A ja wystąpie wbrew wszystkim, bo wypowiem się "na tak".
Na poczatku chciałam napisać, że to był bardzo mądry film, w doskonały sposób parodiujący sytuacje w Polsce (i nie tylko). Ale potem mi się przypomniało, że przecież jest to zasługa sztuki, na podstawie której został film oparty, a nie samego dzieła.
Ale myślę, że nie można odmówić Szulkinowi tego, że przeniósł szutkę na ekran w sposób rozsądny tak żeby nic na tym nie straciła, a -jak już - to zyskała.
Nie można odmówić dwóm głównym aktorom - Figurze i Peszkowi tego, że zagrali doskonale i pokazali klasę.
Padały tu opinię, że jest to kolejny teatr TV. Dla mnie nie. Mi się podobały rozwiązania, które przyjął Szulkin - zwracanie się aktorów bezpośrednio do kamery, co wywołuje efekt jakby mówili do nas, widzów (motyw, który mi osobiście przypominał reklamy a miejscami filmy propagandowe) i dziewczynka, komentująca wszystko krótkimi wierszykami, co z kolei kojarzyło się z akademią szkolną.
Dla mnie "Ubu król" to film mądry, ciekawy i - przede wszystkim - prezentujący coś innego i w sposób inny niż większość produkcji.
A humor miejscami zwalał z nóg.
tak jest
Zgadzam sie w 100%. Film był świetny, a jego oryginalność powinna być uważana za plus, anie minus
"Ale myślę, że nie można odmówić Szulkinowi tego, że przeniósł szutkę na ekran w sposób rozsądny tak żeby nic na tym nie straciła, a -jak już - to zyskała."
Oj, mylisz się, moim zdaniem utwór Jarry'ego stracił na tym najwięcej...
Szulkin zrobił z genialnej sztuki kiczowatą szmirę. Tutaj absurd miesza się z kiczem i kicz z absurdem, tak że już nie wiadomo co jest absurdem,a co jest kiczem, przez co wszystko jest kiczem :)
Mi to momentami bardziej przypominało "Świat według kiepskich" niż adpatację kultowego dzieła literackiego....
A humor momentami był hamski i prostacki, tak że nawet nie było się z czego pośmiać (w przeciwieństwie do książki, którą czytając nie sposób było się powstrzymać od śmiechu). Jeszcze do tego muzyka Wagnera i Beethovena, która zupełnie nie pasuje do tego filmu (mogłaby pasować gdyby nie pozbawiona dramatyzmu forma tego "dzieła")
Tyle o filmie, bo sztuka Jarry'ego jest genialna. Pamiętam jeszcze z niedalekich czasów szkolnych jak na wypracowaniu z j.pol. (tematu nie pamietam), zamiast powołać się na "kultowe" dzieła naszych narodoych wieszczów, na Mickiewicza, Sienkiewicza, Żeromskiego, napisałem o utworze Jarry'ego... KIedy pani prof. oddawała prace, musiałem przed całą klasą tłumaczyć o czym jest ta sztuka, etc. I jeszcze ta recenzja do pracy: "Pan chyba musi bardzo nie lubić lektur szkolnych, skoro na tyle przykładów tylko jeden z nich to lektura". Sic!
Gdyby nie było lektur szkolnych, nie byłoby Polaków...