Oglądając ten film, który właśnie przed chwilą się skończył, byłam w tak podłym humorze, że wręcz kibicowałam dalszemu terrorowi D-fensa. ;) Pokazał tym, delikatnie mówiąc, nieuprzejmym gnidom gdzie ich miejsce. :) Tylko proszę mnie za tego pokroju świra nie brać. :D Film ogólnie całkiem całkiem.
Lepiej się przyznaj kogo ostatnio zmasakrowałaś kijem baseball'owym za to,że dostałaś za małego hamburgera albo cola była za droga.Hihi.
Oj.. ciichosza... :) Ale uwierz, że czasem człowiek w tym kraju by chciał pod ręką ów kij mieć..!
Zgadzam się, film zajebisty, D-fens po prostu był sobą, robił i mówił to o czym myślał, i to się na nim zemściło. Ten film to taka Amerykańska wersja "Dnia Świra".
Faktycznie, słuszna uwaga, podobieństwo jest, tylko po prostu tutaj wyjątkowo 'zAmerykanizowany' film i bez spluwy się nie obyło
Tak, w dniu świra przedstawiono dramat człowieka bardziej komediowo, a w przypadku upadku bardziej sensacyjnie i dramatycznie :)
Gościu stracił pracę, żona nie chce mieć nic z nim do czynienia, jest korek, jest upał !!!!
A tu jeszcze jakiś Koreańczyk nie che mu rozmienić na telefon.
Najlepsza scena to ta z Burgerów, mnie totalnie rozbroiła :))))
"po 11.30 nie wydajemy śniadań"
gościu patrzy jest 11.33, bodajże!
Ja bym wziął Jackhammera!!!
Drobne incydenty tak naprawdę są iskrą zapłonową znacznie większych pokładów napięcia psychicznego i wraz z rozwojem filmu dowiadujemy się w jak gównianym momencie życia jest nasz bohater. Myślę że sympatia dla głównego bohatera, przynajmniej na początku filmu była celowa. Pozniej widać, że eskalacja chęci "naprawiania świata" powoduje nadmierną nerwowość i poczucie misji. Nie jest to tak znowu naciągane. Wystarczy przyjrzeć się degeneracji różnych idei, czy rozwój terroru rewolucji francuskiej która też "chciała dobrze", i nie tylko ona. Wiele scen z tego filmu jest jawnym oskarżeniem tzw cywilizacji w wersji amerykańskiej (scena z pola golfowego), i słusznie. Nie mniej jednak w pewnym momencie wyczuwalny jest rys psychopatyczny, jakiś rodzaj przekroczenia rubikonu po którym "wszystko jest możliwe". Zabicie żony i córki plus strzał w łeb byłby alternatywnym zakończeniem. Upadek, stopniowy upadek. To jest BTW świetny film, i ma zasłużone miejsce w amerykańskiej kinematografii.
Ja też! Szczególnie w scenie na polu golfowym. Banda starych, bogatych dziadów w odgrodzonych terenach zielonych puka sobie piłeczkę tam, gdzie mogłyby bawić się dzieci, wypoczywać rodziny. ;)
Tak bardzo Cię interesuje erekcja u innych? To dlatego, ze sam masz jakieś kłopoty z tym, czy po prostu lubisz myśleć o prąciach?
Zwróciłbym większą uwagę na łatkę komucha, którą wtrąciłes swoją wypowiedzią niż na błachy wątek z erekcją.
świr? tylko taka refleksja? każdy może ześwirować w nienormalnym, stresogennym otoczeniu. o tym jest ten film, durniu
No bez takich, inteligencie.. Z resztą, zwracając się do mnie w ten sposób bez konkretnego powodu ośmieszasz sam siebie, nie będę tego komentować. A ten wątek nie został przeze mnie założony, żeby dzielić się jakimiś głębszymi refleksjami, i ten 'świr' w tytule refleksją nie jest również.. Świrem D-fens był z zewnątrz, na pierwszy rzut oka, a na temat tego, co się kryło dogłębniej chyba wywodów prawić nie muszę.
to chyba większość mu kibicowała. stres i wkurzające otoczenie- każdy tego doświadczył.
Wydaje mi się, że samopoczucie w momencie oglądania tego filmu ma kluczowy wpływ na jego odbiór. Mnie za pierwszym razem nie podszedł kompletnie. Za drugim razem byłam wściekła jak go oglądałam i (o zgrozo) też kibicowałam, a wręcz miałam poczucie, że bohater się rozprawia z tym całym nonsensem w moim imieniu :D