PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=645955}

Transformers: Wiek zagłady

Transformers: Age of Extinction
6,2 101 415
ocen
6,2 10 1 101415
3,1 9
ocen krytyków
Transformers: Wiek zagłady
powrót do forum filmu Transformers: Wiek zagłady

Gardzę tym

użytkownik usunięty

Symbol zepsucia i upadku cywilizacji łacińskiej.

użytkownik usunięty

Sorry panie adminie, zdarzył sie jakiś błąd.

Przerasta cię głębia filmu? Przez to ta jedynka?

użytkownik usunięty
mdarnowski

Nie, jedynka jest przez to, że to gówno.

Nie rozumiem. Sam napisałeś, że to dzieło o głębokiej symbolice, co powinno choć trochę podnieść tę notę.

użytkownik usunięty
mdarnowski

Nic takiego nie napisałem.

użytkownik usunięty

Już wszystko rozumiem: Ordet 6/10, Transformer: 10/10. Troll.

Jeśli film jest symbolem czegoś, to w samej swojej wymowie - może nawet bez intencji autora - przekracza standardy wyznaczane przez średniaki. Jeśli zaś układ kadrów jest czegoś symbolem, to logicznie: poszczególne kadry składają się na ten symbol, więc muszą zawierać symbolikę, która może uwolnić się dopiero po ich połączeniu. I moim zdaniem: "zepsucie i upadek cywilizacji łacińskiej" to dość głęboki temat. Nie uważasz?

Choć ja opisałbym to bardziej optymistycznie: "sztuka bez sztuki, czyli o przekraczaniu granic - 10/10".

użytkownik usunięty
mdarnowski

Film nie reprezentuje tego, o czym pisałem, specjalnie - on to robi niezamierzenie, dlatego 1/10.
Są setki innych przykładów, które reprezentują to samo, co transformery: nie chcesz chyba jednak wszystkich ich oceniać jako przekraczających granice?
Takim czymś trzeba gardzić i pluć na to.
Albo olewać.

Myślę, że poruszasz tutaj bardzo ważny temat. Już nawet nie chodzi o Transformersy, film, który zresztą uważam za najgorszy jaki widziałem. Ocenę 10 stawiam przyszłościowo (dostrzegam nową erę, gdzie inni właśnie upadek) i może... trochę dla jaj. 10, bo jeszcze żaden film nie był tak okropny i tak zawzięty w niszczeniu starych wartości. Próbuje być nowoczesny.

Ale do rzeczy: Czy naprawdę uważasz, że twórca, który jest nieświadomy tego, co poczynił, nie zasługuje na tak samo obiektywną ocenę, na jaką zasługuje ten drugi, co dobrze wie, z czego się śmieje, i czego symbole ukazuje? Obaj powinni być tak samo oceniani za pracę, którą wykonali - świadomie czy też nie. Takie mam przekonanie. Oglądam film, nie reżysera.

I druga kwestia: Skąd wiesz, że Bay nie robi sobie po prostu wielkiego żartu? To byłby dopiero geniusz, na jakiego świat czeka!

użytkownik usunięty
mdarnowski

Ja oceniam według moich odczuć. Jeżeli reżyser będzie idiotą, ale jakimś cudem przypadek sprawi, że jego film będzie można interpretować jako arcydzieło: wtedy dam mu 10. Jednak jeżeli jest leniwym śmierdzielem i nagra słaby film - wtedy nie mam litości.

Może i Bay jest dowcipnisiem itd., ale w żadnym razie tak swoich filmów nie reklamuje. On to robi dla czystego zysku. Jednak, nawet gdyby takowym żartownisiem był, odbiór jego "dzieła" wciąż byłby równie uciążliwy i odrażający.

Dlaczego Ordet ma u Ciebie tak niską notę?

Problematyka filmu mnie nie rusza. Na ekranie toczy się bitwa o to, które pojmowanie chrześcijaństwa jest właściwsze, żeby pod koniec rzec, że żadne nie jest właściwe, a najważniejsze to w ogóle, żeby wierzyć... i wierzyć.

Gdzie walka o wolność i samostanowienie? - to wartości, które są ważne dla mnie w filmach, w życiu.

użytkownik usunięty
mdarnowski

Zacznijmy od tego, że film odebrałem oczywiście jako zrobiony w duchu chrześcijańskim.

Film pięknie ukazał to, jak trzeba wierzyć. Pokazał, że trzeba wierzyć jak dziecko. I może to brzmieć infantylnie, ale już tłumaczę. Gdy każdy wierzący mówi, że trzeba wierzyć bezgranicznie, czy faktycznie byłby w stanie to zrobić? Zauważ to: wszyscy mieszkańcy, z głównym bohaterem na czele (dziadkiem), mieli bezpośrednią styczność z Jezusem. Wszyscy jednak mieli twarde serca, nie mieli łaski poznania tego, kim był. Uważali go za szaleńca albo w ogóle nie zdawali sobie sprawy z tego, że w ich pobliżu pomieszkuje sobie Mesjasz. Otóż ten film stawia ważne pytanie: czy dzisiejsi chrześcijanie byli by wstanie poznać Jezusa? Oni kłócili się o to, czy powinno się być mniej czy bardziej purytańskim, a nie widzieli rzeczy najistotniejszych, tak naprawdę nie byli chrześcijanami, raczej czymś pomiędzy...

To, że ojciec nie uwierzył w to, że jego syn jest Bogiem - to wydaje się zrozumiałe. Jednak to, że ktoś, kto nazywa siebie wyznawcą Boga, nie poznaje Mesjasza pomieszkującego w jego własnym domu: to jest dramat. Dlatego jego ojcostwo w tym filmie całkowicie traci znaczenie.

