PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=106461}

Upiór w operze

The Phantom of the Opera
7,6 79 643
oceny
7,6 10 1 79643
5,6 5
ocen krytyków
Upiór w operze
powrót do forum filmu Upiór w operze

Kiedy pierwszy raz zetknęłam się z Upiorem w filmie pana Schumacher'a, byłam zachwycona.
Ogarnęła mnie magia tajemniczego i (a jakżeby inaczej) przystojnego, zamaskowanego mężczyzny,
który uwodził młodą i piękną Christine. Jak większość fanek "cudownego pana Upiora", byłam
gotowa wysłać na księżyc lalusiowatego młodego Raoul'a, który bardzo przeszkadzał w cudownej
historii miłosnej tych dwojga. Na dodatek, kapryśna diva Carlotta nie chciała by Christine grała
główne role w wystawianych operach. Co za niesprawiedliwość. Przecież ta dziewczyna jest taka
delikatna, taka...krucha? No własnie. To jest największy problem w tym filmie. Gra aktorska. Ale
zacznijmy od początku.
Początek zapowiada niezłe widowisko, wspaniała Overtura mydli nam oczy, nastawiajac na cudowne
godziny. Szkoda, że tylko Overtura się udała...
Scenografia w filmie jest piękna. Wnętrze opery inspirowane paryską Operą Garnier (w niej rozgrywa
się akcja powieści Gastona Leroux'a, autora "Phantom of the Opera") obfitujące w przepych,
cmentarz na który jedzie bohaterka rownież jest niesamowicie widowiskowy. Tutaj nie mogę się
przyczepić do niczego, faktycznie twórcy przeszli samych siebie.
Kostiumy. A pfble. Dlaczego nie użyto oryginalnych? Przecież te zaprojektowane przez Marię
Bjornson są takie piękne...
No ale dobra, te filmowe z zaciśniętymi pięściami ujdą.
Dalej....dalej....choreografia. Pfble 2x. JAK MOŻNA BYŁO ZMIENIĆ TE PIĘKNE CHOREGRAFIE NA
COS TAK...BEZNADZIEJNEGO?! Przecież oryginalny układ do Hannibala jest cudowny.
Ostatecznie, choreografia nie pojawia się często w filmie, więc można to przeboleć.
Teraz najważniejsze, aktorzy. W trakcie ich omawiania zajmiemy się rownież muzyką. Szybko
dodam, że do utworów takich jak "Primadonna" i "Masquarade" nie mam nic (oczywiście pod
względem wokalnym, nie choreografii). Ok, zacznijmy od najmniej znaczących ról, do naszych
głównych bohaterów.
Baletnice - skandal. W filmie zrobiono z nich cycate, wulgarne panny, które piją przed występem, tulą
do podstarzałego Buquet'a, oraz kokietują przed wlascielami opery z hasłem "they must be rich", a w
oryginalnej wersji, tancerki są słodkimi dziewczynami, które okazują skruchę gdy madame Giry gani
je za występ, oraz panikują z powodu Upiora. Innym słowem, z delikatnych dziewczątek zrobiono
rozpustne dziewki. To bije po oczach. Bardzo.
Firmin i Andre - ostatecznie ujdą. Chociaż nie podoba mi się, że oglądają się za tymi młodziutkimi
tancerkami. No i gdzie jest madame Andre, która zasiadała z dyrektorami w loży?!
Piangi - fajny. Komiczny, czyli taki jaki miał być, chociaż w wersji teatralnej bardziej budzi sympatie i
jest bardziej zabawny.
Carlotta - zabijcie mnie. Co to w ogóle ma byc?! Przecież to jest jakas masakra. Oryginalna Carlotta
była dumną posiadaczką głosu jak dzwon, jej wystarczało, że dostawała główne role w spektaklach,
nie trzeba jej było rozpieszczać swiecidelkami. Dlaczego służące zatykają uszy jak ona zaczyna
śpiewać? Carlotta nie bez powodu była dumą opery. Powód dla którego nie lubił jej Upior był taki, ze
dopóki występowała, Christine nie miała szans na swój debiut. O kostiumach naszej filmowej divy
nie będę sie wypowiadać. Teatralna diva miała gust prawdziwej damy z wyższych sfer, nie biegała w
jakichś kiczowatych różowych sukienkach. Owszem, jej postać nadaje komicznego smaczku w
spektaklu, ale nie ośmiesza jej samej, tak jak w filmie.
Meg - może być, ale jej postać była... za poważna. Meg, jest taką drobną, rozchichotaną
dziewuszką, taką samą jak reszta baletnic.
Madame Giry - wypadła chyba najlepiej. Brakowało jej stanowczości oraz powagi, ale przyjemnie się
ją ogląda.
Teraz jedziemy z ciężkim koksem. Na początek Upiór.
HAHAHAHAHA! To ma byc Upior?! Przede wszystkim tak błędnie przedstawiony.... az chce sie
płakać. Lata tutaj w rozchelstanych białych koszulkach, niczym amant w harlekinach. Oczywiście,
jest nieziemsko przystojny i ta jego uroda bardzo przyslania "zdolności" wokalne. Przede wszystkim,
Gerik nie umie śpiewać. Postać Upiora może byc przystojna, ale nie musi. Gdy idziemy do teatru i
siedzimy w najdalszych miejscach, jak on może nas przekonać, ze to jego Christine ma wybrać,
skoro jest związana z bogatym Raoul'em? Głosem. Przecież on na Boga był nazywany Aniołem
Muzyki! Wszystkie kobiety które pójdą do teatru muszą zobaczyć (nawet z daleka) najbardziej
oszpeconą twarz na świecie, ale mają legnąć do niego jak ćmy do światła, bo on uwodzi gloooosem,
a nie piękną klatą. Tutaj możemy oglądać teoretycznie brak deformacji, a fakt, że większość
nastolatek chce by Christine z nim została wynika z tego, że dorównuje urodą Raoul'owi (a nawet
bardziej) i jest "tajemniczo seksowny". Tiaaa. Proponuję posłuchać np. Ramina Karimloo w roli
teatralnej Upiora. Nie bez powodu aktor ma tysiące fanek.
Christine - tu aż mam ochotę komuś przywalić. Tak zepsuć postać. Zdecydowanie najgorsza aktorka
w całym filmie! Przede wszystkim bardzo zła interpretacja postaci i bardzo słaby głos. Christine nie
była naiwną, delikatną dziewczynką (no, może tylko na początku). Ona, podczas całej akcji, ma się
zmieniać z zagubionej, tęskniącej za zmarłym ojcem, bardzo niepewnej i nieświadomej swoich
możliwości wokalnych dziewczyny w silną, pewną siebie kobietę, gotowej bronić swojego
ukochanego i dumnie wychodzącą na operową scenę. Tutaj, Christine od początku do końca jest
zagubionym dzieckiem, wszędzie pojawiającym sie z tym samym wyrazem twarzy, podczas gdy
powinny nią targać emocje które ma wyraźnie pokazywać widzom! W utworze "Wishing you were
somehow here again", ktory dedykuje swojemu zmarłemu ojcu, ma pokazać zmianę. Przecież
śpiewa, że dość już ma łez i, że musi pójść na przód, zostawić przeplakane noce za sobą. Ona musi
pokazać swoje uczucia, wykrzyczeć chęć zmiany. Ale wykonanie pani Rossum jest blade i płytkie.
Ona po prostu śpiewa (po przeróbce komputerowej oczywiście) i przechadza sie po cmentarzu, zero
jakichkolwiek odczuć. Na dodatek, nie wiem dlaczego w filmie, Christine po powrocie z cmentarza
idzie do kaplicy poświęconej jej ojcu. Czy nie żegnała sie już z nim na cmentarzu? Teraz omówmy
sobie "Point of no return". Az mi sie płakać chce. Cały zamysł jest taki, że ten utwór z dość
jednoznacznym tekstem, jest fragmentem opery "Don Juan", a Christine gra uwodzicielską Amintę.
Ona śpiewając to, nie ma pojęcia, że ten mężczyzna, do którego śpiewa "niech staną się tu jednym
ciała dwa", jest Upiorem. Mało tego, gdy orientuje się, że to ON, a nie Piangi, chce uciec. A tu, gdy
tylko Gerik wskakuje na scenę, ona sie z nim obsciskuje. Bez sensu. Położyli tą scenę. Jest ona
bardziej erotyczna, gdy dwoje bohaterów łapie się za ręce w odpowiednich momentach piosenki,
obdarza uwodzacymi spojrzeniami, oraz muska palcami (właściwe to Upior ją dotyka w "ten" sposób,
nie ona jego). Dodając do tego wszystkiego jeszcze piękne głosy Chrstine i Upiora, az chce sie
krzyczeć "no idźcie już do sypialni!". Lecimy dalej.
Teraz jest to, co boli mnie najbardziej w całym filmie. Koniec. I nie dlatego, że Christine wybiera
Raoul'a, tylko kompletne zepsucie tej sceny. Gdy Upior łapie w pułapkę narzeczonego swojej
wybranki i każe jej wybierać "albo zostaniesz ze mną, on jest wolny, albo odchodzisz, on jest
martwy", nasza bohaterka ma mu wykrzyczeć "nad losem Twym rozkazami gorzkie łzy, lecz dziś,
żałuje każdej z nich" (tłumaczenie bez sensu, ale przyjęło sie dzieki Romie, wiec je zostawmy).
Emmy, po prostu patrzy sie smutno w stronę Gerika i przy słowie "hate" robi lekki grymas
(poszukajcie wykonania przez Gine Beck, to jedna z teatralnych Christine). No i dlaczego gdy Upior,
zakłada sznur na szyję Raoul'a, ona stoi i sie patrzy? Nie spróbuje go odciągnąć? Wydać krzyk
zamiast westchnienia? Bezsens goni bezsens. Grę aktorską pani Rossum już zostawię w spokoju,
ale mogłabym sie jeszcze rozwodzić nad nia dalej i dalej.... Na zakończenie jej tematu dodam, ze ta
Christine ma za słaby głos. Cały myk w tej historii polega na tym, że jej śpiew dorównuje spiewowi
Carlotty, a niezwykłości polega na tym, że bohaterka jest mloda, niedoświadczona i zawdzięcza go
szkoleniu przez Upiora. Sopran Christine powinien wbić widza w fotel, zadziwić, poruszyć, a dla
Rossum skrócono "Title song" (podczas niej bohaterka płynie łódka z Upiorem), by wokaliza (śpiew
Christine, ktory jest coraz wyższy i kończy utwór) była w niższej tonacji. Pytania?
Raoul - zdecydowanie wypadł najlepiej. Co prawda ten filmowy rownież jest jakiś taki mdły i słodki do
bólu, a w wersji scenicznej od początku do końca mamy miec pewność, że ten silny i mądry
mężczyzna, będzie pędził by ratować ukochaną, a nie tylko sie domyślać, lub byc zaskoczeni (jak
tu). Wokalnie nawet wypadł niezle.
Podsumowując aktorów - położyli to na całej lini.
Co jednak najbardziej psuje wszystko? Oglądając spektakl, widz ma nie wiedzieć, co tak właściwie
Chrsitine czuje do Upiora. Na samym końcu, gdy bohaterka go całuje, odbywają sie dwa pocałunki.
Pierwszy emocjonalny, wręcz wymuszony, by tylko ocalić Raoul'a, następuje uścisk i teraz wlasnie
TERAZ, Christine delikatnie i czule go całuje, ukazując swoje uczucia. Dopiero wtedy wiemy, ze ona
faktycznie go kochała, ale jej strach maskował to uczucie i sama sie o tym przekonała, gdy tylko go
pocałowała. Tutaj, Kryska i Upior obsciskują sie przy każdej mozliwej okazji i całą nasza niewiedzę
szlag trafia.
Dzięki Bogu to już koniec mojej wypowiedzi na temat filmu. Gdyby wzięli np.broadway'owskich
aktorów, nie robili niepotrzebnych zmian i pokazali cos, czego nie można pokazać w teatrze (jak
wspaniała Overtura) to wtedy naprawdę byłoby to arcydzieło. Polecam obejrzeć jednen z
oryginalnych spektakli, na youtubie jest ich pełno, a wtedy zobaczycie, czym jest prawdziwy Upior w
operze.
Pozdrawiam!

