Van Sant tym razem bierze się za czarną komedię, w dodatku paradokumentalną, co pasuje idealnie do tematyki filmu. Prawdziwa historia Pameli Smart zostaje tu wyśmiana i ostro skrytykowana ku uciesze widzów. Jednocześnie zapewniono sporo smaczków, dla uważnych...
Nicole Kidman jako żądna sławy, prawdziwa amerykanka, która dla swoich 5 minut na wizji zrobi wszystko. Jest mistrzynią udawania, swoje cele świetnie uzyskuje dzięki naiwności innych. Najpierw omotała swojego męża by mieć duży dom, samochód i psa, potem trójkę nastolatków, by stworzyć prywatną armię. Nieważne że intryga bywa przewidywalna, a czasami nawet niedorzeczna, bo tutaj liczy się raczej konwencja i to jak ją wykorzystuje Van Sant w poszczególnych scenach. Wprowadzenie w film elementów sitcomu, talk showu, reality tv itd. na prawdę pasuje tu idealnie. W ten sposób reżyser igra z ambicjami bohaterki i jednocześnie ośmiesza model typowego Amerykanina. Już sama wizja typowego nastolatka, szablonowego Włocha czy właściciela dużej stacji telewizyjnej jest ukazana w krzywym zwierciadle. To miło że Gus dba o szczegóły...
Co do smaczków... Spójrzmy na obsadę- dawno nie widziałem takiej śmietanki aktorskiej w jednym filmie. Nie mówię już o głównych aktorach, ale drugi plan to również była nie lada niespodzianka. Illeana Douglas, Casey Affleck i przede wszystkim młodziutki Joaquin Phoenix robią ogromne wrażenie. A w tym filmie zaskakują nawet epizody. Na samym końcu pojawia się nawet jeden z moich ulubionych reżyserów w małej rólce. Który? To musicie zobaczyć sami. Uważny widz zobaczy też sporo nawiązań do amerykańskiej kultury i znanych filmów... Wayne Knight patrzący na bohaterkę prezentującą pogodę na następne dni odgrywa tutaj przecież jeszcze raz scenę z "Nagiego instynktu". A takich momentów jest więcej...
Podsumowując "To Die For" to bardzo udana i bardzo czarna komedia. Nie do końca to film w stylu tego reżysera, ale tym bardziej należą mu się brawa, bo stworzył coś nowego w swojej filmografii. Warto.