Nie ma tu rzeczy nadprzyrodzonych. Reżyser eksploatuje tu lęk przed szpitalami psychiatrycznymi i chorobami umysłowymi. A do tego historia jest luźno oparta na końcowym okresie życia Markiza de Sade (widać inspirację "Zatrutym piórem" i "Salem, czyli 120 dniami Sodomy"). Film mi się podobał. Był przemyślany i całkiem oryginalny. Fajne były te "przerywniki" z ruszającym się mięsem.
Od zawsze, bo horror to podgatunek fantastyki.
A ty, Malignus, przekonałeś mnie właśnie do obejrzenia tego filmu (zwłaszcza nawiązaniem do "Salo...").
W XXI wieku nie ma już czegoś takiego jak typowy horror. I nie musi być zjawisk nadprzyrodzonych by film mógł być horrorem.
Wydaje mi się, że określenie "horror filozoficzny" jest w tym przypadku bardzo trafne. Jak dla mnie nad całym filmem "czuwał" M. Foucault- choć jego nazwisko nie zostało wymienione w filmie bezpośrednio, kilkakrotne powtórzenie frazy "nadzorować i karać" było dla mnie dość czytelnym odniesieniem.
Przerywniki niestety jako jedyne mi się nie podobały,bo nie uważam zabawy zwierzęcymi zwłokami za dobrą zabawę, ale oprócz przenośni miało też szokować i być lekko "ble",miało to coraz bardziej sens, im bliżej było się końca. Jednak mimo to nie jestem w stanie zaniżyć oceny, bo film tak sprawnie przechodził z jednego absurdu w drugi, dodatkowo film w stylistyce a la rewolucja francuska kręcony w 2005 roku, i do tego spięcie go szpitalem psychiatrycznym, a nawet i okultyzmem, no tego się nie spodziewałam. Film zostaje w głowie długo po seansie. Z jednej strony jakiś taki brzydki, te wnętrza, te twarze, a z drugiej nie można się oderwać od ekranu. Głęboka konsternacja.