GinaStelle

Miałam ochotę obejrzeć ten film,ale po tej opinii muszę dokładnie to sobie jeszcze przemyśleć. Myślałam,że film będzie dobrym uzupełnieniem musicalu,na którym miałam szczęście być w Warszawie i Londynie,ale teraz myślę,że może być tylko odwrotnie-czyli zepsuć moje wrażenia.
Dziękuję za Twoja recenzję :)

Angie_Bangie

Film można sobie obejrzeć dla porównania. Muszę przyznać, że gdy oglądałam film w sali kinowej wywarł na mnie wrażenie. Czasami nadal lubię go obejrzeć. Ale poznawszy innych wykonawców, niż filmowi, zaczęłam na niego patrzeć trochę inaczej

ocenił(a) film na 3
Angie_Bangie

Ja od paru dni po trochu zaczynam się do niego (znowu) przekonywać :). Mam dalej "uraz", ale patrzę teraz na niego, jak na jedną z wielu adaptacji książki, a nie musicalu Webbera (a koń i lustrzana komnata mi w tym pomagają :D). Do Gerika też staram się przekonać, po tym jak przeczytałam ile on się napracował nad swoją rolą (a ponoć był dwa razy w teatrze by lepiej się z nią za "poznać" - niepewne zródło), a że, liczą się intencje...:). Pani Rossum mówię dalej stanowcze NIE. Ja nienawidzę takiej interpretacji postaci Christine. Ona nie była głupią, naiwną dziewczyną. Ale to nie jest niechęć do aktorki. Bardzo zastanawia mnie czy przypadkiem nie tworzyli filmowych ról już delikatnie pod "love never dies", a jak wiadomo, silna i inteligenta Chris nie zachowywała się tam jak się zachowywała (nie będę tu zdradzać fabuły, choć chyba już wszyscy ją znają :p). Raoul jest dalej całkiem do zniesienia, ale ja wolę zdecydowanie interpretację Hadleya z spektaklu rocznicowego (ja wiem, że jego rola była zagrana dokładnie pod "LND", ale ja jakoś lubie takich facetów...ok, o tym koniec ;)). Tak więc Angie, jesli lubisz ten musical, to zdecydowanie powinnaś obejrzeć film i sama go ocenić. A nóż Ci się spodoba :). Ja jestem wielką miłośniczką oryginału i dlatego ciężko mi przeboleć chociażby tak małe zmiany jak np.w UK/US tour ;).