Jezus jednak okazuje łaskę i ujawnia się. Sam nie wiem czy robi to tyle z łaski dla błądzących, czy dzięki wierze dzieci... a może dzięki tym dwóm rzeczom?

Wolność i samostanowienie - te wartości niewiele mają wspólnego z wiarą i pokorą.

Pozdrawiam

Mam nadzieję, że nie kończysz już rozmowy.

Gdybym oceniał film tylko ze względu na przesłanie, Ordet - w swojej rzadkości - dostałby 1. I bardzo dobrze rozumiem, że to film "w duchu chrześcijańskim". Tematyka "jak trzeba wierzyć" nie jest dla mnie interesująca, bo uwierzyć trudno, a jeszcze trudniej zacząć kultywować to, w co się uwierzyło (jeśli miałby to być Jezus, aniołowie i inne demony). Dla mnie Ordet nie ukazuje pięknie, jak trzeba wierzyć. Wręcz przeciwnie: strasznie ukazuje wiarę chrześcijańską w swojej czystej postaci, film jest pełnym jej odzwierciedleniem, wielką okropnością i wielkim absurdem, jakby nowa Biblia. A przecież Biblia nie jest tak złą powieścią, jak strasznym jest traktatem.

Człowiek powoli uwalnia się: uczy się ludzko cierpieć, wątpić, cenić życie na ziemi i... Pojawia się Jezus. Nowy początek? Nie, powrót do palenia czarownic. Tego reżyser zapomniał powiedzieć.

użytkownik usunięty
mdarnowski

To, jak trzeba wierzyć w Boga, a jak trzeba wierzyć w fakty stwierdzone empirycznie (albo w jakimś stopniu empirycznie...), jest bardzo różne.

Wierząc w rzeczy (czyli: wierząc w rzeczy, w które wierzy każdy - od ateisty do katolika) musimy być nieskończenie wścibscy, sceptyczni. Nie powinniśmy się do rzeczy tych odnosić emocjonalnie, są to przecież tylko obiekty naszych badań.

Wierząc w Boga, jesteśmy ślepi. Jedyne, co od Niego mamy, to Biblia i wiara w Niego. Wszystko, co od niego dostajemy, nawet jego ciało (Eucharystia), możemy przecież równie dobrze oznaczyć jako rzecz nic z Bogiem niemającą wspólnego. Dla ateisty jego krew będzie winem, a ciało chlebem. To, co otrzymaliśmy od Pana Boga widzialnego (czyli Pismo Święte i Tradycję) powinniśmy uznawać za rzecz nie do podważenia i nie powinniśmy absolutnie próbować tego podważać , tylko udowadniać i interpretować.

Czysta wiara chrześcijańska może być straszna dla, pozwól że się tak wyrażę, poganina. Wiara chrześcijańska powinna być fanatyczna. Tutaj pewnie łapiesz się za głowę, ale już tłumaczę. Nie chodzi tu o fanatyzm względem papieża. Nie chodzi o odrąbywanie głów heretykom.

Wiesz chyba jaka była droga Jezusa. Jezus nauczał, krzyczał na sprzedawców w Świątyni, cierpiał. Upominał tych, którzy bronili go mieczem, w końcu został ukrzyżowany, chociaż był Bogiem. Chrześcijanin powinien go naśladować, słuchać każdego jego przykazania aż do końca. Człowiek taki będzie prawdziwym fanatykiem chrześcijaństwa.

Mający problemy z wiarą, dumny farmer ani na siłę purytański sąsiad okazują się nie być godni poznania Jezusa.

Powrót Jezusa nie jest powrotem do palenia czarownic! Powrót Baranka jest odnową, jest drugą szansą. Porównałbym nawet całą akcję w filmie za przykrywkę (i przy okazji pokazanie braku prawdziwej pobożności bohaterów, ale to przy okazji). Otóż gdy faryzeusze (protestanci) toczą między sobą rozmowy dotyczące wiary, kłócą się, mają kryzys w wierze, modlą się, obok nich żyje Jezus. I wszyscy, oprócz właśnie dzieci, mają go za szaleńca. Myślę, że film jest właśnie wyrazem niepokoju tego, czy chrześcijanie w ogóle będą w stanie rozpoznać Jezusa? Czy będą tego godni?

Od czego człowiek się uwalnia? Od Biblii? :)

Otóż zupełnie nie uważam, ażeby dowód czegokolwiek kiedyś został wyprowadzony empirycznie. Zmysły są niedoskonałe. I dlatego też, nie wyróżniałbym wierzeń w boga od tych (marniejszych?) wierzeń w prawą skarpetkę. Wydaje mi się, że to właśnie emocje kierują naszym sądem, tworzą go i nawet - bardziej są naszymi oczami niż same oczy. Badania? - Jakby coś mogłoby zostać zbadane.

Niestety zachodzi tu paradoks. Jeżeli bóg daje tylko ślepotę, to po co miałby się kiedykolwiek ujawniać? Nudziło mu się zapewne. Wiara w boga jest dla mnie nawet zrozumiała, nie mówię, że taką nie jest. Jednak Bóg chrześcijański jest tym bogiem, w którego wierzenie jest jednak dla mnie niezrozumiałe.

Bóg ludzki powinien nosić w sobie człowieka, gdzie bóg chrześcijański nosi nieludzkie piekło i sądy, nieludzką wyrozumiałość i pokorę. Bóg chrześcijański jest nieludzko sprawiedliwy i boski. Jaki CZŁOWIEK chciałby kłaniać się komuś, kto nawet nie potrafi go pojąć. Myślę tu w drugą stronę: Bóg - gdyby istniał - nie potrafiłby pojąć swego tworu. Tworu okropnie niespójnego w jego "wspaniałym" świecie, tworu bardziej skomplikowanego Odeń.

