Jak dla mnie to film moralizujący, tak go odebrałam. Pokazuje walkę z pokusami, konsekwencje
wyborów życiowych. Dla wielu pewnie poruszana tematyka będzie niedzisiejsza, zwłaszcza dla tych,
którzy nie reprezentują swoim życiem wartości chrześcijańskich i są zwolennikami rozwodów i
rozwalania rodzin, potajemnych schadzek, zdrad i nieślubnych dzieci - dla takich osób przekaz tego
filmu będzie nieaktualny i nudny, dla reszty kierującej się w życiu zasadami chrześcijańskimi, dla
których małżeństwo to nie chwilowy poryw uczucia a decyzja na całe życie, niezależnie co po drodze
się wydarzy, dla takich osób obejrzenie tego filmu nie będzie oznaczało zmarnowanego wieczoru.
Osobiście w tym klimacie wolę "Rozważną i romantyczną", bo Winona Ryder w kontraście do Michel
Pfeiffer jest tak przesłodzona i mdła, że z trudem dotrwałam do końca filmu.
Amatorzy kina akcji wynudzą się na tym filmie.
Ale ja cenię go za przesłanie wierności i poświęcenia wbrew własnemu egoizmowi, dlatego polecam.
Owszem, można powiedzieć, że jest to walka z pokusami, ale czy naprawdę wydaje Ci się, że chodzi tu o jakiekolwiek wartości, czy zasady chrześcijańskie? Nie ma w filmie praktycznie żadnego podtekstu duchowego, żadnych tego typu rozterek. L. jest po prostu tworem, dzieckiem i dziełem skostniałego systemu, którego nie ceni i nie szanuje, ale któremu nie jest w stanie się przeciwstawić, dlatego nie idzie za głosem serca. Nie wiemy też tak naprawdę do końca, czy jest szczęśliwy, czy czuje się spełniony, może poniekąd tak.
Zapewne można też tak to zinterpretować jak Ty to zrobiłeś/zrobiłaś. Jednak ja pozostanę przy swojej interpretacji. Nie świadczy to jednak absolutnie, że nie oglądałam dokładnie filmu.
Fakt, że w filmie nie pokazano wyraźnie wiary głównego bohatera nie znaczy, że nie kierował się nią w życiu walcząc z pokusą - to już twoja daleko idąca nadinterpretacja.
Każdy pewnie odnosi to co ogląda do swojego życia i doświadczeń...
Moja interpretacja może wynikać z faktu, że czytałam książkę, niemniej pozostaje faktem, że film widziałam jako pierwszy i jakoś diametralnie innych treści w nim nie dostrzegłam już pierwotnie, podczas pierwszego (i nieostatniego) seansu.
Mało tego. Zawieranie związku małżeńskiego z osobą niekochaną, wyłącznie z powodu nacisków rodziny i konwenansów (strachu przed opinią środowiska) uważam za wyjatkowo niechrześcijański postępek, a to właśnie zrobił nasz bohater.
Notabene, w "Rozważnej i romantycznej", czy właściwie prawie w całej twórczości Austen (poza "Mansfield Park" tylko chyba) nie ma żadnych nawiązań do duchowości, czy wiary. Konwenans, tradycja, opinia publiczna, zasady moralne - owszem, ale religijności trudno tam szukać. Nawet wśród osób duchownych.
Dobrze powiedziane. Ten film był poświęcony ojcu reżysera - być może, syn chciał "Wiekiem niewinności" powiedzieć, że w konwenansach i sztucznościach minionego wieku, kryło się i też coś dobrego. Kiedyś F. Dostojewski powiedział "dobrze, że są konwenanse, bo gdyby ich nie było to taki smród by powstał, żebyśmy nie wytrzymali".