GinaStelle

Ja ogólnie nie przepadam za postacią Christine, a tym bardziej jeżeli jest grana przez osoby,które nie potrafią wykrzesić z siebie prawdziwych emocji. Niestety kiedy byłam na musicalu oglądało mi się go okropnie,ponieważ główna bohaterka była kompletnym drewnem aktorskim. Jednakże wróciłam do domu,włączyłam sobie wykonanie Sierry Boggess i Ramina Karimloo i to mi przypomnialo jaki ten musical w rzeczywistości jest piekny i ile emocji i mądrości w sobie niesie :) Więc na razie film zostawię i zostanę przy youtubie i tamtejszych wykonaniach :D

GinaStelle

Tylko, że koń ma nie ten kolor, a komnata w sytuacji, w jakiej została użyta trochę nie bardzo pasuje. Jakby twórcy filmu chcieli ją gdzieś wcisnąć, ale nie bardzo wiedzieli gdzie.

Na rolę Hadleya nie patrzyłam, jako zagraną pod LND. Podoba mi się taka interpretacja postaci Raoula. To jakby połączenie obu braci de Chagny w jednego: losy Raoula z charakterem Philippe'a. Żadne ciepłe kluchy.

Zastanawiam się, w przypadku LND, jak postąpiłaby Christine, gdyby wiedziała, jak obaj panowie manipulowali nią i Gustavem za ich plecami. Christine brak właśnie tej wiedzy.

A taka mała uwaga na marginesie. Ostatnio przeglądałam książkę i zauważyłam, że nie mam w niej wymienionego imienia ojca Christine.

ocenił(a) film na 3
czarodziejkamab

Z tych wszystkich opinii ktore ostatnio przeglądalam wynika, że film jest robiony dokładnie już pod LND. Nie mam tu na myśli melodii "Beneath a moonless sky" gdy Christine jedzie na cmentarz, ale z tego co czytałam (nie oglądałam ostatnio filmu, więc wymieniam uwagi przytoczone przez innych) to gdy, Mme Giry opowiada historię Ericka, pojawia się "The Coney Island Waltz", czy też "dokopanie" Raoul'owi na samym początku, gdy nie zauważa on Christine w tłumie tancerek. No i oczywiście sama interpretacja postaci, głownie Chris. Te wszystkie obściskiwanki z Upiorem i taki cienki, na pierwszy rzut oka charakter. Jak się patrzy na nią podczas "Music of the night" to widać, że ona jest naiwna i to przypuszczenie potwierdza się podczas "Point of no return", gdy ona wie, że to Erick i zaczyna z nim to co zaczyna ;). Tak jak mówiłam, podejrzewam, że to nie jest wina Emmy Rossum, tylko charakter jej postaci został wykreowany przez twórców. Dlaczego? Bo przecież silna i mądra Christine nie wróciłaby i nie byłoby "Beneath..." ;). W końcu Erick był mordercą i "trochę" szalony z charakteru :p.
Chociaż zastanawia mnie, dlaczego poprzez film "przygotowywali" nas na LND, a później chcieli się od niego odciąć (sprawa róż - od kogo ona je w końcu dostawała?).
Jesli chodzi o imię ojca, to mogli albo wcześniej sobie wymyślić "widzowie koniecznie muszą poznać to imię, bo później zostanie ono znacząco wykorzystane", albo po prostu "jak nazwiemy tego jej syna? - hmmm, może Gustave? Tak jej ojciec miał na imię w filmie" :).
Co do Chris w LND, to ja mam dwie opcje:
- Christine Sierry Boggess - wmawiałaby sobie, że oni ją po prostu oboje kochają i żadnej manipulacji by nie widziała, ona wierzylaby w ich dobre intencje
- Christine Anny O'Byrne - cóż, ona może po prostu zaczęłaby być troche nieufna do obu (w dużej części do Ericka). Chociaż tutaj trudno mi się wypowiedzieć. Naprawdę podobała mi się interpretacja Anny. Niby tak wielce zakochana, ale trzymająca dystans.

ocenił(a) film na 3
GinaStelle

Nie sądzę, żeby film był robiony pod LND. Jeśli coś było robione pod LND, to wersja na 25-lecie oraz UK/US Tour.
Fakt, Upiór jest young and sexy, a postać Christine jest totalnie zepsuta, ale to wszystko jest efektem tego, że Webber oraz Schumacher stwierdzili, że taka historia będzie atrakcyjniejsza dla widowni. Szkoda tylko, że nie pomyśleli, że taka zmiana zupełnie zniszczy logikę scenariusza. Poza tym z tego, co wiem to, gdy nagrywali film, Webber nie miał najmniejszego pojęcia, że kiedykolwiek uda mu się jednak wystawić LND. Pomysł sequela pojawił się jakoś na początku lat 90, ale potem upadł i to chyba do tego stopnia, że Webber całkowicie zrezygnował z pomysłu napisania tego do końca. Ale ponoć już wtedy napisał "Love Never Dies", które później przerobił na "A heart is slow to learn" w innym swoim musicalu, żeby znowu zrobić z tego LND. On bardzo lubi "recyklingować" swoje własne melodie i pewnie dlatego w filmie pojawia się Beneath..." oraz "The Coney Island Waltz".
A Raoulowi dokopuje się w różnych adaptacjach, nie tylko w tym filmie - żeby daleko nie odbiegać od musicalu, wystarczy pomyśleć o tym, że to był pomysł Raoula, żeby Christine zaśpiewała w DJT tylko po to, że miał nadzieję, że dzięki temu uda im się złapać Upiora.
Ech, czy kiedykolwiek doczekam się adaptacji, żeby Raoul był dokładnie taki jak u Lerouxa?

Ja aktorów nie obwiniam za to, że film tak wygląda, bo to w sumie nie ich wina, że ktoś ich obsadził i że reżyser kazał im tak grać. A Butler ma u mnie ogromny plus za to, że nie zgodził się na to, żeby pozbawić Upiora koszuli w Final Lair. No i ponoć się popłakał, gdy czytał scenariusz. Uważam, że gdyby umiał śpiewać i dostał tę rolę np. na Broadwayu, gdzie reżyseria jest normalna, to mógłby stworzyć naprawdę ciekawą postać.

