczący nie jest tu więc przymiotnikiem, ejmen.
W amerykańskim muszą być jeszcze brawa od rodziny i gratulacje od prezydenta jak bohater wygra.
Jeśli zginie (oczywiście w wyniku eksplozji po strzale z wiatrówki w bak samochodu) ma zagwarantowany pogrzeb, kawalkadę radiowozów i hymn lecący z każdego głośnika w pobliżu.
A trzech Rusków dalej spaceruje po łące śmiejąc się.
Nie zgadzam się. Może i dzisiaj tak jest w większości przypadków, ale przypomnij sobie lata 70,80 i 90 i takie filmy jak Łowca Androidów, Alien, Aliens, Terminator, Terminator 2, Matrix ( tylko pierwsza część ), stara trylogia Star Wars, Coś, Bliskie Spotkania Trzeciego Stopnia, i jeszcze kilka innych filmów od Spielberga. Te filmy nazywasz tandetnymi ? Filmy, które zrewolucjonizowały kinematografie mają być gorsze od tej twojej kilkugodzinnej rozkminy zwanej Stalker ?
I efekt jest taki, że w amerykańskich filmach udaje się przemycić jakieś drobne myśli społeczeństwu odpornemu na myśl, a rosyjskie oglądają tacy, którzy i tak to wszystko już wiedzą, więc z filmu i tak niczego nie wyniosą poza przeświadczeniem, że wiedza jak to jest.
Dokładnie tak. "Stalker" i inne ruskie czy radzieckie filmidła są kompletnie bezużyteczne. A z kolei hollywoodzkie superprodukcje i seriale niezmiernie edukują ludzi w kwestiach socjologicznych, filozoficznych, psychologicznych, ekonomicznych i innych.
Podajmy kilka przykładów:
1) niepodległość można odzyskać tylko pod wodzą biuściastych blondynek: bo każdego kosmitę załatwią cycem
2) małoletni ganiusze rozwiązują każdą zagadkę wszechświata: bo potrafią policzyć do 10, a to wiecej niż przeciętny widz masowy
3) superbohater, zwany Netoperkiem, przezwycięzy każdy kryzys gospodarczy: bo zachęca do kupna peleryny przeciwdeszczowej, parasolek, kaloszy i innych rekwizytów
4) Sztuczna Inteligencja nam, ludziom, nigdy nie podskoczy: bo jakby co, to wystarczy zrobić groźną minę i każdy system komputerowy zawiedzie.
Itede.
Proszę dopisać tu inne z ważnych myśli.
A zwróciłeś uwagę, że tych trzech kolesi od czasu do czasu coś mówi? Wiesz, może najistotniejszą różnicą pomiędzy popularnym amerykańskim kinem, a starym europejskim jest to, że w europejskim filmie liczą się dialogi. Cały ten film zastanawiałem się, jak oni przestawią anomalię, jak będą wyglądać jakieś efekty specjalne i po tych 2 godzinach i 40 minutach jestem szczęśliwy, że był tylko jeden najprostszy, a głowę mam pełną rzeczy nad którymi chcę myśleć. Problem Profesora i jego "misja" jest iście amerykańska - i gdyby to Amerykanie kręcili Stalkera to pewnie byłby głównym bohaterem. A stalker napakowanym mordercą - tutaj natomiast jest zwykły, prosty człowiek i jego problemy i starcie z "intelektualistami".
Zupełna odwrotność Transformersów. Po Transformersach zastanawiałem się, po co oni tam w ogóle coś mówią...
Heh, wyobraziłem to sobie i - struchlałem (to nie synonim "opicia się").
Ten Profesor z bombą na ramieniu czy w plecaku - toż był już taki film, gostek zapierdzielał po amerykańskim mieście i miał detonować. :P
No ja też się bałem, że jakimiś daremnymi efektami specjalnymi zepsują mi cały film. I co mnie pociesza - że dzisiejsze "kosmicznie dobre" produkcje, kręcone w malowniczej scenerii zielonego ekranu, za kilkadziesiąt lat będą bawić kiczowatością tak bardzo, jak dzisiaj dziwne wydają się scenografie sci-fi z lat 80. To co kiedyś było krzykiem mody dziś wydaje się kiczem, a doceniamy to tylko przez wzgląd na konwencję - i jestem pewien, że tak samo będziemy patrzeć na "wypasione", do bólu kolorowe i przeładowane spektakularnością produkcje.
Heh, a ja sobie wyobraziłem jak wyglądałby remake Stalkera wg jakiegoś modnego reżysera z Holyłudu, np. Nolana.