Ale żeby na tym się skończyło... Cierpienie w Biblii nabiera sensu tylko dlatego, bo w pociesze w jakimś drugim świecie (o wiele przyjemniejszym) dojdzie się do Najwyższego i dostanie się "wszystko". Bóg ustala zasady, by za sprawą ich przestrzegania, mógł je później znieść? I wystarczy jedynie pocierpieć w świecie beta. Kuszące? Jak diabli. Jednakże mało ludzi wspomina o tym, że właśnie zakazane jabłko smakuje najlepiej, że świat beta jest lepszy dlatego, bo właśnie jest niepełny, różnorodny i nieperfekcyjny. Bo raj prędzej się znudzi niż minie (a nie minie!). Wieczność to przekleństwo boskiego świata.

Zaiste jestem poganinem. Chciałbym, ażebyś mi to wytłumaczył. -------- Wydźwięk filmu rozumiem zupełnie, tego tłumaczyć nie trzeba. --------- Czy ludzie będą godni spotkać Chrystusa? Ja zadałbym raczej pytanie: czy Chrystus jest godny tak wspaniałego dzieła? ------- Od Biblii? Tak.

Sry, że tak długo czekałeś. Nie miałem czasu, by usiąść i coś ci odpisać.

użytkownik usunięty
mdarnowski

Łatwo zobaczyć, że wcale nie jestem teologiem i nie mam kompetencji do "uczciwego" Ci odpowiedzenia. Jednak spróbuję tak dobrze, jak będę umiał.

Reprezentujesz tu skrajny subiektywizm. Zastanawianie się nad ostatecznym, niewytłumaczalnym sensie, gdy nie wierzy się w Boga, rzeczywiście może doprowadzić do poczucia poruszania się w świecie, w którym nic nie można zrozumieć. Gdy wierzymy w Boga, nic w praktyce się nie zmienia. Mamy tylko nadzieję, czy też wiarę w to, że ma to swoją przyczynę i nieznane nam bliżej (acz jakby ostatecznie, niejasno, ale jednak, rozumiane) przeznaczenie. Badanie rzeczy, które możemy zobaczyć i ocenić, jest ważne i ciekawe. Pozwala bowiem przybliżyć się do prawdy. Co nie zmienia tego, że "ignoramus et ignorabimus". Tylko czy faktycznie poznawanie powinno być najważniejsze dla człowieka? Emocje są chyba równie ważne. Nie ukrywajmy, że to i to jest równie ziemskie - "profesorkowie" naśmiewający się z uczuć są równie żałośni, co nasti-emoski.

To nie jest tak, że Bóg nie ujawnia się w ogóle. On w istocie cały czas działa. W sposób niejasny, acz pewny, pomaga. Nie wiem, czy pozwala o czymś pomyśleć, czy wzbrania nas przed czynami, w podświadomości gdzieś skierowuje. Nie wiem, czy robi to przez swoją organizację (Kościół Boży w sensie uniwersalnym - nie chodzi tylko o instytucję KKatolickego, ale też ludzi, teologię...). Wreszcie pozwala co niedzielę skosztować swojego ciała każdemu swojemu dziecku. Każdemu udziela sakramenty, odpuszcza grzechy... To nie jest tak, że go tutaj nie ma, jest w jakiejś mistycznej energii albo jest jakąś panteistyczną abstrakcją. Jest tajemnicą. Sam On powiedział przecież do ludzi jako Jezus: "błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli". Weź też pod uwagę arcyważną rzecz. Ludzie katoliccy wierzą (a przynajmniej ja tak wierzę), że moja wiara jest pragnieniem Boga, każde moje zwątpienie jest wystawieniem na próbę. Jak mógłbym opuścić Jezusa wiedząc o tym, myśląc tak? Sam myślę, że za moim nonsensem stoi jakaś transcendencja: i może ona tam jest, a może ja sobie to wmawiam, a może coś pomiędzy... Ale mam nadzieję.

Bóg ludzki objawił się jako człowiek, Jezus Chrystus. Pamiętaj o tym: doświadczył bólu, upokorzeń, strachu ludzkiego, wystawiania na próbę, kontaktu z demonami, śmierci, zstąpił nawet do piekieł. Żaden katolik nie może odmówić osobie Jezusa doznania człowieczeństwa. Przecież sposób, w jaki żył, jest wzorem dla każdego uczciwego chrześcijanina. I to takim wzorem, który gwarantuje zbawienie. Nadwzorem, nieskończonym celem, tak bym się nawet patetycznie wyraził. Bóg jest sprawiedliwy i boski, wyrozumiały, pokorny etc. i to go czyni doskonałym. Nie znasz korzeni upadku człowieka? Otóż my nie jesteśmy ludźmi czystymi ( wdg Kościoła), my odrodzimy się oczyszczeni. To, czym jesteśmy teraz, to jest istota biało-czarna, mogąca trwać pomiędzy, albo rzucić się białą, albo czarną przepaść. Obie przepaści prędzej czy później pewnie przyniosą nam tu śmierć. Jak Bóg nie potrafiłby pojąć swego tworu? Jeżeli najlepszy mechanik potrafi pojąć swój twór, to jak działa i dlaczego, czemuż nie miał by zrobić tego Elohim?

