PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=1452}
5,7 66 223
oceny
5,7 10 1 66223
4,6 14
ocen krytyków
W pustyni i w puszczy
powrót do forum filmu W pustyni i w puszczy

Widzę, że na forum dominują komentarze typu: "Stara wersja jest wspaniała, po co było kręcić nową, wyszedł straszny badziew".
Jestem zatem w mniejszości, ale powiem to głośno wszem i wobec: nowa ekranizacja przypadła mu do gustu dużo bardziej. I żeby była jasność - żaden z tych filmów nawet się nie umywa do książki Sienkiewicza. Ale jeśli porównujemy tylko i wyłącznie filmy, to obraz z 2001, w moim prywatnym odczuciu, wychodzi z tego porównania zwycięsko.
A dlaczego? Oto jest pytanie! Dobra, lecimy z tym koksem!

1. Wierność wobec książki

Wiadomo, żaden z tych filmów nie trzyma się książki w 100 procentach. Potrzebne są pewne skróty (i widać to zwłaszcza w poważnym uszczupleniu "pustynnej części" w nowym filmie), a ponad to twórcy wprowadzają pewne zmiany w treści. ALE w filmie z 2001 zmiany są niewielkie i z grubsza podąża on za fabułą stworzoną przez Sienkiewicza.

Film z 1973 natomiast pełen jest własnych wymysłów scenarzystów, którzy uważali widać, że mogą do woli ubarwiać dzieło polskiego noblisty i wymyślać bez krępacji swoje własne przygody Stasia i Nel. Stąd mamy tu takie wątki (nieobecne w książce, rzecz jasna) jak Kali starający się o rękę Mei (i skaczący przy tym jak kretyn) czy epicki finał, wzięty chyba z najgłębszych otchłani kosmosu (bo na pewno nie z powieści) - finał, w którym Staś będzie bronił plemienia Kalego przed Smainem i jego ludźmi, łowcami niewolników. Skąd to się wzięło, u licha? Myślę, że kiedy oglądamy ekranizację, to chcemy zobaczyć, jak na ekran przeniesiono treść książki, a nie radosne i nieskrępowane pomysły scenarzystów.
Dlatego punkt dla nowszej wersji - mówcie sobie co chcecie, ale ona przynajmniej bardziej trzyma się książki!

2. Obsada i postacie same w sobie

W nowszej wersji te postacie są po prostu fajniejsze. Nie czepiam się, że w starszym filmie Staś i Nel wyglądają jak dwoje Szwedów czy innych Norwegów, ale w wersji z 2001 są bardziej naturalni i sympatyczniejsi.

Karolina Sawka jako Nel to w ogóle jedna z najlepiej zagranych ról dziecięcych w polskim kinie. Bo wszyscy chyba wiemy, jak to z tym zwykle u nas wygląda. I nie, nie jest to jakaś wybitna rola, ale po prostu jest dobrze zagrana, a o nic więcej nie śmiem prosić, zważywszy, że w naszych filmach dzieci zwykle grają nie jak dzieci a jak jakieś drętwe bezuczuciowe automaty (Ciri z "Wiedźmina", wypowiadająca swoje kwestie jak robot; Adaś Niezgódka, który wszystkie dziwy Akademii Pana Kleksa kwitował wyrazem twarzy typu "whatever"; ta dziewczynka z filmu "Tato", którą wszyscy na Filmwebie chwalą, choć przecież zagrała sztucznie, u licha!). Konkurencji w dziedzinie dziecięcego aktorstwa Sawka więc dużej nie miała, nie ma się co dziwić, że przyszła i pozamiatała.
A Nel w starym filmie? Czy źle wypadła? Nie, moi drodzy. Była całkiem niezła. Ale wyglądała jak lalka i piszczała jak myszka Miki - i choćby tylko z tego względu wolę w tej roli Sawkę,

Staś... hmm... Nie wypadł najgorzej w starej wersji, choć często deklamował swoje kwestie, zamiast je po prostu naturalnie powiedzieć. Ale w tym wypadku powiedziałbym, że między Stasiami jest remis, z lekkim wskazaniem na Stasia z 2001.

Za to Kali i Mea... W nowej wersji są przesympatyczni! Naprawdę nie uważacie tak?! Kali, jak w książce, wprowadza dużo humoru (o czym w starej ekranizacji zapomniano), a Mea wreszcie zapada w pamięć (bo w filmie z 1973 prawie w ogóle się nie odzywa).

Inna sprawa to to, jak zostały przedstawione te postacie, a pokazano je tak, że budzą sympatię. Bardziej niż w starszej wersji widać też relacje między nimi. Więcej tu, jak wspomniałem, humoru w tych relacjach i dlatego, podczas gdy starszy film był raczej poważny, nowy ukazuje, oprócz dramatu, także lżejszą stronę powieści Sienkiewicza. Staś, Nel, Kali i Mea wyglądają tu na paczkę przyjaciół, którzy dobrze czują się w swoim towarzystwie. I mi to pasuje.

3. Nowsza wersja kładzie większy nacisk na ważne wydarzenia z książki. W filmie z 1973 tyle miejsca poświęcono własnym wymysłom scenarzystów, że zaniedbano te istotne momenty z książki i tylko się po nich prześliźnięto. Febra Nel nie ma takiego dramatycznego wydźwięku jak w nowszej wersji, a całą nocną podróż Stasia do obozowiska Lindego zwyczajnie pominięto (a to przecież ważny moment, w którym Staś musi stanąć naprzeciw własnym lękom). Widać scenarzyści uznali, że to wcale nie jest ważne i mogą to śmiało wywalić, dzięki czemu zostanie więcej miejsca na umizgi Kalego i Mei czy rozprawę Stasia ze zbirami Smaina. No wiecie, na wszystkie te rzeczy, których w książce NIE MA!!!

