Tytuł: Pandora, autor: Mike Carey :))

właśnie jestem w trakcie - 117 strona jeśli dobrze pamiętam - i choć na początku styl autora nie bardzo przypadł mi do gustu, to teraz jestem w takim momencie że trudno oderwać się od książki ;) od siostry dowiedziałam się, że powstał film na jej podstawie. nie szczególnie podoba mi się to, że zmienili kluczową rzecz: z Melanie zrobili czarną dziewczynkę (choć tu rzucał się kontekst między jej niezwykle jasną skórą a znaczeniem imienia), zaś z panny Justineau białą kobietę.

strasznie drażni mnie ta ogromna rozbieżność z pierwowzorem. cieszę się, że dorwałam w pierwszej kolejności książkę;) ok, to lecę dalej czytać.
pozdrawiam! ;)

Daj znać jak Ci się podobała, na mnie zrobiła ogromne wrażenie :) A mnie te rozbieżności jakoś nie przeszkadzają, zobaczymy jak będzie film wyglądał.

skończyłam czytać dzisiaj w nocy :) właśnie takie książki przypominają mi dlaczego postapokaliptyka to mój ukochany gatunek. "Pandora" to rewelacyjna książka, niemniej mam względem niej mieszane uczucia. gdybym miała ocenić Pandorę w skali od 1 do 10 dałabym 7,5. troszkę mi jednak zabrakło do absolutnego zachwytu.
co nie zmienia faktu, że to jedna z najlepszych książek postapokaliptycznych jakie czytałam w życiu i jednocześnie bezapelacyjnie najlepsza książka o zombie - nie umywa się do np. takiego "Feed" Miry Grant (nie polecam, jeśli nie czytałaś - zwykły gniot).

teraz tylko czekać na film :). mam nadzieję, że nie spartaczą, jak to zwykle bywa z ekranizacjami książek. nadal nie podoba mi się ta sprawa ze zmianą koloru skóry, ale dobrze że przynajmniej Justineau gra Gemma Arterton ;) no i jeszcze w obsadzie są Glenn Close i Paddy Considine.

też apeluje do innych żeby czytali książkę! :D

Haha, a ja właśnie całą trylogię Feed zamówiłam i idzie do mnie teraz... Ja jej dałam 9/10, mnie się bardziej podobała :)

A jest może w języku polskim?

Tak, napisałam tytuł: Pandora, autor Mike Carey :)

Aa, dzięki :).

Zgadzam się, książka znakomita! Dawno nie było czegoś równie świeżego i ożywczego w temacie zombiaków i zagłady ludzkości. Do tego świetnie napisana. Zdecydowanie warto!

Książka jest bardzo dobra. W skali do 10 daję 7. Byłoby więcej, gdyby nie to, że nie miałem wątpliwości jakie będzie zakończenie po przeczytaniu ok 75-80% zawartości i zabrakło elementu końcowego szoku :)
Nakreślony świat jest do bólu rzeczywisty, a przedstawiony oczami 10 letniej Melanie w taki sposób, że całkowicie się w nim zanurzyłem. Brutalność z jaką się zmierzyła i jak dzielnie sobie z nią radziła zrobiła na mnie największe wrażenie.

No właśnie (spoiler) ja podejrzewałam, że zakończenie będzie typowo hollywoodzkie, szczęśliwe. A posunięcie autora odważne :)

Bardzo przytłaczające. A momentem, w którym mnie niestety oświeciło, było pojawienie się [spoiler] dzikich dzieci. W tym momencie po jednej stronie zobaczyłem ludzkość, która przed laty bez efektu wykorzystała wszelkie dostępne środki by zapobiec nieuniknionemu, a z drugiej strony stada dzieci w pełni przystosowanych do nowych warunków.[koniec spoilera]

hmm, wlasnie przeczytalem ze ksiazka miala premiere rowno rok po ukazaniu sie gry ;)

No i co w związku z tym :)?

hmmm, zalezy ile trwalo pisanie ksiazki. Moze to zbieg okolicznosci - grzyby, wazna rola dziewczynki no i ta sceneria!

To w związku z tym, że przed LAST OF US nic nie poruszało tej tematyki w TAKI sposób, nagle ukazuje się gra, a po niej książka i film. Sorki, ale inspiracja, a wręcz kopia to słowo które się nasuwa. Sama zbieżność lokacji gry do filmowych zdjęć, historia, klimat. Wybacz, ale to więcej niż luźna inspiracja.

Nie mówię, że źle bo na ekranizację TLOU czekałem jako fan gry. Po prostu próba wybronienia tego - jako nie-kopia, jest bezsensowna.

Mam prośbę - przeczytaj książkę albo chociaż zaznajom się z jej treścią. Jak dla mnie nie ma nic wspólnego (oprócz zombie, ale oni tutaj i tak są inni niż dotychczas) z The last of us. Prędzej Logan ma.

