Bezruch, napierdalanka, bezruch, napierdalanka, bezruch, napierdalanka, bezruch, napierdalanka...
Ot i całe streszczenie.
Plenery "wystylizowane", napierdalanki "dynamiczne".
Poza tym nikt nic nie wie i nie dowie się aż do do końca, więc jest bardzo "artystycznie".
Nudno i pretensjonalnie do bólu.
Nie ma scenariusza, nie ma bohatera, nic nie ma, co pewnie znaczyć, że młody geniusz wybrał "szlachetną powściągliwość"....
PS
Wikingowie i krzyżowcy trafiający zamiast do Ziemi Świętej na Nowy Kontynent to pomysł o wielkim potencjale - rozpaczliwie zaprzepaszczony. W zamian dostajemy manieryczne popisy "stylu":(:(:(
Rozczarowałem się na tym filmie.
Ledwie dotrwałem do końca.
Nie wiem po co, bo zakończenie było całkiem bez sensu.
Film nie dla każdego po prostu (bez oceniania czy ten, komu się spodobał ma lepszy gust, czy lepszy ma ten, któremu się nie spodobał). Ja na przykład lubię takie popisy stylu (celowo bez cudzysłowu).