Bóg ustala zasady tego, jak wyrwać się z szaleńczego podążania za rozrywką, emocjami, orgią, śpiewem, strachem, rozpaczą. Jeżeli myślisz, że oderwanie się od tego będzie gorsze, iż będzie to nudne wpatrywanie się w posążek i śpiewanie monotonnych hymnów - coś przy świecie tutejszym okropnego, mylisz się. To będzie coś dobrego i najlepszego dla człowieka. Nie wiem, czy będzie to miało formę podobną do ziemskiej, czy niepojętą - czy to ważne? A nuż okażę się, że cały świat dzisiejszy jest przestrogą dla człowieka przed takim, jakie większość wiedzie, życiem, przed buntem?
Nie rozumiem ostatniego pytania. :(

Żaden problem, możesz odpisywać kiedy chcesz.

Dobra. Zbierałem siłę przez 10 dni, by odpisać ci na ten post, który ty chyba wstawiłeś 10 minut po moim. Ale właśnie moja odpowiedź powstaje. Mam nadzieje, że o mnie nie zapomniałeś, a jak to zrobiłeś, to właśnie o sobie przypominam:

Mówisz o tym, że osoby wierzące oglądają świat, którego trochę nie rozumieją. A w ogóle to gdzieś tam jest Bóg, jakiś taki niewytłumaczalny i nie wiadomo, po co jest. Ok, choć to nie brzmi przekonywająco, to za bardzo mnie to nie zajmuje, a chciałbym zapytać, o coś innego: Otóż, czemu w świecie, którego chrześcijanin nie rozumie, szuka on boga? Tego jedynego, opisanego, najlepszego. Boga, którego religia nie jest zwykłym zbiorem ogólników, tylko zbiorem wymyślnych praw. Czy Biblia jest prostą książką o niepojmowaniu świata? Nie, to wnikliwy opis jego praw, książka o chrześcijaninie dla chrześcijanina, dla tego, który wie, czego chce i tego poszukuje. Wiara w boga to nie poszukiwanie boga, tylko odnalezienie go. I zawsze wydawało mi się, że prawda jest mało ważna dla osoby tej wiary. Przecież bóg ustanawia prawdę, tylko on. Wiara w niego, to już wszystkie odkrycia. Dlatego też nigdy nie rozumiałem filozofów chrześcijańskich i naukowców chrześcijan. Oni nie mają prawa bytu. Przecież ta religia to odejście od poznania, przyjmowanie, zaprzeczenie logiki, oddanie temu Niewytłumaczalnemu. Skoro tak samo poszukujesz, jak ja to robię, już zwątpiłeś.

W drugim akapicie mówisz o tym, że Bóg czasami przychodzi, ale nie zawsze mu się chce i najważniejsze mieć taką nadzieję, że przyjdzie. To tylko udowadnia jak małą siłę ma Bóg, skoro do spełnienia potrzebna mu nadzieja ludzka.

Transcendencji też nie uważam za rzecz do znalezienia. Samo poszukiwanie jej, jest już jej dotknięciem. Prośba wyniosłości jest jej pragnieniem, a pragnienie wyniosłości to nic innego jak wyniosłość. Ja mogę poczuć się wyniośle, gdy nawet wątpię. Czy to nie wystarczający dowód na to, że Bóg nie ma znaczenia w świecie, który stworzył? Czy istnienie tego bóstwa, kończy się na poziomie jego abstrakcji? - A chodzi mi tu o to, że dzisiaj istnieją ludzie bardziej wyniośli od Biblii i... lepsze książki.

Odp. na trzeci akapit: Nie chodziło mi tutaj o ludzkość cielesną. Jezus zaczął chodzić po ziemi, ale nie oznacza to, że stał się ludzki i ludzko niedoskonały. Bo boskość to zaprzeczenie człowieka, harmonia i odnalezienie. Cierpienia tego Twojego Elohima na ziemi, nie były ludzkie, tylko bosko zniesione. Czemu Bóg miałby nie pojąć swojego tworu? Już mówiłem. Człowiek jest dużo bardziej skomplikowany odeń, jest nieczysty i niezrozumiały. Ja np. widzę w tym pewne piękno. Kocham siebie takiego, jaki jestem, nie potrzebuje oczyszczenia. JA, to osoba, która występuje w tym momencie na świecie, to nie jestem "ja" na przestrzeni wieków. Bo JA to sama myśl, która przechadza się dziś w mojej głowie, że jestem. To myśl dużo potężniejsza od Bogów, i oczyszczenia i... wieczności.
"Twój Elohim" spróbuje mnie oczyścić, gdy jego posłucham. JA wcale nie potrzebuje oczyszczenia. Dlatego ignoruje istnienie Boga, bo moje JA stało się już silniejsze odeń i bardziej warte posłuchu.

Ostatni akapit: szaleńcze pożądanie, rozrywka, emocje... Niestety nie chcę się od tego wyrwać. Same dobre rzeczy. Bóg jest takim nudziarzem, że trudno mi uwierzyć, że za te wszystkie ascetyzmy na ziemi, dostanę coś porównywalnego do ziemi. Może to słaby deal? Przemyślałeś to?

Teraz będę odpisywał, jak najszybciej. Sry, sry, sry, że tak długo. Byłem zajęty Falloutem...

użytkownik usunięty
mdarnowski

1. Spokojnie, mi się nigdzie nie spieszy.

2. Myślę, że szukanie przyczyny istnienia Boga jest nie na miejscu, ponieważ bez Niego nie było by niczego. Bóg jest ostatnim ogniwem, bez przyczyny. Chyba?

Biblia jest oknem do Boga, świadectwem jego obecności. Pouczeniem moralnym, jest również zapowiedzią, książką proroczą. Choćby Apokalipsa wg św. Jana czy zapowiedzi Mesjasza w Starym Testamencie.