I taka ciekawostka - Webber powiedział kiedyś, że nie jest zadowolony z żadnej z ekranizacji swoich musicali, co tyczy się również i POTO. I moim zdaniem m.in. dlatego teraz chcą się odciąć od tego filmu poprzez np. te róże w UK/US Tour.

ocenił(a) film na 3
Mlle_Empsychora

Pomysł pojawił sie na początku lat 90? Tu mnie zaskoczyłaś. Myślałam, że Webber wymyślił to tak na poczekaniu i chciał już po prostu zeby Christine "zniknęła" z życia Upiora (chyba każdy z Was czytał lub widział zdjęcia np. sukienki Christine która jest tajemniczo podobna do sukni ślubnej Sarah). Dzieki Bogu, że przy spektaklach nie zaczął wtedy grzebać (pomijam tu występ Sierry i Ramina).
Jeszcze tego trzeba żeby Upiór bez koszuli latał. Gerard dostał wlasnie ode mnie plusa. Chyba powinnam trochę podszkolic swoją wiedzę na temat filmu ;). Najbardziej jednak podoba mi się u niego to, że - powiem brzydko - nie boi się gęby wykrzywić np. w "Final Lair". Widać było, że starał się to fajnie zagrać a nie "byleby tylko cały czas wyglądać - jak to określiłaś - young and sexy" :).
Myślę, że w najbliższym czasie włączę sobie ten film jeszcze raz + materiały dodatkowe i ponownie go ocenię :).

Tak apropo UK/US tour to poszukuję od dawna bootlegu. Nie chcę robić tu koncertu życzeń, ale jeśli ktoś z Was go posiada i mógłby mi wysłać lub wie gdzie mogłabym go znaleźć, to bardzo proszę o pomoc :).

A jesli chodzi o płacz, to gdzieś wyczytałam, że podczas "Stranger...", Gerard tak przekonująco grał "poddenerowanego" że Emmy się przestraszyła i popłakała :].

GinaStelle

Sprawa róż też mnie zastanawia. Raz od jednego, raz od drugiego. Poza tym w filmie wygląda, że Eryk przeżył Christine, kiedy wg Leroux było odwrotnie. Tak sam w LND - Christiene umiera pierwsza i to nie tak, jak sugeruje film w wieku (chyba) 54 lat, a w wieku ok. 30 lat.

Jest jeszcze sprawa imion w musicalu. Upiór je traci, a tatuś głównej bohaterki zyskuje.

Ponadto w LND zastanawia mnie jeszcze sprawa tytułu Raoula. De Chagny nosili tytuł hrabiowski. Tytuł wicehrabiego przysługiwał najprawdopodobniej dziedzicowi. W książce Raoul ma brata, w musicalu nie jest wspomniany nikt z rodziny Raoula. W filmie Raoul wspomina o rodzicach, których w czasie, gdy rozgrywa się akcja książki już nie miał. Miał tylko o wiele starsze rodzeństwo. W filmie w końcowej scenie napis na nagrobku Christine sugeruje, że Raoul w końcu odziedziczył tytuł hrabiowski, gdyż Christine jest tam tytułowana hrabiną. W LND natomiast nadal są wicehrabią i wicehrabiną de Chagny. Jest to dla mnie trochę dziwne. Żadna wersja musicalu nie wspomina o bracie. Może rodzice wspomnieni w filmie nadal żyją? Ale z drugiej strony brat czy rodzice raczej pewnie wspomogli by, albo może trochę utemperowali rozrzutnego krewnego, chyba, że nie podobał im się mezalians Raoula. Czy więc Raoul nadal w LND jest dziedzicem hrabiów de Chagny i dlatego nadal jest tytułowany wicehrabią? Może to niedopatrzenie twórców LND, a może jest jakieś inne wytłumaczenie.

O tym, że pomysł LND pojawił się w kilka lat po oryginale słyszałam, a "Stranger..." w wykonaniu Butlera jakoś średnio mi leży. Miałam ostatnio wrażenie, jakby muślał o czymś innym, a nie o tym, co śpiewa. Chyba będę musiała obejrzeć to jeszcze raz.

ocenił(a) film na 3
czarodziejkamab

Jakoś niedługo po premierze musicalu Maria Bjornson powiedziała coś w stylu, że jest bardzo ciekawa, co się wydarzyło dalej. Webber ten pomysł podchwycił i zaczął już coś tam kombinować, ale zaraz potem rozwiódł się z Sarą i zrezygnował z prac nad sequelem. Fabułę jednak już jakąś w głowie miał, bo niedługo potem podrzucił ten pomysł swojemu znajomemu, Frederickowi Forsythowi, który napisał "The Phantom of Manhattan". Podejrzewam więc, że gdyby LND powstało na początku lat 90., to fabuła jakoś znacząco by się nie różniła, tzn. na pewno akcja byłaby na Coney Island, na pewno Christine by umarła na końcu, na pewno byłoby dziecko, etc. Wydaje mi się jednak, że fabuła byłaby logiczniejsza, a teksty piosenek lepsze, bo wtedy jeszcze Webber współpracował z odpowiednimi ludźmi, którzy by mu pomogli zrobić z tego coś fajnego. A w jego przypadku współpracownicy są bardzo ważni, bo on ma nieco... dziwne pomysły - np. z POTO chciał zrobić musical w stylu "Rocky Horror Show".

Christine w filmie umiera w 19, mając jakieś . To się nijak ma do LND, gdzie umiera w 1905. Pomijam już fakt, że sama data akcji LND świadczy o tym, że to nie może być sequel do oryginału. POTO ma miejsce w 1881 i 1882, a LND w 1905, czyli... 10 lat później. xD

Sprawę z tytułem Raoula w wersji scenicznej musicalu i LND tłumaczę tak, że po prostu jego brat cały czas żyje, tylko po prostu się o nim nie wspomina. Ciekawa jest sprawa natomiast w filmie, bo tam nie można założyć, że brat Raoula zmarł i ten po prostu odziedziczył tytuł, ponieważ na aukcji wszyscy zwracają się do niego nadal "wicehrabio". Na nagrobku Christine jest "hrabina", co jest pewnie niedopatrzeniem twórców, ale można z tego wyciągnąć ciekawą interpretację, że Christine wyszła za Phillipe'a, a nie Raoula. ;)

Mlle_Empsychora

Nie wiem, czy pamiętasz, na początku filmu Raoul wspomina o swoich rodzicach, jakby jeszcze żyli, przynajmniej na początku historii.
Tego typu "smaczków" znalazła jeszcze więcej porównując książkę, musical, film i LND. Trzymałam to na większego posta, ale jeszcze muszę zdobyć parę informacji.