Nowy film skupia się przynajmniej na ważnych wydarzeniach z powieści, a kiedy to robi, naprawdę czuć dramatyzm.

4. Muzyka
W nowej wersji muzyka rządzi, a kto uważa inaczej, ma w pysk. W starym filmie to owszem, coś tam grało w tle, ale wylatywało mi z głowy już w trakcie słuchania.

5. Afryka
Wiele komentarzy na forum jest mniej więcej takiej treści: "Jak oglądało się starą wersję, to było widać prawdziwą Afrykę, a nowa wygląda, jakby to ktoś kręcił u siebie na działce". Jestem szczerze zdziwiony, bo moje wrażenia są wręcz odwrotne.

No dobrze, może w starym filmie pokazano więcej bogactwa afrykańskiej fauny, ale co z tego? W nowym zwierzęta i ludzie pojawiają się na tych samych ujęciach. Znaczy, dzielą z sobą kadr, czaicie? A w starej wersji te ujęcia ze zwierzakami są jak żywcem z jakiegoś filmu przyrodniczego i powrzucane ot tak, losowo, jakby właśnie były z innej bajki. Innymi słowy, w wersji z 2001 możemy zobaczyć w jednym kadrze np. ludzi i zebry, czy ludzi i słonie. A w filmie z 1973 to wygląda tak: ujęcie na Stasia, cięcie, ujęcie krokodyla, cięcie, ujęcie Nel, cięcie, ujęcie nosorożca, cięcie. Noż w mordę, Afryka pełną gębą.

I wiecie co jeszcze? Powiem wam, co jeszcze. King, do kroćset fur beczek, King! W starym filmie użyto, u licha ciężkiego, słonia indyjskiego. W dodatku twórcy sobie, jakże finezyjnie, strzelili w stopę, bo pokazują mi tego indyjskiego słonia z tymi małymi uszami i w ogóle, a potem zapodają tekst Stasia, że nie, że Kinga nie będzie się dało oswoić, bo to słoń AFRYKAŃSKI, a nie azjatycki, który byłby łatwiejszy do oswojenia. I przez to widzowie (którzy może w innym wypadku nie zwróciliby na to uwagi) widzą już, czemu do filmu użyto indyjskiego. Bo to łatwiejsze! No ba!
I powiedzcie mi jeszcze raz, że w starym filmie to było widać prawdziwą Afrykę!

W nowej wersji King jest słoniem afrykańskim, tak jak być powinno i kropka. Dało się? Widocznie się dało! Może nie jest tak oswojony jak King ze starego filmu, ale to wychodzi na plus, bo w starym filmie King wysuwający w cyrkowy sposób nogę, żeby sobie Nel mogła wejść, zdradzał, że nie jest dzikim słoniem. W nowym filmie wygląda to realistyczniej. King, owszem, pozwoli wejść sobie na grzbiet, ale nie będzie zachowywał się jak tresowany słoń z cyrku.

6. Język

Jeszcze jeden śmieszny zarzut miłośników starej wersji jest taki, że w nowej arabscy aktorzy są zdubbingowani po polsku. I ludzie się wyśmiewają: "Z nowej wersji "W pustyni i w puszczy" dowiedziałem się, że Arabowie mówią po polsku. Cha, cha, cha!". Co was tak bawią polskojęzyczni Arabowie w umownym świecie filmu? A nikogo nie bawi, że Murzyni mówią po polsku W OBU FILMACH?! Nikt się nie zaśmiewa, że Angielka Nel mówi płynną polszczyzną, choć z książki można by sądzić, że to Staś mówił do niej po angielsku, a nie ona do niego po polsku?

Film z 2001 roku, w którym wszystkie nacje mówią po polsku, jest przynajmniej w swojej umowności konsekwentny. A ten z 1973, gdzie Arabowie mówią po arabsku, a Murzyni i Brytyjczycy po polsku? No sorry, ale to już jest niekonsekwencja świata przedstawionego i do mnie to nie trafia.

Podsumowując: nie uważam, żeby film z 2001 był jakimś dziełem. Część "pustynna" jest dość drętwa i nijaka. A potem pojawiają się poważne naiwności (ten latawiec, który jakimś cudem trafia do ojców - w książce przynajmniej Staś wysłał więcej latawców, to i prawdopodobieństwo było większe). Są uproszczenia. I Mahdiego przedstawiono w korzystniejszym świetle (jak rozmawia z Nel to prawie, jakbym widział poczciwego Świętego Mikołaja gawędzącego z rozanielonym dzieckiem) - nie wiem, czemu to miało służyć w kontekście tej akurat opowieści.

Ten film nie może się równać z książką Sienkiewicza. Niemniej ekranizację z 1973 to on zjada na śniadanie i będę to stanowczo powtarzał, nawet jeśli nie zgodzi się ze mną nikt na forum. Wydaje mi się, że spoglądacie na stary film przez pryzmat nostalgii i dlatego wydaje się on wam tak wspaniały. Ale w sumie nie mnie to oceniać.

Rzekłem!

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones