Przebrnąłem przez całość ale z wielkim trudem. Liczyłem, że po pierwszych mocno przekoloryzowanych scenach (jaka jednostka specjalna używa 4 różnych śmigłowców? 50 komandosów na jeden dom? cały oddział (wartość żołnierzy ok 100 mln euro) na jednej linie (heh), no to po co wielki Caracal?) ale bezsens tylko się pogłębiał, z każdą kolejną odsłoną scen "akcji".
Punktem kryzysu intelektu były szczególnie momenty ucieczki panów komandosów. Niestety, działając w zaprezentowany w filmie sposób zostaliby w całości wybici przez byle Zulusów już w roku 1810.
Czy zaangażowanie wojskowego konsultanta było aż tak drogie, że nie można było tego zrobić?
Najlepsze sceny to te, w których nikt nie strzela.
Najlepsi francuscy aktorzy, Diane Kruger, i.... marność. Zarówno pod względem logiki jak i warsztatu filmowego, bo o oklepaniu scenariusza już nawet nie ma co mówić. O postprodukcji też.
Kino europejskie na drodze naśladownictwa średniej jakości amerykańskiej papki i jeszcze do tego - sknoconej.
4, minus 1, by zniechęcić innych europejskich twórców do produkcji takich "dzieł".
No z tymi smiglowcami akurat to zalezy do czego sluza. A ilosc komandosow podczas szturmu, szczegolnie jzezli jest mozliwosc, jest zawsze wieksza niz przewidywana liczba przeciwnikow. Musi byc zabezpieczenie akcji, wsparcie lotnictwa, odwody itp. Polecam zainteresowac sie tematyka operacji specjalnych z pierwszej reki. Co innego zatrzymanie zbrodniarza - polecam ksiazke "operacja litle flover" o analogicznej akcji gromu, a co innego odbijanie zakladnikow, zabezpieczanie obiektow strategicznych a co innego operacje za liniami wroga - dzialania dywersyjne. Tylko te ostatnie sa wykonuja male grupy. To nie gra komputerowa w ktorej na 100 przeciwnikow wysyla sie 2 fire-teamy po 4-5 zolnierzy. Zreszta popatrz na realizacje zatrzyman groznych bandytow. Ilu operatorow bierze w nich udzial. Pozdrawiam serdecznie.