Obejrzałam film zaraz po przeczytaniu książki, która zrobiła na mnie piorunujące wrażenie. Podobał mi się fakt, że jest tak prawdziwie brudno, że sprawę rozwiązuje prokurator i to że czytając książkę znałam miejsce akcji bo opisywano charakterystyczne miejsca w Warszawie. W filmie zmieniono wszystko co mnie urzekło w książce. Rzecz się dzieje w Krakowie, jest ślicznie i cukierkowo, pani prokurator jakaś taka nieporadna, a sprawę załatwia wielofunkcyjny policjant rambo. Klęskę dopełnia zdradzenie w połowie filmu części zakończenia po czym dopisanie nowego finału. Dawno żadna ekranizacja mnie tak nie zawiodła.
Podobno "Ziarno prawdy" jest wierne, tak uważa Miłoszewski :) Chyba od jutra grają.
Uwielbiam Z.Miłoszewskiego, zwłaszcza trylogię z Szackim, ale ekranizacja "Uwikłania" podobała mi się nawet bardziej niż książka. Świetny film, świetni aktorzy z rewelacyjną Mają Ostaszewską. A przeniesienie akcji do Krakowa to strzał w 10! W książce Warszawa ma swoje znaczenie, ale traktując film jako jednostkę a nie część trylogii, uważam, że to fajny pomysł.
Tytułem swojej notatki trafiłaś w sedno! Tak właśnie jest w moim przypadku - ksiażki nie czytałem, o autorze nigdy nie słyszalem (wybaczcie moja ignorancje!). Więc pewnie dlatego film bardzo mi się spodobał - głównie za rzadkie ukazanie tytułowego "uwiklania" mafii, wymiaru sprawiedliwości i byłych agentów ub/sb...
Obejrzałam niedawno Uwikłanie i Ziarno Prawdy. Czytam opinie i powoli zabieram się za książki. O dziwo na co dzień irytująca mnie Ostaszewska nawet mi się podobała, ale jest przepaść między nią a Sewerynem, Pieczyńskim, czy nawet Bukowskim. Za łatwo, za cukierkowo, chociaż ostatnia scena mnie zaskoczyła.