Wszystko wydaje mi się w nim strasznie przerysowane od zachowania postaci, po ten cały blichtr itp. Sam nie wiem czy to kiepski film czy satyra na klimaty w stylu seksu w wielkim mieście.
Żadna satyra. Pełno jest amerykańskich filmów, nie tylko horrorów ale i komedii (romantycznych), o rzekomo przeciętnych współczesnych młodych Amerykanach, w których pokazuje się ich jak w tym filmie: nie ma tam brzydkich dziewczyn, same wymuskane, wypudrowane laski bez jednej skazy na twarzach jakby z Photoshopem się urodziły, a młodzieńcy też przystojni niczym z okładek magazynów. W dodatku nie wiadomo skąd mają forsę na taki poziom życia, na szampana Dom Perignon, baseny oraz imprezy, randki i dymanko, bo tylko tym się zajmują i o tym gadają - o żadnej ich pracy nie usłyszysz. Ten film to ciągnące się jak guma do majtek nudne sekwencje pokazujące tego typu puste, próżniacze życie amerykańskich tępaków, a jedynymi momentami, które ratowały widza od zaśnięcia były te z morderstwami. Ale te sceny to za mało by uznać film za dobry. To było coś jak oglądanie "Mody na sukces" z nielicznymi momentami utrzymującymi widza w napięciu i zawieszeniu, tymi przy końcu każdego odcinka:-)