Na przykład: ile lat ma Eryk? Czy jest dużo starszy od pozostałej dwójki? W filmie Madame Giry wspomina Eryka jako dziecko, w musicalu mówi o dorosłym mężczyźnie. W filmie brak jest z tego powodu nawiązania do szacha Persji, bo przecież Eryk od czasu spotkania z młodą Giry całe życie spędził w podziemiach opery. W tym kontekście trochę dziwnie wygląda dla mnie lustrzana komnata, którą na dodatek potrafi otworzyć Madame Giry. W książce nie znalazłam np. informacji o wieku Christine, chociaż myślałam, ze tam jest. Wiadomo, że Meg ma 15 lat, Raoul - 21. Wydaje mi się, że Christine była 2-3 lata starsza od Meg. Ale patrząc w filmie na daty wychodzi mi, że we głównej historii ma ona właśnie 15 lat.

Jest jeszcze olbrzymi grobowiec Gustava Daae. Daae nie byli bogaci. Christine po śmierci ojca przygarnęła Madame Giry. Więc skąd stać ich było na takie monumentalnie mauzoleum. Sprawie to dziwne wrażenie na końcu filmu przy skromniejszym grobie Christine - w końcu hrabiny. Chyba, że Raoul naprawdę przehulał majątek i nie stać go było na grobowiec godny niezamożnego skrzypka.

W "Masquerade" brak też odniesień do żyrandola, którego upadek przeniesiono w inne miejsce.

Ciekawa jest też rola Madame Giry. Z książkowej skromnej konsjerżki została nie tylko kierowniczką baletu, ale przejęła też role dwóch powieściowych postaci: Pani Valerius, która opiekowała się Christine po śmierci ojca i Persa, który był przewodnikiem Raoula w podziemnym królestwie Eryka.

ocenił(a) film na 3
czarodziejkamab

Z ciekawości sprawdziłam, co dokładnie on mówi i swoich rodzicach i fakt, jest wyraźna sugestia, że rodzice żyją. I jest ogromna zmiana w stosunku do oryginału, gdzie jest wyraźnie powiedziane, że matka zmarła przy porodzie, a ojciec jakoś 10 lat później, a wychowaniem Raoula zajęły się głównie jego starsze siostry oraz brat.

Co do wieku bohaterów, to u Lerouxa, który jest dla mnie najważniejszym i najbardziej kanonicznym źródłem informacji, sprawa ma się tak:
- Raoul ma lat 21,
- Christine ma lat ok 20, bo nie była młodsza dużo od Raoula. To, że niektórzy myślą, że ona ma 15 lat, wzięło się z błędnego tłumaczenia. W oryginale jest mowa, że ona miała serce tak czyste jak w wieku 15 lat (cytat z polskiego wydania wyd. Emka: "serce Christine pozostało równie czyste jak w wieku piętnastu lat"), natomiast chyba w pierwszym przekładzie angielskim tłumacz przełożył to tak, że wychodzi, że ona miała rzeczywiście 15 lat, co jest bzdurą chociażby z tego powodu, że ona zdążyła przecież skończyć konserwatorium paryskie i już trochę czasu przepracować w operze. Pomijam fakt, że w wieku 15 lat głos nie nadaje się do jakiegolwiek intensywniejszego treningu i po prostu jest niemożliwe, żeby w tym wieku śpiewać główne role w operze.
- Erik ma ok. 50 lat. Wiemy, że przebywał w Persji w czasach wojny brytyjsko-perskiej, która była w latach 1856-1857 i że był wtedy już dorosły. Miał w tym czasie pewnie jakieś 20-30 lat, co daje nam 1826-1836 jako rok jego urodzenia. Czas akcji POTO ma miejsce gdzieś w latach 1879-1884, więc wychodzi na to, że był albo już po 50, ale tuż przed nią.

Grobowiec ojca Christine jest po prostu jednym z błędów filmu, w musicalu scenicznym wygląda normalnie.

Cały wątek z tym, że Madame Giry opiekowała się Christine po śmierci jej ojca, który zmarł, gdy Christine była mała, jest wymysłem czystofilmowym. Pomijam już fakt, że żadna z baletnic czy chórzystek nie mieszkała w operze. W musicalu scenicznym tego nie ma. A nawet więcej, jeśli weźmiemy pod uwagę alternatywne słowa "Wishing You Were Somehow Here Again", to dowiemy, że się Papa Daae zmarł dokładnie trzy lata wcześniej.
Ja rozumiem, dlaczego z Madame Giry w musicalu zrobili kierowniczkę baletu. Głównie dlatego, że tak łatwiej jest prowadzić akcje, a poza tym ktoś musiał "przejąć obowiązki" Persa, którego w musicalu nie ma, bo, jak to powiedzieli twórcy, rozwalał trójkąt miłosny. Pomijam już fakt, że Pers istnieje tylko w filmie z 1925, a i tak tam jego postać jest zmieniona, bo zrobiono z niego porucznika. Straszna szkoda, bo to postać, którą można naprawdę świetnie rozwinąć (co widać np. w książce Susan Kay).


Mlle_Empsychora

15 lat wg moich obliczeń ma Christine w filmie (rok urodzenia na nagrobku i rok akcji filmu).

Erykowi dawałam ok 40 lat (nie zagłębiałam się na razie czy więcej czy mniej). Brałam pod uwagę, że z domu mógł odejść mając nawet kilkanaście lat, jednak nie więcej niż 15. Trzeba brać pod uwagę że był to wiek XiX. Średnia życia była krótsza niż obecnie. Tak czy inaczej wychodzi na to, że Eryk mógłby spokojnie być ojcem Christine. Ciekawa perspektywa... Inna sprawa, że w oryginale (zarówno książka jak i musical) Eryk ląduje w podziemiach opery jako osoba dorosła. W filmie jest inaczej. Czy zatem mógł on przez twórców filmu zostać odmłodzony. Jeszcze filmy z 1990 r. i 1998 r. pokazują, że Eryk trafia tam jako dziecko lub wręcz niemowlę i nie zna innego życia. Książka natomiast pokazuje, że wychodził poza swój matecznik. Ba, w operze potrafił pokazywać innym swoją prawdziwą twarz. Mam wrażenie, że tylko przed Christine nosił maskę.

Film z 1925 r. oglądałam tylko raz wieki temu i praktycznie nie pamiętam.

Oglądałam akurat dzisiaj scenę z wyjazdem Christine na cmentarz. Też myślałam, że podopieczne madame Giry mieszkały w operze, ale dziś pomyślałam o czymś innym. Madame Giry mogła zajmować jakieś mieszkanko gdzieś na terenie opery, a Christine, jako jej podopieczna mieszkała razem z nią. Tyle tylko, że wydaje mi się, iż mieszkanko Madame Giry było gdzieś w dolnych rejonach gmachu, może w jakiejś suterenie, natomiast pokój Christine sprawiał wrażenie jasnego, umiejscowionego gdzieś wyżej. A może zasugerowałam się porami dnia przy obu scenach. W przypadku Madame Giry była to noc po balu, w przypadku Christine - poranek.

ocenił(a) film na 3
czarodziejkamab

Fakt, w filmie miała 15 lat i jest to, moim zdaniem, jedna z nagłupszych zmian w filmie. Dlaczego - napisałam wcześniej.

