Niestety Edward Zwick jest prawdziwym pomyleńcem i wyszło co wyszło. Nudny, rozwlekły
romans z fabułą na miarę wenezuelskiej telenoweli (osadzonej w Montanie). Julia
Ormond
nie wygląda mi na kobietę dla której "można stracić głowę" a co dopiero zginąć. Nic
dziwnego skoro bite dwie godziny chodziła z jedną smutną miną. Niestety cała obsada
gra
na jedną nutę: Brad jest zadziorny i ekscentryczny, Aidan poważny i rozsądny, młody -
niedojrzały cherubinek. W to wszystko wpakowali się jeszcze niedźwiedź i Anthony H. -
permanentnie wkurzony i nabuzowany. Było nie było, przez cały okres zdjęciowy chciał
zabić
reżysera.
Co wyszło z "Wichrów namiętności"? Brak mi konkluzji.
hahahaa lepiej bym tego nie ujęła. trochę późno docniona ale chyba najtrafniejsza opinia na tym forum.
Hopkins "gra" zawsze jednym wyrazem twarzy, tu przynajmniej musiał nieco popracować mimiką,
Świetnie ujęte.Ja też miałem m.in. wrażenie, że film się dłuży. Owszem historia ciekawa, gra aktorska dobra, ale film staje się w pewnym momencie nudny i mało dynamiczny. Ode mnie, mimo tych mankamentów, "6". Obejrzałem go drugi raz i teraz spodobał mi się bardziej, ale co nudy pełna zgoda.