Samo uznanie istnienia Boga nie wystarczy. Jeżeli nie będziesz pragnął poznać jego natury i tego, co uważa za dobre, nie będziesz przecież wiele wiedział. Istnienie katolickich teologów i tak dalej, wynika z tego, że nie tak łatwo zinterpretować Słowo Boże i Boską naturę bez ludzi mądrych. Bez tych osób z Pisma Świętego itd. wyciągnęło by się o wiele mniej. :)

3. Jeżeli tak napisałem, to oczywiście źle napisałem. Polecam obraz "Światłość światła".

4. A może to transcendencja dotyka nas, my tylko musimy jej na to pozwolić? Nie sądzę, żeby była jakaś lepsza książka od Biblii, chyba że pan Bóg napisał jeszcze jedną. ;)

5. Człowiek niekoniecznie musi być skażony grzechem. Czy zamierzasz uznać św. Maryję, która nie popełniła żadnego grzechu, za nieczłowieka? Święci dowodzą tego, że człowiek nie musi być skażonym, nie do końca dobrym. Nawet jeżeli na początku taki był.

6. Są ludzie, którzy umarli szczęśliwie, unikając tego, o czym mówisz.

Pozdrawiam

Podoba mi się ta numeracja. :P

1. To dobrze, bo mało słowny jestem.

2. Myślenie w ten sposób jest bardzo ograniczone, kiedy Bóg ma chyba być nieograniczony. Czym jest to "nic"? Czy "wszystko" to nie przypadkiem sama wiara w Boga? Czy właśnie to, że Bóg jest ostatnim ogniwem oznacza, że jest najważniejszy i ma prawo do stanowienia swojej funkcji? Jeśli jest on tym ogniwem bez przyczyny, to czy świat bez niego nie miał sensu? Jeśli tak, to czy nadał światu sens przez samo swoje istnienie? Czy więc ludzie mogą nadać światu nowy sens z tego prawa, że w nim trwają? Moim zdaniem nie mają wyboru.

Biblia wydaje mi się raczej marnym świadectwem obecności Najwyższego. Książka jak inne. Można by ją nawet stawić na półce koło jakiś romansów marnych i się nie obroni. Spalić nawet można taką, a są okazy, co bronią się od ogni lepiej, a zszyte z tego samego materiału. :P

Którzy to ludzie "mądrzy"? To ci, którzy wierzą w Boga? Bo ja prawdziwych przygłupów widziałem pod kościołem.

4. Biblia 6/10 - Nieźle. ST - 7+/10 NT - 4/10

5. i 6. Czy Maryja była człowiekiem? Dla mnie nie była. Ci "ludzie" to też tacy nieludzie.

użytkownik usunięty
mdarnowski

1. kk

2. Niestety, jestem dość ograniczony. Nie sądzę, by ludzie bezpośrednio mogli nadać światu nowy sens, bo nie potrafię sobie tego wyobrazić. Świat boski ma sens z góry określony, świat utworzony w modelu nie-boskim nie ma przecież żadnego sensu, porównał bym go raczej do zjawiska, reakcji samej dla siebie?

3. Czytałeś Biblię od początku do końca, choćby kilka ksiąg, z przypisami i tak dalej? Za takie porównanie dostałbyś nie tylko od katolika, ale i od wielu ateistów. ; ) Ale to chyba prowokacja, choć ja staram się pisać w miarę na poważnie.
Ludzi mądrych wymieniać nie będę, bo po co, skoro wiedza o nich jest tak łatwo dostępna?

4. No to może nie była "twoim" człowiekiem, ale jak dla mnie, była nim jak najbardziej. Utożsamianie ludzi z grzechem jest prawdziwe, bo przecież prawie wszyscy go doświadczyli. Jednak utożsamianie z nim w całości, że tak powiem, całego gatunku, jest nieprecyzyjne. Ludzie w niebie nie grzeszą, Maryja nie grzeszyła, Jezus Chrystus nie grzeszył, przez pierwsze lata nawet Adam i Ewa nie grzeszyli. Grzech jest więc czynnikiem obcym, naroślą, która oszpeca.

Pozdrówka

2. Świat boski też jest reakcją samą dla siebie. Idziemy do nieba, ale po co? Ja się nie oszukuje: świat nie ma sensu, więc nadaje mu nowy - najwygodniejszy z możliwych znalezionych.

3. Oczywiście źle nakreśliłem tu swoją myśl, gdy napisałem, że nie "obroniłaby się", chodziło mi bardziej o to, że nie wstałaby (Biblia) z miejsca, w którym została wcześniej położona (w tym przypadku koło romansideł) i nie przestawiłaby się w bardziej dogodne miejsce, takie miejsce dla ambitnych ksiąg. I ten cały wywód miał mówić o tym, że Biblia jest tak samo bezsilna jak każda inna książka. Ludzi mądrych nie musisz wypisywać. Zapytam jednak: czy to właśnie mądrzy ludzie zostali stworzeni, ażeby interpretować najważniejszą księgę chrześcijaństwa? Czy więc ci mądrzy to osoby, które najmocniej wierzą? Bo ja pod kościołem często wiedzę mało rozgarniętą ekipę.

