Niestety, wg mnie film o niczym. Nie spodziewałem się tutaj rozwałki i morza bebechów, kanonad i sarż "Maczety" na stado potworów.
Para musi przedostać się na wybrzeże, ale potem czeka ich droga przez Strefę X ... No właśnie... Wędrują przez tę strefę całkiem spokojnie, luźno. Nie widać strachu, niepokoju, zimnego potu. Jest to bardziej spacer widokowy. Film bardziej skupia się na postaci fotografa, który co rusz cyka fotki ( ok, nie ma sprawy ). Momentami słuchając dialogów bohaterów i łącząc je z obrazem oraz muzyką, miałem wrażenie iż oglądam fabularyzowany eko-dokument.
Spodziewałem się czegoś na kształt Cloverfield, a dostałem ... nawet nie wiem co.
Na plus na pewno zamysł pochodzenia stworów, wygląd i "gody", które wyglądały magicznie.
bo to film filozoficzny, o niszczeniu wszystkiego czego nie znamy a co niekoniecznie nam zagraża, rząd wmawia że te zwierzęta są trujące i niebezpieczne podczas gdy jest to nieprawda
Właśnie Ty masz rację, a nie amatorzy pseudofilozofujących filmików, albo ci, którzy widzą głębię w sadzawce . Film jest średni (ale tylko dlatego, że autor miał mało kasy, inaczej byłby beznadziejny). Redaktorzy podniecają się tu jakimiś parabolami, inni widzą "Dystrykt 9" (ha, ha). A co to jest. Ano, to jest tani filmik melodramatyczny z byle potworkiem w tle. Nic więcej!