I ze śmiechu mało nie spadłem z krzesła. :)
Taa, najbardziej porywające dialogi były w 10 minutowej scenie jazdy drezyną:P Cudo!
Nie wiem czy to filmweb kopiuje kwejka, czy kwejk filmweba http://kwejk.pl/obrazek/1996750/stalker.html .
Racja '' Avatar '' 100x lepszy od tego starego chłamu. Przez cały film chodzą, gadają i w sumie to tyle. '' Stalker '' nie ma nawet podjazdu do '' Avatara '', '' Avengersów '' czy '' Terminatora ''.
Aż mi się przypomniał Braciak kiedy opowiadał, że polski film wojenny to 2 żołnierzy, 1 czołg i jakieś smutne rozmowy w okopach natomiast w Amerykańskim jest 1000 żołnierzy, 100 czołgów 50 helikopterów i wybuchy co 5 sekund i że to jest prawdziwa groza wojny.
A to gówno prawda. Bo nie sztuką dzisiaj jest nakręcić helikoptery rozwalające pół świata przy dźwiękach Valkiri, sztuką jest dramat dwóch przyjaciół zmuszonych do gry w rosyjską ruletkę w obozie jenieckim.
I nikt nie zwróci uwagi na to, że rosyjska ruletka w obozie jenieckim to idiotyczny pomysł. Nawet jedna brew się nie podniesie w obawie przed linczem :)
Łowce jeleni jest przeceniany. Czas apokalipsy to nr 1 jeśli chodzi o kino wojenne. Wybitne jest także Idź i patrz czy Ścieżki chwały.
Też mógłbym powiedzieć, że w amerykańskim SF chodzi o wybuchy i wytarte morały. Myślę, że nie jesteś całkiem fair wobec Tarkowskiego :)
Amerykańskie science fiction:
Perfekcyjne od strony techniczno audiowizualnej, wielowątkowe i wielowarstwowe ambitne dzieła artystyczne, które, przekazując treść w oprawie wybitnej już jak wspomniałem formy (Scenografia, zdjęcia, efekty specjalne, muzyka) przekazują (w treści) równie wielką refleksję na temat: Miejsca człowieka we wszechświecie, lęku i ekstazy kosmosu, ewolucji, stosunku pomiędzy sztuczną inteligencją a człowiekiem - astronautą/stwórcą, czym jest człowieczeństwo i co sprawia że jest się (i co to znaczy) być człowiekiem (I nieważne czy to człowieczeństwo budzi się w wibrujących od smutnego, melancholijnego tonu nutach saksofonu Vangelisa czy może też w chłodnym i lodowatym kosmosie otaczającym oświetlone na czerwono wnętrze centrum dowodzenia)
Ewentualnie są to równie perfekcyjne od strony audiowizualnej filmy rozrywkowe, które nie mając żadnego innego celu jak dostarczenie prostej i niewymagającej intelektualnego wysiłku rozrywki, wciąż, pomimo tego mogą, chcą przekazać jakieś myśli ukryte pod, infantylną na pierwszy rzut oka pokrywą kina akcyjno-przygodowego tylko że w kosmicznej scenerii, np. (znowu) relacja pomiędzy człowiekiem a sztuczną inteligencją (tylko że w tym wypadku ta inteligencja przybierając rolę łowcy formę austriackiego mięśniaka poluję na -niegdyś stwórcę i pana, obecnie zwierzynę- człowieka) czy też, opakowane w przeróżną scenerię odwieczny konflikt pomiędzy człowiekiem kolonizującym kosmos, wyposażonym w swoją technikę i mocarne spluwy a pozaziemskim łowcą, obcym, cosiem, drapieżnikiem który we wszystkich trzech przypadach wykorzystuję ,,scenografię'' statku kosmicznego/ziemii (Dżungla, stacja arktyczna) aby powoli rozprawić się ze swoimi przeciwnikami w bezpardonowej walce na śmierć i życie. Czasami może też wystąpić motyw tego że czasami największy skur***yn w galaktyce może być naszym starzykiem a my musimy z tym żyć :) (No i oczywiście tego że budując jedną kosmiczną wunderwaffe co okazałą się klapą i tak zaraz zbudują jeszcze jedną i już na etapie konstrukcji popełnią ten sam błąd co pozwoli znowu wygrac tym dobrym) (I że wygrają czczące złotego robota gumisie żyjące w lesie :)
Ruskie Science Fiction:
Hmmmm....no...well.... Trzech uciopranych w błocie meneli łazi po pastwisku
(Ale Tarkowskiego to ty szanuj!)
A jak nie szanujesz Stalkera ani Solaris - zobacz ,,Zerkalo'' (Zwierciadło) albo Andrieja Rublowa