Jakim cudem udało im się tak łatwo przejechać przez granice, mimo, że wcześniej mieli nawet problem ze zjedzeniem posiłku, nie mówiąc o zakupach?
To jedna z niewielu rzeczy, których można się czepić. Nie pasowało mi jeszcze jak po napadzie Doc jedzie po wariacku przez pół miasta, bez większego uzasadnienia. Ok, mógł być spanikowany, ale żeby aż taką demolkę robić? Poza tym rewelacja, pomimo prostej fabuły ciągle jest napięcie. Relacje między bohaterami są świetne. Brak durnych strzelanek, wybuchających samochodów, fontann krwi i innych zbędnych FXów. Perełką jak dla mnie jest trójkąt Rudy, Harold i żona Harolda - oskarowa robota. Wątek pościgu za złodziejem torby jest świetny - minusem jest kosmicznie długa utrata przytomności od kilku kuksańców. Motywy ze staruszką i potem z dzieciakami na duży plus. Takich drobiazgów jest więcej - Rudy posilający się obok wiszącego Harolda czy "ekipa interwencyjna" trzymająca kapelusze w kabriolecie. Dodatkowo urzeka mnie śladowa ilość muzyki w filmie. Zdecydowanie wolę oszczędnego Sama niż tryskającego elokwentnego Quentina.
A kto tam wie jak to było w latach 70-tych. W takim Meksyku wtedy taka korupcja i bida, że sie pewnie dawało dyche do łapy i każdego przepuszczali. Inaczej by nie było takich motywów w co drugim filmie.