Co do tej kopii, to bym nie przesadzał.
1. Zarówno gra jak i akcja książki ma miejsce 20 lat po wybuchu apokalipsy.
2. W obu powodem apokalipsy jest grzyb.
3. W obu mamy do czynienia z eskortą dziewczyny odpornej na grzyba
4. W obu pojawia się motyw wycięcia mózgu celem jego przebadania.
5. W obu zagrożenie stanowią zarażeni i dzicy ludzie, którzy próbują przetrwać kolejny dzień.
Coś pominąłem? Pytam, bo w grę nie grałem, a jedynie zapoznałem się z jej fabułą.
ad 1. Może być zbiegiem okoliczności.
ad 2. Na parę lat przed rozpoczęciem pracy nad grą (2009 rok) ukazał się film dokumentalny o możliwej apokalipsie i m.in. podano przykład zombie powołując się właśnie na ten gatunek grzyba. Nie jest to więc pomysł autorski twórców gry i pisarza. Można o nim powiedzieć, że dzięki filmowi popularnonaukowemu jest powszechny.
ad 3. Podróż czy też eskorta to często wykorzystywany motyw w literaturze, filmach, grach.
ad 4. To logiczna konsekwencja, gdyż grzyb ten faktycznie przejmuje kontrolę na mózgiem żywiciela.
ad 5. To popularny motyw w postapokalipsie.
Jeżeli chodzi o różnice, to największą jest to, że w książce 10 latka wygryzła sobie drogę z brzucha matki, natomiast w grze 14 latka została ugryziona i okazała się odporna (ten motyw był już wykorzystywany w filmach o zombie). Ponadto w grze mamy do czynienia z eskortą w celu wycięcia mózgu, natomiast w książce z ucieczką ze spacyfikowanej bazy gdzie takich zabiegów dokonywano i jedynie pani doktor ma nadzieję, że nadarzy się jeszcze okazja na dalsze badania. Książka kończy się dopełnieniem apokalipsy i zastąpieniem ludzkości gatunkiem żyjącym z grzybem w symbiozie, a jak kończy się gra? Będą wdzięczny za odpowiedź.
Czytałem wywiad z Careyem w którym zapytany o podobieństwa odparł, że o grze dowiedział się po napisaniu książki. Pozostaje kwestia kiedy zaczął ją pisać (kiedy stworzył pierwszy szkic/konspekt)?
Co mnie zastanawia w tej całej historii? Cóż, przemysł gier czy filmu tak łatwo nie odpuszcza i lecą do sądu z większymi pierdołami (a już szczególnie Sony), a tutaj mamy ciszę i nikt nikomu nic nie zarzuca. Na uwagę zasługuje też fakt, że książka została zekranizowana, co w przypadku plagiatu byłoby bardzo ryzykownym posunięciem, natomiast film na podstawie gry miał powstać w 2016 roku, ale Amerykanie wycofali się z ekranizacji. Biorąc pod uwagę popularność gry i nośność tematu to naprawdę zastanawiające.

Zagraj w grę, przejdź ją, zobacz lokacje.

Zajebiście merytoryczna odpowiedź.

bardzo prosze

Naprawdę polecam oglądnąć cały walk-through gry Last of Us na YT. Kilka godzin wciągającej fabuły, lepszej niż wiele filmów.

Jestem na nie - dla mnie koncepcja zombie to takie horrorowe "disco polo" - jak nie ma pomysłu na apokalipsę, to wtedy twórcy wsadzają zombiaki. Po co wysilać móżg i tworzyć uniwersum? Przeciez mozna wstawić zombiaki.

W scenie w laboratorium, około 25-tej minuty, gdy pielęgniarka zmienia się w zombiaka, to dosłownie wybuchłem śmiechem, widząc, jak ta dziewczyna odgrywa swoją rolę. Skoro już to zombie musi być, to mogla się chociaż dobrze przygotować, wymyślić jakieś niepokojące zachowania dla swojej postaci a tak wyszło raczej komicznie - kretyńskie kłapanie zębami i robienie dziwacznych min.

W ogóle nie widziałam filmu, napisałam, że książka jest świetna. Więc nawet nie wiem, jak Ci na to odpowiedzieć ;)

W sumie to nie oczekiwałem żadnej odpowiedzi. Podzieliłem się jedynie wrażeniami z filmu. Ale dziękuję za Twój odzew :)

to jak nie lubisz gdy się "wsadza" do filmu zombie, to czytaj opis filmu i omijaj szerokim łukiem. Ja tak bynajmniej robie,jak z góry wiem ze mi sie cos nie spodoba to nawet nie zaczynam ogladac, i po sprawie

Hmm, niewiele z tego filmu wyniosłeś.
Tu nie chodziło o zoombie z rodzaju żywe trupy, bo zarażeni ludzie wciąż żyli. Jak masz wątpliwości, jak działa grzyb Ophiocordyceps unilateralis, to poczytaj na wiki. Tak więc w powieści i filmie na jej podstawie skorzystano z gotowej recepty na zoombie wprost ze świata przyrody. W sumie potrzebna jest tylko jakaś mutacja genetyczna, umożliwiająca przeniesienie się na z mrówek na ludzi. Po drugie i ważniejsze, mamy końcowy efekt w postaci całkowitego wyginięcia homo sapiens i zastąpienia go nowym gatunkiem człowieka. To wyjątkowy obrót wydarzeń, niezwykle rzadko goszczący w literaturze, a jeszcze rzadziej na szklanym ekranie.

Mnie co prawda książka aż tak nie zachwyciła, ale i tak była od filmu nieporównywalnie lepsza. Mam wrażenie, że materiał okazał się dla twórców zbyt obszerny i mieli trudności ze skondensowaniem go do niespełna dwugodzinnego obrazu - w przeciwieństwie do książki, scenariusz Careyowi niespecjalnie wyszedł. W książce relacje między postaciami były bardzo dynamiczne, czego w filmie zdecydowanie zabrakło. Nawet znakomici aktorzy (Close, Considine, Arterton) nie ratują sytuacji, bo ich walory równoważy odtwórczyni głównej roli - dziewczynka, której co prawda uroku nie zabrakło, ale warsztatu i charyzmy już trochę tak.

Cieszę się, że po książkę sięgnęłam wcześniej, bo ten seans raczej by mnie do lektury szczególnie nie zachęcił.

dopiero mam zamiar oglądać ten film, ten film na internecie jest pod tytułem "Next Zombi (2016)"