Swoją drogą, jeśli już mówimy o błędach w filmie, to jednym z największych jest czas akcji. W 1870 w Paryżu trwała wojna francusko-pruska i opera ani żadne inne teatry wtedy nie funkcjonowały. Pomijam fakt, że Palais Garnier było wtedy jeszcze w budowie. Tak, wiem, że w filmie mamy Opera Populaire, ale to jest moim zdaniem istotny szczegół. Dziwię się, że nikt nie pomyślał o tym, żeby miejscem akcji uczynić poprzedni budynek opery - Salle Le Peletier, który został zniszczony przez pożar w 1873, a to by pasowało do fabuły. ;)

W XIX wieku średniu wieku nie była jakoś bardzo krótka, najgorzej było w średniowieczu. Poza tym pamiętajmy o tym, że Erik zaraz po (u Lerouxa jakoś po trzech tygodniach) odejściu Christine zmarł. Czyli żył około pięćdziesięciu/ponad pięćdziesiąt lat.
Erikowi w filmie (albo raczej Upiorowi, bo tam przecież nie ma imienia) dałabym nawet 30 lat, a może nawet i 25 lat. Wycięli mu sporo życiorysu, czego nie rozumiem (i pojawiły się kolejne nieścisłości - np. gdzie on się nauczył szermierki? Kursy korespondencyjne?), bo postać na tym straciła. Powiedziałabym nawet, że przedstawienie postaci w filmie jest do bólu nijakie i bez sensu. Mamy tam faceta, który ukrywa się w piwnicy, bo... No, właśnie dlaczego? Tego czegoś na jego twarzy nie można nazwać niczym strasznym i mógłby z tym spokojnie funkcjonować wśród ludzi.

Z tym mieszkaniem w operze jest tak, że w budynku opery nikt nie mieszkał. Tak samo dzisiaj nikt nie mieszka w teatrze (poza Upiorami :)).

Mlle_Empsychora

W książce jest wyraźnie mowa o budynku pana Garniera, więc w tym względzie nie ma raczej pomyłki.

Akcja książki według jednego z początkowych opisach rozgrywa się ok 1880 r., (kiedy autor pisze, że wydarzenia w niej opisane rozegrały się nie dalej niż trzydzieści lat wcześniej, a w przypisach informacja, że książka została wydana w 1911 r., więc chyba można liczyć na tej podstawie. Libretto musicalu podaje rok 1881 r. więc to by się zgadzało. Dlaczego film przesuwa tą datę wcześniej nie rozumiem.

W książce jest również informacja, ze na czas Komuny Paryskiej przerwano budowę opery. Wtedy Eryk już był w Paryżu, gdyż, jak pisze Leroux, był jedna z pierwszych osób zatrudnionych przez pana Garniera przy budowie opery. Wtedy to też Eryk urządził sobie w niej mieszkanko. Niestety, książki nie mam w tej chwili w tej chwili w domu, więc nie mogę sprawdzić szczegółów.

Nie pamiętam też (z wyżej podanego powodu ;-)), ale w operze pomieszkiwali, czy też znaleźli swoje miejsce na starość starzy pracownicy opery, którzy służyli jako otwieracze drzwi.

Mlle_Empsychora

Muszę przyznać, że Erykowi wycięto z życiorysu więcej w filmie niż w musicalu. W musicalu jest mowa o pendżabskim lasso, szachu perskim, występach Eryka w cyrkach. Dlatego, w kontekście zubożenia życiorysu Eryka, dziwnie wygląda lustrzana komnata, która może i ma uwięzić intruza, ale raczej nie do końca strzeże dostępu do domu nad jeziorem. Inaczej Madame Giry nie mogłaby jej otworzyć z zewnątrz.

ocenił(a) film na 3
czarodziejkamab

Jasne, że u Leroux jest wyraźnie napisane, że chodzi o Palais Garnier, ale w musicalu (i wersji filmowej, i wersji teatralnej) jest mowa o Operze Populaire.

A co do konkretnej daty u Lerouxa, to nie zapominajmy, że najpierw był ta historia publikowana w odcinkach w gazecie, a pierwszy odcinek wyszedł we wrześniu 1909 i od tej daty trzeba odjąć 30 lat, a to daje nam rok 1879. Wspomina się tam również o tym, że Meg ma ponoć zostać cesarzową w 1885, więc moim zdaniem akcja nie może mieć miejsca później niż 1884. Ale z drugiej strony Christine została porwana ze sceny, gdy nagle zapadła ciemność na widowni, a to jest możliwe tylko wtedy, gdy mamy do dyspozycji lampy elektryczne. W 1881 zainstalowano na widowni kilkanaście lamp elektrycznych, ale nadal były tam też lampy gazowe, które nie gasną od razu, gdy się odłączy dopływ gazu. Ale ja to uznaję za błąd Lerouxa.
Moim zdaniem akcję filmu przesunęli chyba tylko ze względu na kostiumy, bo chcieli ubrać aktorki w krynoliny, których w latach 80. XIX wieku się już nie nosiło. Innego wytłumaczenia nie mam.

Tak, na czas wojny, a potem Komuny Paryskiej budowę przerwano, a nieskończony budynek służył m.in. jako więzienie. Bardzo fajnie jest to opisane u Kay.

Sprawdzę jeszcze dokładnie tych mieszkańców opery, bo może faktycznie tak było. Dzięki. :)

Erik w filmie z 2004 ma chyba najbardziej ubogi życiorys (poza Erikiem z filmu z 1990, który siedział w operze od urodzenia). Lustrzanej komnaty nie rozumiem tam, tym bardziej, że została wrzucona w złym momencie filmu. Gdyby ją dali w miejsce tej wody, do której wpada Raoul tuż przed Final Lair, wtedy byłoby to nawet okej.


Mlle_Empsychora

W filmie z 1998 roku trafił do podziemi opery jaki niemowlę i zaopiekowały się nim szczury. Też ubogi życiorys.

A ten z 1990 musiał być tak brzydki, bo nawet twarzy nie pokazali, a Christine zobaczywszy go straciła przytomność. No i tam nie było wicehrabiego Raoula, a hrabia Philippe.

ocenił(a) film na 3
czarodziejkamab

Fakt, zapomniałam o filmie z 1998. Wychodzi na to, że ja go po prostu wyparłam z pamięci. xD

Moim zdaniem to całkiem fajne, że nie pokazali jego twarzy w filmie z 1990, każdy mógł sobie wyobrazić co chciał, a twórcy nie narazili na krytykę "zła/dobra deformacja". Swoją drogą, to szkoda mi tego filmu, bo mógł być bardzo fajny (nagrywany w Palais Garnier w końcu), ale powprowadzali tam za dużo zmian.

