Czy tylko ja poczułem się, jakby ktoś wbił mi sztylet w serce? Ostatnie strony książki, a tu BUM i śmierć jednej z moich ulubionych bohaterek. Nie dość, że autor zabił najlepszą postać - Newta, to jeszcze na dobitkę pozbył się Teresy. Faktem jest, że to duży element zaskoczenia, ale mógł go sobie odpuścić. :(
Ja ogólnie Teresę lubiłam, jedna z moich ulubionych bohaterek, ale jej śmierć była taka... Taka 'mała'. Jakoś bez dramaturgii, jakoś tak zwykło, według mnie słaba. Nie wywołała u mnie większych uczuć, co innego śmierć Newta... Mimo, że sobie przez przypadek zaspoilerowałam, że umrze, i tak okropnie ryczałam przez następny dzień ;c
Czy tylko mnie ucieszyła śmierć Teresy? Nienawidziłam jej od drugiej części. Ale Newt mógł nie umierać :( Jego śmierć była okropna
Szkoda mi i Newta i Teresy, ale ich śmierć jest w pełni zrozumiała, przynajmniej dla mnie.
Trzeba było usunąć jedną z dziewczyn, bo co by było? Jakby Thomas mógł być z jedną, gdy druga by była obok? Dashner uśmiercił Teresę, a lubiłam ją, na pewno bardziej niż Brendę. A jej śmierć przez przygniecenie kamieniem (?) była jak najbardziej okay. Nie każdy umiera w jakiś wyjątkowy, inny sposób (zastrzelenie, zabicie przez potwora, choroba). Takie śmierci też się zdarzają, gdy już wszystko wydaje się okay, nagle buum. Chciałabym wiedzieć, co Teresa chciała powiedzieć Thomasowi na końcu, a nie zdążyła... ://
Co do Newta, to był moją ulubioną postacią (razem z Minho) i szczerze płakałam przy scenie jego śmierci. Ale gdyby nikt z tych głównych nie zginął, to byłoby zbyt kolorowo. Mam nadzieję, że w filmie tego nie zmienią.
A co innego miałby zrobić Dashner? Nagle by się Teresa zakochała w kimś innym?
Dziwna sytuacja by wyszła, jakby był z jedną, a druga sama, dalej w nim zakochana... :/ Tak to jest z jak się robi trójkąty miłosne, ostatecznie trzeba wybrać a niepotrzebną osobę usunąć. :(
dziwny pomysł że dziewczyna może być albo ukochaną albo martwa. polecam czytać inne książki. moim ulubionym wyjściem z trójkąta jest poligamia :)
W tego typu książkach zazwyczaj autor decyduje się na takie wyjście. Czytam naprawdę różne książki, ale ostatnio wybieram takie gdzie trójkąta nie ma, bo zwyczajnie mi się przejadł wątek walki dwóch mężczyzn o jedną kobietę, czy odwrotnie. A poligamia nie jest zbyt często stosowana, osobiście się nie spotkałam, widocznie czytam trochę inne książki.
Możesz podać jakiś przykład książki, w której występuję trójkąt, ale ostatecznie ta "niepotrzebna" osoba nie jest ani zabita, ani nie są wybrane obie? :)
z popularniejszych to choćby Igrzyska Śmierci, ale np. w Kronikach Królobójcy zauroczona w protagoniście dziewczyna zakochuje się w końcu w jego przyjacielu. no i tak na serio to też unikam trójkątów jak ognia, bo nawet zwyczajne wątki romantyczne mnie przyprawiają o mdłości. podobało mi się np. u Rowling, że trójkąt był wytworem zazdrosnej wyobraźni Rona (choć w serii rzeczywiście trójkąty prowadzą do śmierci niektórych bohaterów). nie wiem czemu autorzy książek YA koniecznie muszą te wielokąty wrzucać do fabuły, przecież to frustrujące dla wszystkich.
Faktycznie, Igrzyska. Tutaj co prawda jestem zdania, że śmierć Prim była po to, aby Katniss zerwała kontakt z Gale'em i tym samym nie zawadzał on związkowi jej z Peetą. Trochę to było naciągane wg mnie, ale jak już się robi trójkąty, to trzeba myśleć o tym, żeby jakoś sensownie na końcu usnąć tę jedną osobę.
Harry'ego uwielbiam właśnie za to, że nie ma tam na każdym kroku miłości, związków, zrywania, wracania do siebie a mimo to jest ciekawą serią.
