Lubię go, naprawdę i to głównie za efekciarstwo, ale tutaj poszedł za daleko. Dla mnie to wygląda na coś w rodzaju: patrzcie ile potrafię z montażem namieszam, wstawię dziwaczne dźwięki i kamerę ustawię tak, żeby każdy widział, że wizjoner za tym stoi. I jeszcze jakby mało lansowania się umiejętnościami było, to tu jeszcze przecież scenariusz jest taki sam. Z jednej strony widowisko jak u Spielberga, z drugiej rozkmina jak u Tarkowskiego, a i jeszcze w psychologię i horror się zabawiono przy okazji.
Za daleko to wszystko poszło. Ale nie mam mu za złe. Gdyby nie takie eksperymenty kino by stało w miejscu. Boyle to nadal czołówka pop reżyserów.
Perwersyjna ta twoja krytyka ;-) Powiedziałabym: krecia robota fana.
Ja nie mam przesytu choć rozumiem, że kogoś może to zmęczyć. A że sylwetka Boyda jest mi dość znana, to nie zgodzę się, że te fajerwerki powstały z jego pozerskiej suchej kalkulacji. Wg. mnie on jest jak genialne dziecko, któremu dają do zabawy bardzo dużą kasę.
Ludzie mogą pisać o tym filmie różne przykre rzeczy, ale scena śmierci kapitana Kanedy z muzyką Johna Murphyego w tle przeszła do historii kina. Każdy kto choć trochę interesuje się astronomią albo kosmosem musi mieć ciary jak to ogląda.
Ja mam ciary, ale z wkurzenia, że wp... spojler bez żadnego uprzedzenia. Lubisz czytać spojlery przed oglądnięciem?To retoryczne pytanie, pomyśl więc czasem, że inni tez nie lubią, ja wprost nie znoszę!