ocenił(a) film na 3
Mlle_Empsychora

I ja uważam, że dobrze zrobili nie pokazując jego twarzy w filmie z 1990. Przepraszam bardzo, ale mam wrażenie że ja wyglądam gorzej niż Gerard, gdy zdarzy mi się zasnąć w pełnym słońcu. Rozumiem to tak, że Upiór od początku do końca miał być mega hot.
Filmu z 1998 dla mnie nie ma. Już nie chodzi tu o życiorys Erika (chociaż kompletnie nie akceptuję wychowania przez szczury - one mu jedzenie przynosiły? Szyły ubranie gdy był mały?), ale odbiło mnie zachowanie Christine - panienki z XIX wieku.
Chociaż w tej produkcji też chcę się do czegoś przyczepić. W musicalu, gdy Erik zaprowadza ją do swojego domu nad jeziorem, jest opatulona szlafrokiem i ma na sobie bluzkę/gorset z Hannibala. Ok. Materiał całkiem szczelnie ją zakrywa. Tutaj irytuje mnie że, sobie swobodnie paraduje w samym gorsecie i pończochach. Owszem, miała halkę, ale przeswitującą, oraz szlafrok (rownież prześwitujący) który rozwiązany ciągnął się za nią niczym peleryna. Ja wiem, że może była w lekkim "transie" jak przebywała z Erikiem, ale mogła sobie chociaż ten szlafrok ponownie zawiązać. Przecież na Boga to XIX wiek, a ona przebywa z o wiele starszym mężczyzą, którego widzi pierwszy (!) raz. Pamiętam, że u Kay też był wątek o seksualności Christine, ale tam było to zupełnie inne i bardziej logiczne. Tak samo nie rozumiem, dlaczego jak Raoul zaprasza ją na kolacje to ona przebiera się w tą nieszczęsną niczego nie zakrywającą firankę. Rozumiem, że nie zgodziła się z nim pójść na kolację, ale gdyby Erik nie pojawił się wtedy w tym lustrze, to ona tak ubrana otworzyłaby drzwi Raoul'owi i jej przyjaciel miałby sobie co pooglądać? xD
Patrząc z logicznego punktu widzenia, Christine i Upiór mieli być wtedy po prostu ładni. Obojętne czy akcja działaby się w średniowieczu, w przyszłości w jakiejś stacji kosmicznej czy chociażby teraz, ona ma cieszyć oko publiczności męskiej, a Erik damskiej. Mam rację? :p

I takie moje małe pytanie nie związane z Upiorem. Jak kiedyś te panienki siadała w tej całej krynolinie? :)

ocenił(a) film na 3
GinaStelle

Wątek ze szlafrokiem ma sens w teatralnej replice, bo ona tam się w niego przebiera podczas "Angel of Music", bo po prostu zdejmuje kostium. Ale w filmie im chyba zależało, żeby jak najdłużej pochodziła sobie w tej sukni, w której wcześniej śpiewa "Think of Me" (tak na marginesie, ta suknia jest kolejną nieścisłością, bo przecież akcja "Hannibala" działa się p.n.e., więc nikt tam nie chodził w takich sukniach).
O Christine u Kay się może wypowiadać nie będę, bo mnie coś trafia, jak o tym pomyślę. Nigdy nie wybaczę Kay, że zrobiła z niej Mary Sue. Ta książka powinna się skończyć na rozdziale piątym, bo dalszy ciąg jest fatalny.

A co do krynolin: http://www.youtube.com/watch?v=oVBJbOtEVP0

Mlle_Empsychora

Czasami mam wrażenie, że "Think of Me" to już nie Hannibal. Krynolina, przybranie koni. Może w filmie próbowali zrobić coś takiego jak w książce, gdzie Christine zabłysła podczas gali pożegnalnej poprzednich dyrektorów. Bo bardziej do tego cała sceneria i kostiumy pasują. W tym kostiumie i fryzurze przypominała trochę Sisi.

Mnie rozwaliło, że Christine biega boso, w samych pończoszkach po katakumbach.

ocenił(a) film na 3
czarodziejkamab

Ta suknia i fryzura była wzorowana na Sissi. :) Owszem, to mogła być gala, ale jest to wtedy niespójne fabularnie. Wcześniej na próbie Carlotta ma pretensję, że jej kostium do trzeciego aktu Hannibala (w którym jest "Think of me") jest jeszcze niegotowy. Wychodzi więc na to, że to mieli w planach premierę całej opery tego samego wieczora i nagle pojawił się problem, bo Carlotta zrezygnowała i nie miał kto za nią zaśpiewać. A nawet gdyby to była gala, a kostium Carlotty był jeszcze niegotowy, to nikt nie kazałby ubrać Christine w taką suknię, ale prędzej np. w ten kostum, który Carlotta miała na próbie.
Pomijam fakt, że jeśli chcieli już tak bardzo ubrać Christine w sukienkę Sissi, to mogli to zrobić na balu, bo wtedy byłoby to naprawdę świetne rozwiązanie, tym bardziej, że strój Upiora może się kojarzyć z Franciszkiem Józefem.

Mlle_Empsychora

Miała raczej na myśli kolejne koślawe nawiązanie do książki, które w filmie pasuje jak pięść do oka. Pierwsze z nich: koń, którym Eryk wiezie Chrystine w podziemiach. Skąd tam wziął się koń? W książce wiemy, w filmie wyskakuje znikąd. No i chcąc być wiernym książce mogli już wziąć białego. Ten, o ile pamiętam nie jest. A przecież, gdy Raoul jedzie za Christine na cmentarz, biały koń się znalazł. Drugie - lustrzana komnata. Ktoś wychowany na musicalu nie do końca wie, o co chodzi, a nie każdy na pewno czytał książkę. No i tak naprawdę w filmie nie spełnia swojej roli. To miała być komnata tortur, ale Raoulowi ich jak widać zaoszczędzono.
Może więc i owa gala była jakimś nawiązaniem do książki, tylko twórcy filmu zapomnieli, że Leferve zdążył już się pożegnać. Bo nie znajduję innego wytłumaczenia na to, że w operze, której akcja dzieje się w starożytności, aktorkę ubrano w model prosto z XiX wieku i to jeszcze oczywiście nawiązujący do jednej z bardziej znanych cesarzowych europejskich.

ocenił(a) film na 3
czarodziejkamab

Taki koń pewnie bardziej im do scenografii pasował niż biały. A szkoda. Faktycznie mogli dać tego białego, przecież jakichś zmian w fabule by nie było. Co do lustrzanej komnaty, to gdy pierwszy raz zetknęłam się z Upiorem (z tym filmem właśnie), to pomyślałam sobie "pewnie jedna z jego pułapek". Gdy Raoul wpada do tej wody pod koniec, rownież mi to przyszło na myśl. Jestem w 98% procentach pewna, że inni którzy nie mieli doczynienia z książką, stwierdzili to samo co ja. Nieliczni zadali sobie pytanie "a co to jest i skąd się tu wzięło ?" I sięgnęli do książki.
A nawiązując do tematu kostiumów, to zauważyliście w filmie jakieś oryginały? Albo chociaż inspirację nimi? Na pewno Raoul ma ten sam kostium na maskaradzie, a kostiumy baletnic do Hannibala były moim zdaniem wzorowane na strojach z węgierskiej non-replicki. Podobnie jak układ.