Jeśli taka sytuacja, jaka jest w Kronikach Królobójcy jest sensownie i po kolei wyjaśniona, jeśli widać jak ta dziewczyna zakochana w kimś zakochuje się potem w jego przyjacielu, to jak najbardziej. Ale jeśli cały czas kochała jednego, a potem nagle BUM i zakochana w kimś innym to takie nienaturalne jest...
Autorzy stosując trójkąty mają o czym pisać, bo a to jedna z nim chwilę będzie, potem druga, jakaś kłótnia, scena zazdrości i jest z czego książkę pisać. Tyle, że wiele z tych YA opiera się tylko na trójkątach, ewentualnie jakiś inny wątek w tle.
Jesli pisarz napisze ciekawą powieść, której wątkiem głównym nie jest trójkat, ale jednak występuje, to to są książki, jakie jeszcze mogę czytać. Ale jak ta miłość wychodzi na pierwszy plan i wszystko się wokół tego kręci, nie ma praktycznie żadnych innych wątków, no to już to jest wkurzające i takiej książki nie kończę.
Nie będę już spamować, w każdym razie dziękuję ci za tę wymianę zdań. ;) Trochę mi otworzyłaś/eś oczy na ten temat, pewnie będę troszkę inaczej na to patrzeć. Aczkolwiek tu, konkretnie w Więźniu, Dashner wg mnie nie mógł zrobić nic innego z Teresą, więc z jednej strony dobrze że ją zabił, jeśli już nie mogła być z Thomasem. :)
Uważam że śmierć Teresy była uzasadniona. Musiała zginąć, a Thomas i tak wolał Brende. Ale śmierć Newta wstrząsnęła mną. Wiem że był chory na pożogę i musiał zginąć, ale to najlepsza postać w książce jak i w filmie. Skoro film tak bardzo odbiega od książki to może jednak Newt przeżyje.
Przecież w drugiej części trylogii odrzucił zaloty Brendy, bo dalej kochał Teresę, tak samo jego motywy działania w 3 części opierały się m.in. na Teresie.
Też lubiłam Teresę dopóki nie przeczytałam jednej z ostatniej strony (e-maila) Kodu Gorączki. Btw. bardzo polecam.
jestem świeżo po Kod Gorączki i tez bylam w szoku, ale nie zmieniam co do niej zdania. Autor słabo napisał tą część.
NEWTA?????!!!!!!!!! ok spodziewałam się spoilera dot marnej Teresy ale nie Newta...
Naprawdę? Teresa to jest jedyna postać, która mnie irytowała w całej książce, w całym filmie. Jej śmierć mnie ucieszyła :)
Za to było mi bardzo szkoda Newta :(
Ogólnie ja przestałem lubić Teresę jak w pewnym sensie ''zdradziła'' Tomasa a bardziej przykro mi się zrobiło gdy Newt umarł :/
Ja jestem zachwycona! Tak jak uwielbiam książkę, tak Teresy nie trawię, bardzo irytująca postać. Za każdym razem gdy w książce umiera Newt, to łzy lecą wręcz same....ale ze śmierci Teresy szczerze mogę powiedzieć że się cieszę. Chociaż...nie wiadomo czy ktokolwiek z nich umrze w filmie, baaardzo dużo rzeczy w nim się nie zgadza, więc wcale się nie zdziwię, jak film w 100% od ksiażki będzie odbiegać.
W filmie było, że Brendzie zostaje najwyżej parę miesięcy życia (dostała "lek", antidotum, który spowolni postępy pożogi. Ugryziono ją). Myslicie, że to jakoś wpłynie na fabułę filmu?
Według mnie, każda śmierć w książce miała zostawić pięto na Thomasie - a ten, po prostu to olał. Tak, martwił się śmiercią Chucka, i to bardzo, ale mimo to nie zmieniło to jednak bardzo jego podejścia.
Jeżeli chodzi o Teresę, to jestem maksymalnie zawiedziona. Wierzyła, że odnajdą lek, wierzyła, że uratuje Thomasa, i tym samym pozwoliła się wykorzystać. Zepchnięta na drugi plan przez Brendę, która pojawiła się ni stąd ni zowąd. Tak fajna postać - jedna z niewielu, która naprawdę chciała uratować przyjaciela i resztę świata - została mocno spłaszczona. Kierując się zasadą "dla przyjaciela nowego, nie zostawiaj starego", los Thomasa, jak i fabuła, byłyby inne. Jej śmierć powinna być dla niego czymś w stylu "ej, patrz co zrobiłeś, ona po prostu chciała ci pomóc, a ty za późno to zauważyłeś", podobnie śmierć Chucka. Ale cóż, protagonista musi posiadać wady.
