To jeden z tych filmów, które rosną w głowie.
Lanthimos zaczyna z grubej rury, uprzedza, że będziemy świadkami operacji na żywym organizmie. A to, co pod skórą - wiadomo, piękne nie jest. Akcja toczy się powoli, ale przytwierdza do fotela, fascynuje i przeraża.
To, co uwielbiam w tym filmie, to fakt, że reżyser nie daje nam jasnych odpowiedzi. Nie wytycza jednego oczywistego klucza, wg którego można go interpretować. Dzięki temu każdy ma szansę przejrzeć się w "Zabiciu..." jak w lustrze.
Na recenzję i garść możliwych interpretacji tego filmu zapraszam tutaj: https://www.youtube.com/watch?v=HENM332VABU