4. Ludzie nie grzeszą w niebie... Maryja nie grzeszyła... Jezus... I to czyni ich lepszymi? Są bez narośli? Są lepszymi dla Boga i ludzi, którzy podzielą jego filozofię - i jedynie dla nich. Subiektywne i krytyczne spojrzenie na świat nie tylko udowadnia bezsens Chrystusa, ale też otwiera zupełnie nowe bramy do głębszych przemyśleń. Ludzie utrzymują, że wiara w Najwyższych i duchy czyni ich żywot transcendentnym. Kiedy zaś mózg wytrzeźwieje od tych bzdurnych idei - właśnie tworzonych samych dla siebie - może dopiero zacząć szukać czegoś, co ma u podstaw wartości nieprzemijające. A wartości Biblijne przeminęły - człowiek idzie dalej, o czym świadczy np. dzisiejsza tolerancja Kościoła Katolickiego. Wiara jest anty-rozwijająca i uboga w samym zamyśle. Od chrześcijanina bardziej transcendentny jest człowiek, który nie nauczył się pisać i czytać, a żyje pośród wilków. Bo chrześcijaństwo to cofanie się i tłumaczona sama sobą hipokryzja.

Oczywiście zostaje jeszcze jeden argument na nieistnienie tego "jedynego Boga", a nieodpowiedzenie na niego "drugiej strony konfliktu" to jeden z powodów, aby przestać martwić się chrześcijaństwem: bardzo prosty argument i już chyba przeżyty, ale nikt w sumie nie potrafił mu zaradzić: Otóż Biblia jest tak zawiła i wymyślana, a opisane są w niej tak niestworzone rzeczy, że trudno uwierzyć, ażeby się zdarzyły. Silna wiara w tę akurat książkę, nie inną, jest przejawem niewiedzy, że podobne księgi istnieją i bywają nawet silniejsze w treści i mniej nieludzkie. Chrześcijaństwo to nie tylko sam zarys Boga, ale też wiara w historię tej religii - okropnie wymyślnej i chyba spisanej przez człowieka, który jest przecież niedoskonały, zarośnięty glonami.
Symulacja: -Wynikiem może być każda znana nam liczba, podaj wynik. -7. -Czemu 7? -Czemu nie?

Proszę: uwierz mi, że odpisałem ci dosłownie po kilku godzinach, ale post zniknął. Straciłem chęci do ponownego pisania. I dopiero teraz coś utworzyłem.

Śmieszne jest to, że prowadzimy tę dyskusję na forum Transformerów. Kiedyś nawet założyłem prowokacyjny komentarz pod filmem Ordet... ;P Nie tam się znaleźliśmy...

użytkownik usunięty
mdarnowski

Może gdy napiszę jedną rzecz, odpowiedź będzie wystarczająca. Religia katolicka to taka religia, w której za racjonalne uznajesz to, co niepoznawalne. Jeśli będziesz outsiderem i niewierzącym, możesz uznać całą mądrość Kościoła za co najwyżej wzniosłą filozofię i rozbudowany system religijny. Będąc wewnątrz, uznajesz Biblię i dogmaty za prawdę, teologię za chęć wyciśnięcia prawdy.

Idziesz do nieba po to, by się zbawić. Zabrzmi to wzniośle może odrobinkę, ale porównałbym to do zjednoczenia się z prawdą.
Oczywistością jest, że ateista nie uważa Biblii za xięgę boską, jednak na pewno niejeden z nich uznaje ją za książkę najciekawszą. Ja wiem, że wielu księży i katolickich intelektualistów jest niekompetentnych, głosi kłamstwo, ale co zrobić? To nie pierwszy i miejmy nadzieję nie ostatni kryzys w Kościele.

Dobro = prawda. Kłamstwo = zło. Kłamstwo jest odstępstwem od tego, co chce Bóg, dobro jest podążaniem za jego wolą. Wiara jak dla mnie polega na przyjęciu tego za pewnik. Odrzucenie tej podstawowej zasady legitymizuje nihilizm. Polityka KK się zmienia i pewnie jeszcze się zmieni, jego nauka jest stała.

Argument o bzdurach w Biblii mnie nie przekonuje.

Mówisz o tym, że Bóg to coś nad, bo jest nieograniczony w pojmowaniu, a można go zacząć pojmować dopiero, gdy porzuci się wszystko, co nim nie jest, co jest kłamstwem. Wiara miałaby w tej koncepcji stawiać cię wyżej od niewierzących. Mówisz o wierzę w Boga jako o jedynej drodze do dobrobytu, którą podejmują jedynie nieliczni. Cóż to wiara? Czyli nie brak rozumu w oddaniu? Wiara była zawsze. Poczęła się wraz z człowiekiem i jego chęciom do poznania, a później - uwierzenia w to, co poznał. Wiara to cześć bycia człowiekiem (człowiekiem zwierzęciem) - od zawsze. Zwątpienie to dopiero coś świeższego w repertuarze dwunogiego. Gdy ty mówisz, że Bóg sprawia świat innym i pojmowalnym, ja powiem, że ze zwątpieniem świat staje się także innym, lecz niepojmowalnym, ale w tym piękniejszym i bardziej pociągającym.

