Takie miałem podejście do Underworlda. Nigdy nie sympatyzowałem się z Draculą, Zmierzchem (choć nawet nie próbowałem) czy też Wywiadem z Wampirem. Nudziły mnie te historyjki o nieśmiertelności, szlachetnej rasie, bla bla bla. Underworld początkowo wydawał mi się tanim i kiczowatym pomysłem na odświeżenie oblicza wampirów. Zrobili z nich Matrix (którego w sumie nie oglądałem, ale nigdy mnie nie fascynował). Więc jakim kuźwa cudem tak bardzo wkręciłem się w całą serię Underworlda (choć jedynkę uważam za majstersztyk, a reszta to odcinanie kuponów), skoro ani wampirów ani Matrixa nie lubię? :P
Przyznam, że Jedynkę oglądałem w TV. Akurat leciała na TV4, ja miałem wolny wieczór, na dysku skończyły się fajne filmy, więc pora ratować się pudłem. No i trochę przekonała mnie Kate Beckinsale w latexie :D W każdym razie - jarałem się przede wszystkim klimatem. Dawno nie oglądałem produkcji, w której gra kolorami tak bardzo mi się podobała. Ciężki, nużący nastrój, stroje bohaterów - płaszcze, skóry, czerń. I historia - legendy/mity połączone z konfliktem rasowym, a wszystko okraszone pistoletami :) Brzmi absurdalnie, ale na mnie to zadziałało. Przynajmniej w Jedynce. Reszta - prawdę mówiąc do odpuszczenia, gdyż seria z każdym kolejnym filmem staczała się. A może to wina tego, że resztę oglądałem już na komputerze i nie czułem tego klimatu i tych barw? Nieważne, Underworld jest póki co jedynym filmem o wampirach, przez który przebrnąłem. I zrobiłem to z przyjemnością :)
Może napisałbym coś więcej o fabule, ale jednak oglądałem to kilka miechów temu. Jednak dalej świetnie to wspominam :]