Zastrzelenie Newta - według mnie - symbolizowało tę jedną z trudnych decyzji, które prędzej czy później podejmuje każdy bohater. Tommy z jednej strony chciał mu pomóc, uratować go, a z drugiej nie chciał, aby umierał (zupełnie jak my wszyscy). On przez całą serię pomagał innym, i chciał, aby Thomas chociaż ten jeden raz zrobił dla niego coś równie ważnego. I jeżeli mam być szczera, mimo tego że było to dla wszystkich czymś Lolcodashnerodbiłoci, jego śmierć była konieczna, i w pewnym sensie się cieszę, że nastąpiła.
Terese akurat nie lubię więc mi jest obojętne czy zginie w filmie czy nie, ale jak uśmiercą Newta to ja psychicznie nie wytrzymam XDDD
Prawda... Podczas czytania łezka mi poleciała. Może Teresy nie bylo mi tak starsznie żal, ale szkoda. Natomiast przy śmierci Newt'a poplakałam się. Autor uśmiercił najlepszą postać. Okej byl chory na pożogę. Rozumiem... Ale dlaczego?!. Dlaczego Newt a nie ktoś inny. Mam nadzieję, że nie popsują tego w filmie.
Śmierć Newta, bardzo mnie zabolała i w książce i w filmie. Łzy poleciały i wydaje mi się, że będą lecieć jeszcze kolejne kilka razy (przy kolejnym seansie lub powrocie do książki).
Co do Teresy. Jej śmierć naprawdę mnie ucieszyła. To jedyna postać, która irytować mnie od początku do końca i w książce i w filmie. Jedyne co mi się nie podobało w jej śmierci to to, że jej śmierć była zbyt "prosta". Sądzę, że nie zaszkodziłoby gdyby chociaż odrobinę odczuła to co robiła Strefom.
Może moja wypowiedź niektórych zaboli, jednakże takie jest moje zdanie.
Zgadzam się, tyle że smierć Newta w książce była bardziej wzruszająca i dobijająca.
Jeśli chodzi o Teresę i jej śmierć w filmie i taki 'motyw techniczny' -to załoga z 'latającej maszyny' nie pomyślała o rzuceniu jej/ im (jak jeszcze we dwoje z Thomasem byli na tym sypiącym się dachu), liny czy tym podobnego?
Wyglądało, że dzięki temu Teresa by się też uratowała.
Po obejrzeniu filmu też się nad tym zastanawiałam. Ogólnie nie spodobała mi się śmierć Teresy, która po prostu stała sobie wgapiona w Thomasa. Mogła spróbować chociaż skoczyć, a np. nie dali by rady złapać jej za rękę i niestety spadła by w ten gruz.
No, ten stary koleś był podczepiony na linie, to w sumie od góry mogli podlecieć i on by ich wziął na linie? Ten transporter ma przecież hak, który pozwala podnieść cały wagon kolejowy, a jak przyszło dwójkę ludzi ratować, to nie można było im tego haka zrzucić, żeby się złapali i polecieli? To jeden z powodów, dla których ten film jest badziewny.
Ogólnie tam gdzieś miałem, jak ci kolesie umierali, bo w sumie to tam ledwo ich imiona kojarzyłem, no ale przy śmierci Theresy, to mi się smutno zrobiło, bo dobra du.pa z niej była, a tam w tym świecie to cierpią na spory niedostatek dobrych d.up podobnie jak ja. No ale jej scena śmierci była idiotyczna, jakby nie oglądała się jak ten blok spada, to by bez problemu zdążyła, tak to w filmie pokazali, że miała 15 minut czasu, a zamiast tego stała i podziwiała, jak wszystko się sypie.
ja do pracy nie poszłam bo jestem w depresji oglądałam śmierć Newta na filmie z 10 razy -.- masakraaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa co oni z nim zrobili :/ no i mógł go uratować
Nie nie jest na podstawie książki więc nie jest to logiczne. :) skoro zmienili prawie wszystko to to też mogli ;)
Ja jej tak nie lubiłam, ze czytając książkę wybuchnęłam śmiechem jak zginęła. Jestem okropna xD