Człowiek nie chce zakończyć tak prosto podróży. Wiara choć wyznacza jakiś cel to jest to cel osiągalny (niebo, zabawienie). Ze swoim zwątpieniem wiem, że gdy nawet ktoś osiągnie przeznaczenie, będzie chciał więcej, póki jest człowiekiem. Ze swoim "skromnym" zwątpieniem wiem, że wszystko, co jest i było to mało w porównaniu do wieczności, jednak też nie tak mało, aby się nadto przejmować. Chrześcijanin zgodzi się ze mną, ale czy wierzy w to, co mówi? Jeśli chrześcijanie są gotowi poświęcić "moją" ludzkość dla Boga, czemu po prostu nie zapomną o tym, że żyją? Życie bowiem to dla chrześcijanina największe ograniczenie w duchowym oddawaniu się nad-ideom przez następne wieki wieczności. (Sic!)

użytkownik usunięty
mdarnowski

Rzeczywiście, dobrze to ująłeś. Cecha bycia pobożnym jest lepsza od bycia niepobożnym. Jednak samo to, że ktoś uważa się za pobożnego i chodzi do kościoła, nie oznacza, że taki faktycznie jest. Osoba pobożna dąży do dawania świadectwa wszystkim, kiedykolwiek coś robi. Jezus, najdoskonalszy z ludzi, to człowiek, którego każdy wspomniany w ewangelii czyn jest dobry.
Wiara jest jak najbardziej zjawiskiem ziemskim. Możesz wierzyć idolowi, liderowi. Wiara do Boga różni się tylko jakością i odpowiedniością : otóż jest najlepsza i najbardziej odpowiednia. Brak wiary w skompromitowanego lidera jest dobra. Brak wiary Bogu, niezależnie od Jego czynu, jest złem. Jak bowiem człowiek mógłby podważyć cokolwiek, co robi ten, który, jak człek wierzy, jest świadectwem sprawiedliwości i miłosierdzia? Bóg nie manipuluje sprawiedliwością, to, co on robi jest zawsze dobre. Jedynie my możemy to źle odebrać.

Pozwól, że pozwolę sobie powiedzieć, co sądzę o najodpowiedniejszej filozofii dla człowieka, który jest ateistą. Otóż powinien być to w rdzeniu nihilizm do końca, obojętność na wszystko. Nawet nie samobójstwo, raczej świadomość tego, że nie moralność ani życie nie mają uzasadnienia. Na zewnątrz, zależnie od tego, co sobie ten człowiek zechce, może robić co mu się żywnie podoba. I nie ma to żadnego znaczenia.
Chrześcijanin, który "chce więcej" póki jest człowiekiem, to zwykły grzesznik, odrzucający sprawiedliwość. Sprawiedliwy ateisty czy agnostyk to człowiek w pewnym stopniu miły dla Boga. Szczerze wierzący i grzeszący to szaleniec i obłudnik. Jak można grzeszyć w pełnej wierze ze świadomością tego, jakie może mieć to konsekwencje i kogo to obraża?

Mówisz, że nie wiesz jak wiele to zbawienie, z drugiej strony stwierdzasz, że pewnie nie tak wiele. To jest myślenie niekonsekwentne, nie można o tym zapominać, jakkolwiek było by "poetyckie". Ja nie wiem nic o tym, jak będzie wyglądała i zachowywała się moja substancja w niebie, wiem natomiast, że nie będę tam umierał z nudów ani nie będę kuszony. Chyba że o czymś nie wiem. Pan Jezus nic takiego nie mówił.

Co jakby Pan Jezus kłamał? I te dobro i zło sobie powymyślał. Taki żart se zrobił, że wie, o co chodzi na świecie. Kto wie?... kto wie?

Nigdy nie powiedziałem o sobie, że jestem ateistą. Zaprzeczenie istnienia boga jest dla mnie tak samo obłudne jak wiara weń, bo na nic z tych rzeczy nie ma dowodów. Ateista chcę się odgraniczyć od wierzących ludzi - tak samo jak to robią wierzący - i przyjmuje jakieś błahe twierdzenie. Ateizm to rzeczywiście odcięcie się od wszystkiego i... nihilizm. Szukam wyjaśnień pewnych rzeczy, bo nie jestem ateistą. Może nie szukam Boga, ale na pewno czegoś boskiego. Czasem chcę po to sięgnąć, czasem sięgam, czasem mi się nie chcę - taki ze mnie człowiek.

A jeśli byłbym pewny istnienia Boga, nawróciłbym go. Jeśli zaś by się nie dał, pewnie ludzie musieliby wybrać jakiegoś zastępce zań i strącić go z nieba. Bogowie już umierali... do Tartaru byli zrzucani...

Nie zostałem zbawiony, więc nie wiem jak to wiele znaczyłoby dla mojej duszy. Właśnie - duszy, bo dusza tylko jest nieśmiertelna. Ja, jako człowiek, składam się z duszy i ciała. Połowiczne zbawienie to nie tak dużo, nie? A to i tak najlepsza opcja z możliwych, jaką oferuje Bóg.

użytkownik usunięty
mdarnowski

A co, jeśli Kopernik był kobietą?

Jesteś sobie agnostykiem. Nikt Ci nie zabroni. Agnostyk może bardziej boi się Boga...

Nie nawróciłbyś Boga, bo jesteś małym człowiekiem. Obłudne może być mówienie, że się Boga zna, że się żyje według jego przykazań do końca, że się nie wątpi, ale wierzenie w Boga nie jest obłudne. Co to w ogóle za teza? Wierzenie w Pana to nadzieja, wiara i miłość do Boga, podążanie za jego ścieżką, naśladowanie Go. Jeżeli będziesz miał twarde serce, to, tak jak faraon, nic nie zrozumiesz.

Ateista idealny to człowiek dążący do pozbawienia siebie człowieczeństwa. Ateista faktyczny, przeciętny, to pewnego rodzaju nieświadomy obłudnik, przyjmujący dużą część nauczania pańskiego, odrzucający natomiast jego istnienie. Dobro można bowiem częściowo zbadać i odkryć, jak to robił poganin Platon.

Przypominam Ci pewną rzecz. Katolik wierzy również w odrodzenie ciała. Co to będzie za ciało, kto wie?

ocenił(a) film na 5

film byl najslabszy z serii ale 1 to troche niesprawiedliwie sa filmy 10000 razy gorsze

ocenił(a) film na 1
gok_U

Nie ma gorszych filmów o takim budżecie i reklamie.
Ten film w pełni zasługuje na 1 za to, że obraża inteligencję widzów i niszczy kinematografię.

