Closer w wersji soft. Młode nowojorskie małżeństwo wpada w lekką rutynę. Na przyjęciu żona pizga focha, bo okazuje się, że mąż ma śliczną współpracowniczkę. W dodatku latają razem na delegacje. Kiedy trafia się kolejna, do Filadelfii, żona akurat spotyka swoją dawną miłość.
Akcja filmu rozgrywa się na przestrzeni nie więcej niż dwóch dni. Sceny są bardzo kameralne, a fabuła tak naprawdę sprowadza się do dialogów między bohaterami. Last night to film o zaufaniu, wątpliwościach, wierności. O hipokryzji, kryzysach związkowych czy o braku emocji w stałym związku. Dobrze, że nie ma tu kryształowych postaci i czarno-białych wyborów. Raczej wiele odcieni szarości (na pewno więcej niż pięćdziesiąt, tfu! ). Myślę, że wiele osób uzna go za nudny i przegadany. Mi się bardzo podobał.