Anatomia samotności, wiwisekcja trudnych relacji międzyludzkich, rzeczywistości będącej istną pustynią uczuć...o tym, że ciało jest klatką, z której trudno uciec.
Fassbender zagrał naprawdę bezkonkurencyjnie, Mulligan też wypadła nieźle, przestała robić słodką minkę nr 1. Rewelacyjne zdjęcia i soundtrack, film dopieszczony technicznie pod każdym względem. Piękna forma, poruszająca treść.
zgadzam się - niełatwe, nie musi się "podobać", ale porusza...
http://notatnikkulturalny.blogspot.com/2012/02/wstyd-czyli-oscary-kontrowersje.h tml#more
i przyłaczam się do tych, którzy twierdzą, że kazirodztwo jest nadinterpretacją
tak mi się przypomniało - Ci co szukają wrażeń kazirodczych lub na granicy kazirodztwa, niech sobie obejrzą "Marzycieli", a od "Wstydu" w tej materii won! get out! :))
Oglądałam ten film kilka dni temu, nie sugerowałam się żadnymi komentarzami ani recenzjami, naprawdę, pierwsze co pomyślałam w trakcie tego filmu - to to, że coś musiało się między nimi wydarzyć, kiedyś. Za dużo w ich rozmowach wspomnień, że to nie ich wina, że to wina miejsca z którego pochodzą, zbyt dużo scen sugerujących takie rozpatrzenie filmu. Nie chcę tu niczego narzucać, tym bardziej, że sama nie wiem co o tym myśleć, z jednej strony myślę jak większość, z drugiej strony, te dziwne zachowania nie dają mi spokoju. Dlatego też nie wiem, czy ostatecznie powinniśmy wykluczać tą wersję. W sumie miałoby to duże pokrycie z problemami psychiki głównego bohatera jak również i jego siostry.
Według radiowej jedynki, sam Fassbender zwrócił uwagę na to, iż w dzieciństwie między rodzeństwem najprawdopodobniej do czegoś doszło, choć nie jest to zaznaczone w scenariuszu.
i choć powinno to rozwiewać wszelkie wątpiwości, zapewne zostanie zignorowane, aby dalej kłócić się o to kto ma rację :)
"i choć powinno to rozwiewać wszelkie wątpiwości" - naprawdę? słowa "najprawdopodobniej" i "do czegoś" są tutaj słowami, które rozwiewają wątpliwości?:))
a kto się tu kłóci? wymieniamy poglądy, ot co!
być może:)) możemy tak spekulować i do niczego nie dojdziemy, jednak kiedy porzuci się ten trop interpretacyjny, domniemane kazirodztwo (przecież o przeszłości tak naprawdę nic nie wiemy; może wspólnie byli świadkami jakiegoś wydarzenia? może ojciec znęcał się nad tą dwójką?; może byli wykorzystywani?; a może nic z tych rzeczy?;) jako motyw napędzający poczynania bohatera, jako najważniejszy czynnik, to zatracimy w filmie to co najważniejsze, to o czym pisałam już w temacie.
Jasne, możemy tylko gdybać, równie dobrze mogło być tak jak piszesz - mogło być coś, a mogło nie być nic. Tylko nie bardzo rozumiem dlaczego Twoim zdaniem ten klucz interpretacyjny aż tak bardzo spłyca fabułę?
Spokojnie :) Każdy ma prawo i nawet powinien spojrzeć na temat z różnych perspektyw :) Osobiście przyjmuję różne wersje za możliwe i nikomu nie nakazuje podejścia "z klapkami na oczach" - to jedno jest prawdziwe i tylko to:) Może ty też powinnaś spróbować.
.wstyd czytać Wasze (nie wszystkie) komentarze na temat tego filmu. pomijając naciągane wątki kazirodcze i skupianiu się wyłącznie na scenach, które ociekają seksem, chciałabym zaznaczyć, że film jest o tym jak umieramy, odcinając się od naszej emocjonalności i funkcjonujemy mechanicznie. o tym, jaką ludzie potrafią sobie krzywdę nawzajem wyrządzić. o tym jak staramy się ukryć bliskość duchową, skupiając się (zastępując ją) bliskością cielesną.
wstyd, to wypisywać obraźliwy tekst, jaki tu zaserwowałeś/aś, dając nam do zrozumienia, ze jesteśmy banda niedojrzałych emocjonalnie debili, a jedynie Twoja osoba ma zaszczyt być Jaśnie Oświecona Prawdą i Wrażliwością z Najwyższej Półki. Pozdrawiam :)
.nie serwuję obraźliwych tekstów, bo mogą stanowić trudności w przełykaniu. nie mam wpływu na Twoje odczucia. tak jak Ty na moje wypowiedzi, których nie zmienię. nie odbiegając od temat na tym forum: Wstyd - to dobry, zmszający do myślenia film.
NIe wiem po co analizować ten film pod tyloma względami, nie doszukiwałabym się drugiego dna, poprzez doszukiwanie się wątku kazirodczego, dopisywanie zakonczenia. Myślę, że warto wrócić do tego, co napisał autor tego wątku. Ja staram się nie racjonalizować tego filmu, skupiłam się na emocjach, które we mnie wzbudził ten obraz. Wyszłam z kina zakażona smutkiem, wstydem tych ludzi, ich brakiem samoakceptacji. W dodatku muzyka, doprowadzona do granic minimalizmu jest tak świetnym tłem dla tych emocji. Często, pozornie oczywiście, kontrastuje z obrazem. A scena, gdy Sissi śpiewa piosenkę Franka Sinatry powaliła mnie na kolana.
Czytam i czytam i uwierzyć nie moge w ograniczenie połowy dyskutantów. Ludzie, to nie jest thriller z zaskakujaca tajemnicą w tle! To psychologiczny film o _samotnosci_
Borys ma rację - gubicie głebię. Mam wrazenie, ze wiekszosc osob ma do tego stopnia umysly skazone amerykanską rozrywką, ze nie potrafi odbierac już tradycyjnego kina europejskiego opartego na wnetrzu człowieka.
Cholernie przygnębiająca historia o zagubionych w dzisiejszych realiach. Melancholia i próby zabicia jej najłatwiejszymi sposobami.