Przez to, że tak upośledzony produkt (bo nazwać tego czegoś filmem naprawdę nie można) osiaga takie zyski skończymy niedług bez jakichkolwiek godnych uwagi filmów do obejrzenia.

użytkownik usunięty
Dealric

Nie, spox filmy nadal będą powstawać, będą może cieszyły się trochę mniejszym wzięciem, ale będą.

ocenił(a) film na 8
Dealric

Są, chociażby Żółwie w tym roku. Tam nie ma żadnych plusów. W Transformers jest ich trochę, podobnie jak minusów. Złotą Malinę dałbym jedynie za nielogiczności, o ile taka kategoria istnieje. Malina za reżyserię również powinna trafić do Żółwi.

Grammer zagrał poprawnie i nie miał zbyt dużo czasu ekranowego w przeciwieństwie do takiej Fox. Bardziej to on dostał za całokształt swoich ról w tym roku, ale tamtych filmów nie oglądałem, więc się nie wypowiem.

ocenił(a) film na 1
Ryloth

W praktyce Bay reżyserował żółwie (tak, w teorii jest tylko producentem, ale praktyka pokazuje co innego), więc tak czy siak trafiło do odpowiedniej osoby.

ocenił(a) film na 8
Dealric

No. Ale nie za Transformers:)

ocenił(a) film na 1
Ryloth

Za to też zasłużył.

ocenił(a) film na 8
Dealric

Nie. Zrobił to, co miał zrobić. Rozwałkę z robotami, do której dołożono świetną muzykę.

ocenił(a) film na 1
Ryloth

Zrobił marny spot reklamowy, który trwa dobrze ponad 2 godziny.

ocenił(a) film na 8
Dealric

Szczerze? Mało mnie obchodzi to lokowanie produktów, bo i tak większości nie znam, a po drugie - nie ulegam presji reklamy ;p

Wiek zagłady to świetny film w tym, czym miał być. Oczywiście, że mogłoby być dużo lepiej, ale nie jest to film na 1. Będziesz bronić tej oceny jak lew, bo ją wystawiłeś, ale cóż... swoje ci wcześniej napisałem. Jest to podobna część do poprzednich i dostałem dokładnie to, czego się spodziewałem, oglądając właśnie poprzedników.

gok_U

Dasz tytuł? Choć jeden. Plz

ocenił(a) film na 5
mdarnowski

np transmorphers

użytkownik usunięty
gok_U

Transformersy ssą bez litości.

ocenił(a) film na 5

oczywiscie kazdy ma prawo do wlasnego zdania

ocenił(a) film na 3
mdarnowski

Postman :) Faceoff i Catwoman - wielka trójka

ocenił(a) film na 2
python74

Zapomniałeś o Batmam & Robin, prequelach Star Wars, oraz o Amazing Spider-Man.

mdarnowski

Jak ktoś zrobił kupę , która smakuje gorzej niż wszystkie inne kupy nie oznacza, że ta kupa jest dobra.

ocenił(a) film na 1

SRAKA XXL / ULTRA MEGA HIPER SZIT. Gimby mają prawo lubić Transformers 1-4, filmy o superbohaterach itd. To POP KULTURA - od mody na filmy do muzyki. Gardzę tym. Sorki nie lubię współczesnego kina z efektami CGI - to prawie w każdym przypadku niedopracowane sztuczne goowno (plastikowa twarz, ruch, ogólnie pełen wygląd/kształt) Scenariusz ........... "/ . Jaki film, tacy antyfani.

Anty_Gimbus

Widze że obejrzałeś(aś) wszystkie części x-men i wszystkie oceniłeś(aś) na 1. To po co to oglądasz jak Ci się nie podoba? Jak Ci się nie podoba współczesne kino akcji, to po prostu tego nie oglądaj, a nie marnujesz czas na takie "niedopracowane sztuczne goowno". Nie lepiej w tym czasie zrobić coś pożytecznego?

ocenił(a) film na 7
raser

Ogląda, żeby poczuć się lepszym od szarej masy. On się jara tylko filmem ambitnym, czyli najlepiej takim, gdzie nawet autor nie wie o co mu chodziło.

ocenił(a) film na 3
zeb2

albo takim, który wypada uważać za arcydzieło coby wpasować się w standardy i wymagania ynteligencyji i yntelektualnej bohemy

ocenił(a) film na 2
Anty_Gimbus

Jeśli wychodzisz z założenia, że popkultura to rzecz dla ograniczonych umysłowo, a każdy film z efektami CGI, to kaszana, to w gruncie rzeczy sam jesteś ograniczony. Ograniczony kulturowo. Ludzie tacy jak ty gardzą hollywódzkimi blockbusterami, ponieważ nie są to kolejne filmy, w stylu "Obywatala Kane'a", lub filmów Hitchcocka. Rozumiem, że każdy odbiera sztukę na swój sposób, ale to że nie spodobały ci się Transformersy (co jest zrozumiałe, te filmy to gnioty jakich mało), nie znaczy że każdy film akcji, science-fiction, fantasy, przygodowy, itp., musi być totalnie do chrzanu. Ja sam nie przepadam za Anime lub Mangami, ale nie piszę, że to idiotyczne, lub że to rozrywka dla gimbusów.

ocenił(a) film na 2
Anty_Gimbus

Jeszcze jedno: JAK MOŻNA OCENIĆ BATMAN & ROBIN WYŻEJ OD X-MEN 2??!?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones