No i ktoś tu pisze z sensem :)

Cieszy mnie to, ja też uważam ten film za jeden z najlepszych z całej serii. A na pewno pierwszy wielki film o przygodach agenta 007. Jedyną wadą tego obrazu jest... moment jego ukazania się. Świat nie był wówczas gotowy na taką rewolucję (ciekawe wobec tego, jakby zareagowali na CR wówczas :D). Gdyby taki Bond wyszedł w dzisiejszych czasach, osiągnąłby gigantyczny sukces, jestem tego pewien. Czytałem książkę dwukrotnie i zarówno ona, jak i film są genialne, a różnice między nimi są naprawdę kosmetyczne; to najwierniej jak na razie przeniesiony tekst Fleminga na ekran. To był film, który miał ambicję bycia czymś więcej niż kolejnym, taśmowo wyprodukowanym bonderem z wszystkimi obowiązkowymi elementami i sprostał temu zadaniu. I wcale nie uważam, że Lazenby zagrał źle. Owszem, na pewno brak mu było doświadczenia, ale i tak spisał się przyzwoicie. Poza tym to ulubiony Bond Pierce'a Brosnana, Christophera Nolana i Stevena Soderbergha, to mówi samo za siebie. W Polsce często niedoceniany, do czego walnie przyczynił się m.in. RIP Tomasz Beksiński, który brutalnie zjechał odtwórcę agenta 007. Co symptomatyczne, krytycy tego obrazu bardzo rzadko mają merytoryczne, mocne argumenty na obronę swojego stanowiska, że ten film, to pomyłka. Najczęściej powtarzają jak mantrę zasłyszane wcześniej krytyczne opinie i uprzedzając się do Lazenby'ego jeszcze przed seansem.