Dziękuję za filmik z krynoliną :).

Mam jeszcze jedno pytanie które mnie długo męczy, a może będziecie mogli mi odpowiedzieć :). Jak wszyscy wiemy, Title song jest zawsze z playbacku ze względu na głośni mechanizm łódki (no i też koniec gdy Christine odpływa z Raoul'em). A jak jest w przypadku Down one more? Czasami gdy Upiór śpiewa swoją partie, Chris wydaje jakieś odgłosy protestu lub nawet krzyczy (Gina Beck), więc wnioskuję, że wtedy playbacku nie ma, ale przecież oni płyną tą łódką i mechanizm jest ciagle taki sam. Wiecie coś może na ten temat?

ocenił(a) film na 3
GinaStelle

W przypadku koni to myślę, że chodziło im o jasny przekaz, że to Raoul jest tym księciem na białym koniu.

Title song nie jest z playbacku tylko z powodu łódki. Na Broadwayu aktorzy zaraz, gdy tylko Christine przejdzie przez lustro, biegną na drabinę, po której muszą się wspiąć, żeby wymienić się z dublerami (na West Endzie dublerzy załatwiają wszystkie trzy przejścia po chodniku, nie wiem jak w przypadku innych replic), którzy idą po tym chodniku u góry (ci, którzy schodzą po schodkach w dół zaraz na początku piosenki, to też dublerzy). A potem muszą załadować się do łódki. Jest to dla aktorów dość męczące i najzwyczajniej w świecie mogliby nie dać rady zaśpiewać całości poprawnie, nie mówiąc już o tym, że Christine śpiewa przecież dość trudną wokalizę. Tam musi być 100% pewności, że wszystko się uda. I zwykle aktorzy śpiewają to równo z playbackiem na wypadek, gdyby nagle była awaria i playback się zatrzymał. A, no i oczywiście "Sing, my angel..." nie jest z playbacku.
Dla porównania warto przypomnieć sobie polską wersję, gdzie Title song nie jest z playbacku i gdzie często było tak, że ostatni dźwięk był albo wypiszczany albo zaniżany, a czasami nawet w ogóle nie był zaśpiewany.
A "Down once more" nie jest z playbacku. Pre-recorded są najstępujące fragmenty:
- organy i sekcja perkusyjna w trakcie Uwertury
- "Bravi, bravi, bravissimi" oraz "Christine... Christine" zaraz przed "Angel of Music".
- w Title song nie tylko wokal jest z playbacku, ale też sekcja perkusyjna, gitara elektryczna oraz syntezator
- partia Upiora podczas "Notes I" i "Primadonny"
- dialog Raoula i Andrego tuż przed "Il Muto" ("Gentlemen, if you would care to take your seats, etc.”)
- śmiech Upiora podczas baletu
- dialog Raoula i Christine zaraz przed ich wyjściem na dach (“Christine, come with me!” “No! We must go up - to the roof!”)
- śmiech Upiora podczas upadku żyrandola
- partia Upiora, gdy zjawia się jako Red Death
- partia Upiora podczas "Notes II"
- odpowiedzi policjantów odnośnie drzwi tuż przed premierą DJT (“Secure!”)
- partia Upiora tuż przed DJT
- Dialog Andrego, Firmina i Carlotty tuż po DJT (“Oh my god, we’re ruined!” What is it, what has happened? Piangi’s dead!”)

Mlle_Empsychora

Zastanawiałam mnie forma "Bravi ..." W oryginale jest, o ile mi się wydaje, jest "Brava, brava, bravissima", a polskim przekładzie jest końcówka 'i'. Nie znam włoskiego, ale wydaje mi się, że końcówka 'a' odnowi się do formy żeńskiej. Więc nie wiem, skąd to 'i' na końcu, w końcu Eryk śpiewa to do Christine.

ocenił(a) film na 3
czarodziejkamab

Tak, poprawnie jest "Brava..." i faktycznie na samym początku używano tej formy, potem ją zmieniono na "Bravi..." i w niektórych miejscach tak jest do dzisiaj. Nie mam pojęcia czemu.

GinaStelle

Mamusie uczyły od małego, jak siadać. A tak w ogóle była ona ułożona na elastycznej klatce lub całej masie halek. Taka krynolina była raczej suknią balową i rzeczywiście podtrzymywał ją stelaż. Codzienne suknie nie były tak obfite i raczej na halkach.

Christine natomiast najprawdopodobniej była w fazie przebierania się, kiedy Eryk dopadł ją w garderobie i tak zahipnotyzował, że biedna zapomniała w co jest ubrana. Zresztą niewiele skromniejszy był jej kostium z "Don Juana"

GinaStelle

Ach, i jeszcze w mroźny dzień wybrała się na cmentarz w mocno wydekoltowanej sukni, cieniutkim płaszczyku i szaliczku. Zahartowana dziewczyna.

Mlle_Empsychora

Pomyślałam jeszcze o jednej rzeczy, jeśli chodzi o wiek Eryka. Eryk umiera niedługo po rozstaniu z Christine. Owszem, przyczyną mógł być zaawansowany wiek, ale niekoniecznie. Może po prostu stracił wolę życia, kiedy ona odeszła. Podobny przypadek opisuje przecież Hugo w "Nędznikach", kiedy to Valjean nie mogąc nawet widywać Cosette po jej ślubie, zaczął tracić wolę życia, co stwierdził nawet wezwany lekarz. Może z Erykiem było podobnie.
Zastanawiałam się też, jak daleko posunięta była deformacja Eryka. Wiadomo, że miał zdeformowaną twarz. Najprawdopodobniej w jakimś stopniu brak mięśni twarzy i brak chrząstki nosowej (dziura w miejscu nosa). Coś, co przypominało czaszkę obciągniętą skórą. Wydaje mi się, że była mowa tez o dłoniach. Wydaje się, ze był raczej chudy, chociaż żyjąc samotnie i robiąc to co robił musiał być raczej silny. Na pewno nie był to facet z kupą mięśni w typie Karimloo. Deformacje Eryka miała charakter genetyczny i nie wiemy jak dotknęły one resztę ciała Eryka. Tak więc przyczyną śmierci Eryka niekoniecznie musiała być starość.

ocenił(a) film na 3
czarodziejkamab

Erik zmarł z powodu złamanego serca. Nie pamiętam jednak dokładnie, gdzie to było powiedziane - czy w książce Leroux, czy to była jakaś jego wypowiedź, a może chodzi o alternatywne zakończenie filmu z 1925. Czyli krótko mówiąc, zmarł z powodu depresji.

Co do deformacji, to Leroux przyznał, że inspirował się ludźmi chorymi na porfirie (chociaż Erik moim zdaniem porfirikiem nie był).

Mlle_Empsychora

Z tytułem Persa może być tak, że książkowe "daroga" przetłumaczyli sobie jako "porucznik"

użytkownik usunięty
GinaStelle

Przyznać się! Kto to przeczytał w całości? 8)
Oprócz tych, którzy skomentowali ten wpis przede mną xD

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones