ale po angielsku. ale 2 - kto się wytęży, otrzyma nagrodę. facet zgłębił sprawę.
I mówcie sobie, co chcecie, ale jeżeli Monica Vitti ( a właściwie jej nos ) to coś wartego ekspozycji, to Antonioni hmmm nie trafił, choć, owszem, to strasznyyy eufemizm z tym nietrafieniem.
Drugi zarzut - ostatnia sekwencja....
natura - cywilizacja , ciemność ( tj. c i e m n o ś ć ), zwierzęce wręcz twarze i znudzeni (może sami sobą ? ) ludzie - nawet to wszystko poetycznie podane nie jest czymś, co można tak długo pokazywać.
Po latach zresztą - jak przeczytacie w tej interpretacji - Antonioni sam nie wierzył, jak mógł być taki pazzo, by coś takiego, jak tę sekwencję właśnie, nakręcić. Pretensjonalność, zbytnie rozwleczenie - nawet biorąc pod uwagę atmosferę sprzyjającą kinu artystycznemu w ówczesnej Europie, ktoś mógłby dopatrzyć się w tym kiczu, a przynajmniej grafomaństwa. Choć, jeżeli potraktować te zakończenie jako finał całej trylogii samotności, to nie jest już ten kicz taki pewny - wtedy uzasadnienie jest poważniejsze.
choć im dłużej się zastanawiam, tym mniej pewne wydaje się to, co napisałem ;/
....
jeżeli wam tutaj czegoś brakuje, to wiedzcie, że mi też.
No, ale to wszystko wina Antonioniego ( jaaasneeee :P)
LINK DO TEJ KSIĄŻKI ;/, oto czego tu nie ma.
The link is http://www.davidsaulrosenfeld.com/chapter1.html
minął prawie miesiąc... ale lepiej późno ;/
Dzięki! Pewnie przyda mi się do pracy licencjackiej, jeżeli jednak będę pisać o trylogii Antonioniego ; ).
Hm... Ja nie uważam Moniki Vitti za piękność, ale do filmow Antonioniego doskonale pasuje: gra subtelnie i sama jest subtelna, ale nie banalna. Co do zakończenia - jak dla mnie powinno być jeszcze dłuższe (tak tak, jest nieco kiczowate i pretensjonalne, ale i tak jest doskonałe w moim przekonaniu, nie umiem tego uzasadnić).
Co ciekawe, autor tej książki o "Zaćmieniu", D. S. Rosenfeld, nie jest filmoznawcą tylko neurologiem :)
I właściwie nie jest to książka tylko i wyłącznie o tym filmie, ale o całej twórczości Antonioniego, czy nawet - można powiedzieć - kinie włoskim z najlepszych lat. Właśnie czytam i gorąco polecam, chociaż autor czasami "przegina" - rozpatruje np. w jakich jeszcze filmach Antonioniego pojawiła się beczka z wodą i w jakiej funkcji :)
Świetne są m.in. fragmenty o warsztacie pracy Antonioniego, zaskoczony byłem, że "Zaćmienie" nie powstało według szczegółowego scenariusza...
tak, też ostatnio zorientowałem się, że ma tytuł doctor of medicine :)
poza tym miałem okazję wymienić z nim parę listów, w których na pytanie, z jakich publikacji korzystał/korzysta ( filmoznawczych rzecz jasna ) odpisał, że nie rości sobie - broń boże - żadnych praw do uznania jego tekstu za coś więcej niż czym ten tekst w istocie jest, bo on "in the matter of fact, I do not read this kind of books".
A jest to tekst pasjonata, który bardzo czarownie widzi pewne rzeczy; który język filmu pojmuje niezwykle swobodnie ( i być może, że czasem "przegina", jak piszesz ); który nieskrępowany jest akademickim myśleniem o filmie, ma je w dupie.
Tyleż śmieszne co niezbywalne dla naukowców maniery nie są jego udziałem, nie szuka on związków przyczynow-skutkowych, które często są zupełnie idiotyczne w konfrontacji z rzeczywistością, która jest nieskończenie chaotyczna, nieskończona, niesegregowalna w tak prosty sposób. ot, ten tekst, w przeciwieństwie do tych naukowych, jest UCZCIWY. nie podlega naukowemu stylowi myślowemu epoki.
I mniej na pewno podlega temu - tu polecam zapoznanie się!11!! -, co Ludwik Fleck określa naukowym "kolektywem myślowym".
Szkoda, że nie wydał tego w wersji papierowej - czasami oczopląsu dostawałem podczas lektury z ekranu. Ale warto było. No i racja - chwała mu za brak akademickiej nowomowy.