Film podzielony jest na trzy powiązane ze sobą wątki. Pierwszy, perypetie dwóch żołnierzy i akcja wojskowa, jest płytki, nieciekawy i niewart większej uwagi. Drugi to niemal w całości rozmowa senatora z dziennikarką, czyli aktorskie popisy (niekoniecznie w dobrym tego słowa znaczeniu) Toma Cruisa i nieco zagubiona i poplątana (ale niekoniecznie kiepska) kreacja Meryl Streep. Moja ocena 3+ (w skali szkolnej). Trzeci z wątków (Nie mylić z ostatnim. Historie się przeplatają.) to główny powód, dla którego ów film obejrzeć warto. Rozmowa profesora ze studentem, absolutnie wspaniały popis gry aktorskiej Roberta Redforda. Aż się zastanawiam, czy nie nakręcił on tego filmu tylko po to, żeby móc pokazać się w takiej właśnie roli.
Film traktuje o amerykańskiej "wojnie z terroryzmem" i tak też ją pokazuje. Jedynymi zarzutami, jakie padają wobec rządu USA jest brak postępów, zwycięstw, zbyt dużo polityki i ofiar. Wojna ta postrzegana jest jako nieudana operacja wojskowa mająca na celu zwalczenie terroryzmu. Ja natomiast od jakiegoś czasu bardziej skłaniam się ku mniej wiarygodnym, ale także coraz mniej śmiesznym teoriom spiskowym, tj. że był to konflikt o ropę, w Pentagon nic nie uderzyło, WTC zawaliło się na skutek kontrolowanego wybuchu, a cały 11 września to była wielka, zaplanowana i bardzo paskudna mistyfikacja, której ofiarami było mnóstwo niewinnych ludzi, a której celem było usprawiedliwienie przeprowadzenia zbrojnego ataku na Irak oraz Afganistan, co jest bardzo niepokojące i przerażające zarazem i bardzo chciałbym się mylić.
W każdym razie z uwagi na bardzo wysoki poziom aktorstwa, film oglądało się niezwykle przyjemnie. Owszem był przegadany, nie każdemu może się to spodobać i nie każdemu byłbym skłonny go polecić, ale fani Redforda powinni obejrzeć "Lions for Lambs" wszyscy, bez wyjątku. 8/10
No cóż, to ja na to patrzę zupełnie inaczej. Dałem mu 3 tylko i wyłącznie z powodu wątku dziennikarki, który przynajmniej próbował wnieść coś nowego ( odpowiedzialność dziennikarzy ). Wątek żołnierzy - bez komentarza. Ale i tak nie był tak tragiczny jak rozmowa profesor - student. Takiego poziomu moralizowania już dawno nie widziałem. Jak wykład w 6 klasie podstawówki. masakra...
Muszę się z tobą niestety zgodzić. Strasznie nudny, tak naprawdę nie wiadomo jaki był cel powstania tego filmu, oprócz jak sam dobrze stwierdziłeś moralizowania narodu amerykańskiego. Skusiłem sie na niego z powodu dobrej obsady, ale nawet Meryl Streep nie udało się jej go uratować. Szkoda marnować półtorej godziny i tyle co mam do powiedzenia.
A ja bym się wstrzymał od podziału tego filmu na trzy różne wątki. Wbrew pozorom to jest całościowe pokazanie jednej historii. Co prawda z trzech różnych punktów widzenia i dziejąca się w różnych miejscach. Przede wszystkim wszystko dzieje się w tym samym czasie, ale opowiada dokładnie o tym samym. Z rozmowy Profesor - Uczeń dowiadujemy się wszystkiego o tych żołnierzach,. Z rozmowy Dziennikarka - Senator dowiadujemy się co w ogóle robią Ci żołnierze i dlaczego tam się znaleźli. Obiekcje Dziennikarki co do prawdziwości słów Senatora potwierdzają się dzięki losom Żołnierzy. Obiekcje Ucznia potwierdza śmierć podczas akcji.
Gdybyśmy podzielili ten film na trzy odrębne historie to nie widzielibyśmy całości. Tylko dzięki temu, że widzimy wszystkie trzy historie nie obwiniamy żołnierzy, że są sobie winni, bo sami się tam pchali i dostajemy dowód na to, że Senator się myli. Widzimy też, że siedzenie z założonymi rękami przynosi więcej złego niż pożytku.
Amen.
Film na poziomie amerykańskiego społeczeństwa, dla którego Europa to kraj. Mowa o tym, że szyici z sunnitami walczą od tysiącleci powala, jeśli się wie, w którym roku wymyślono islam. Ogólnie bełkot, ale bardzo umoralniający.
może kiedyś będę w stanie obejrzeć ten film ponownie i wtedy zmienię moje zdanie na jego temat... póki co (mimo mojej ogromnej sympatii dla Redforda) jest dla mnie przeładowaną patetycznością amerykańską papką...
Ciekawa synteza filmu. Trafna. Przegadany. Patos, Etos, Lewacko-Republikański moja ocena 5,80
Trochę spłycasz temat i sprowadzasz go na manowce. To czy wydarzenia z 11 września były spiskiem czy też atakiem terrorystycznym nie ma tu kompletnie żadnego znaczenia. Tematem filmu jest cynizm i hipokryzja władzy, jej wyjątkowa umiejętność manipulowania faktami w celu odniesienia korzyści. Film pokazuje bierność amerykańskiej młodzieży/społeczeństwa i podatność na wpływ mediów w pełni zresztą kontrolowanych przez rząd. Ostatnia scena jest wyjątkowo wymowna, jest bardzo celną puentą. Albo się przebudzimy i przedefiniujemy "wartości", albo staniemy się mięsem armatnim którego ostatnie chwile ogląda się na zielonym ekranie w zamkniętym gronie.
No, może i sprowadzam, ale w tym czasie byłem na etapie analizowania teorii spiskowych i jakoś tak się skojarzyło... W sumie to ten komentarz chyba napisałem zaraz po obejrzeniu filmu, bo wyszedł strasznie bełkotliwy ;) Dałem 8/10, choć podobała mi się tylko gra Redforda... troszkę wysoko. Trzeba zmienić na 7/10 :) A czy film niesie ze sobą jakieś większe wartości? No niesie, tyle, że w sposób słaby i mało przekonujący. Akurat w tym temacie znaleźć można wiele znacznie lepszych tytułów.