Sam film jednak nie powala. Do obejrzenia z lekkim zaciekawieniem, ale bez nadmiernego zainteresowania.
Otóż to, obejrzeć kiedyś Philadelphie z Hanksem czy inne dziełka z umieraniem w napisach końcowych i starcza na całe życie.
Czekam na Oscara dla grubego aktora, w tym porąbanym USA zrzucić połowę wagi i gwarancja statuetki jest...i tak naprawdę nie wiem za co bo ani rola ani postać nie powala (mówie o Mafju)
PS A ocieplanie wizerunku i postawy życiowej hedonistów homo, trans czy co to tam było po prostu nuży, no ile można się schylać nad chorującymi na własne życzenie. Tak, tak w większości zarażeni poprzez przypadkowe kontakty płciowe, nierzadko z tą samą płcią do tego życie pełen przygód w wirze narkotykowych wspomagaczy...
Już nie musisz czekać: De Niro dostał za rolę we "Wściekłym byku". Dalej, Mo'Nique z "Hej, Skarbie" - cóż, nawet nie musiała dokonywać metamorfozy, podobnie jak Octavia Spencer w "Służących".
Jednak muszę się zgodzić z kwestią proporcjonalnego wzrostu szans na Oscara wraz ze zmianą fizyczną. Ktoś podsumował rolę McConaughey - "Argumentacja w zasadzie zbędna – rola od początku do końca skrojona pod Oscary, metamorfoza fizyczna aktora, tematyka filmu – to po prostu nie może skończyć się inaczej".
Ja mówię tak: jeśli nie on, to kto? Najlepszy ze średnich w tym roku nominowanych aktorów.