Podobnie jak większość horrorów japońskich tak i w przypadku "Ringu" najważniejszą sprawą jest klimat. I to jest właśnie największa siła tego filmu. To co najbardziej w nim uderza to fakt, że strach podczas jego oglądania nie wynika z tego co widzimy na ekranie, ale raczej z tego, czego nie widać. Reżyser prowadzi z widzem swoistą grę, umiejętnie dawkując napięcie a jednocześnie zawsze pozostawiając pewne niedopowiedzenia. Z początku akcja rozwija się dość niemrawo, aby w końcówce nabrać porządnego przyspieszenia. Zdarzają się momenty, gdy czujność widza jest niejako usypiana, tylko po to aby w najmniej spodziewanym momencie zostać zaatakowana porządną dawką strachu. Całość jest porządnie zrobiona, chociaż realizacja jest bardzo oszczędna w środki wyrazu i obywa się bez zbędnych fajerwerków, co moim zdaniem można zaliczyć na plus. Aktorzy również stanęli na wysokości zadania i stworzyli przekonujące postacie, chociaż widza wychowanego na kinie "made in USA" może nieco razić sposób gry Japończyków a także wolniejsze tempo i stateczne ujęcia.The Ring jest horrorem który trzeba obejrzeć.
Jedyny - biorę pod uwagę pierwszą i drugą część, film jaki obejrzałem, który jest sugestywny do tego stopnia że mam do niego i do reszty horrorów/ thillerów z Japonii stosunek "a idźcie w piz##du z tym filmem". Zobaczyłem raz 14 lat temu, przez miesiąc miałem problemy z poruszaniem się w nocy po domu ;)
Remake to szajs, nie ma chwili doskoku do oryginału.