Nie podszedłem do tego filmu zbyt pozytywnie nastawiony. Fabuła oparta częściowo na faktach, będąca ekranizacją jednego wydarzenia z życia słabo znanej postaci, w dodatku w realiach amerykańskiej dziczy z początku XIX wieku, to niekoniecznie materiał na ciekawy film. Większość ujęć to kucanie, czołganie się lub leżenie na śniegu w wykonaniu zarośniętego niczym człowiek pierwotny Leonardo DiCaprio.
Po drugie, całkiem średnia rola samego DiCaprio. Co robi "genialny" Włoch? Raz leży nieprzytomny na noszach, raz półprzytomny na śniegu, czasem dla odmiany na dnie płytkiego potoku. Raz kamera pokazuje z bliska lewe oko, raz prawe. Czasami nadęte nozdrza. Leonardo DiCaprio ma w swoim dorobku o wiele lepsze role pierwszoplanowe i akurat za ten film nie należy się mu żadna złota statuetka. Akademia oczywiście będzie wolała go nagrodzić, aby raz na zawsze uciąć spekulacje dotyczące zmarnowanych szans tego aktora. Szkoda, bo akurat w tym filmie DiCaprio nie gra. Nawet jeśli gra, to jego gra tonie w puszystej odzieży i krwawym makijażu. Przez większą część filmu nie widziałem DiCaprio. Lepsze zbliżenia miał już niedźwiedź grizzly.
Po trzecie, świetna gra Hardy’ego – to jemu należy się Oskar za rolę drugoplanową.
Po czwarte, realizm i dosadność to niekoniecznie recepta na udany film.
Po piąte, nijaka fabuła. Tu spoiler! Główny bohater zostaje ranny po ataku niedźwiedzia, potem błąka się po głuszy, by na koniec dokonać zemsty na takim samym dzikusie jak on sam. W otaczającym ich świecie nic się nie zmienia, nikt tego nie zauważa, a rodzące się dopiero Stany Zjednoczone to jeszcze kraj dziki, pełne prymitywów i brudasów, gotowych zabić za kilka skór.
Arcydzieło to nie jest i dziwią mnie opinie uznanych recenzentów, że "Zjawa" może mierzyć się z "Czasem apokalipsy".
Zmarnowałem ponad dwie godziny na film, który nie ma w sobie nic interesującego.
Średni na pewno. Nie dałbym więcej, jak 4-5 gwiazdek. Zgadzam się z wieloma argumentami. Di Caprio nie robi w tym filmie nic szczególnego. Denerwują mnie ciemności, mroczny klimat. Przypominają się mi najgorsze sceny z "Ostatniego Mohikanina" sprzed 40 lat. Ta sama epoka, podobne lokacje. Lipa!!!!!
Te mroki można jeszcze wybaczyć. W tym filmie nie ma nic, co mogłoby się podobać. Bredzący pod nosem aktorzy, niejasne realia (do tej pory nie wiem, kto jest kto), brak spójności. W ogóle nie wiem, czy akcja rozgrywa się w ciągu trzech dni, czy w trzech miesięcy. DiCaprio dochodzi do siebie raz, potem po upadku z koniem drugi raz. Nie wiem, czy to wydarzenia jedno po drugim? A może we wnętrzu konia przeleżał całą zimę? W końcu kamera zaczyna w pewnym momencie pokazywać odwilż.
nie powiem że nie zrozumiałeś filmu, bo pewnie masz problem z odbiorem otaczającego Cię świat i z ogólnym rozumowaniem
On na pewno nie jest homo. Stara się być wyrafinowanym i dojrzałym odbiorcą kina. Teraz takich pełno.
Pozwolę sobie na zacytowanie twoich słów.
"Nie podszedłem do tego filmu zbyt pozytywnie nastawiony." - I tu masz połowę wyjaśnienia, dlaczego film oceniasz jak oceniasz. Jeśli idę z żoną na zakupy nastawiony "niezbyt pozytywnie" (bo akurat nie mam ochoty na zakupy), musi się to skończyć jakąś awanturą.
Fabuła oparta częściowo na faktach [...]w dodatku w realiach amerykańskiej dziczy z początku XIX wieku, to niekoniecznie materiał na ciekawy film." Dlaczego ten okres nie jest dobrym materiałem na ciekawy film? Co konkretnie wyklucza ten okres?
Jeśli film jest dobry, to miejsce oraz czas akcji w filmie nie ma żadnego znaczenia. Dobrych przykładów jest wiele, np. "Dwunastu gniewnych ludzi" gdzie akcja ... sam pewnie wiesz :)
"Po drugie, całkiem średnia rola samego DiCaprio. Co robi "genialny" Włoch?" Sam nie przepadam za tym aktorem, ale trzeba szczerze przyznać, iż jest świetnym aktorem. Co robi? Ano walczy o przetrwanie z siłami natury i przeciwieństwami losu, gdzie musiał się zniżyć mocno do parteru, troszkę bardziej pobrudzić i poczuć smak matki ziemi...jego postać jest trochę wyolbrzymiona, do jeden z minusów filmu, ale to nie wina DC.
"Po czwarte, realizm i dosadność to niekoniecznie recepta na udany film." Identyczny argument co wyżej, odnośnie okresu akcji. Argument w żaden sposób do mnie nie trafia.
"Arcydzieło to nie jest i dziwią mnie opinie uznanych recenzentów" - Tutaj w zupełności się z tobą zgadzam!
"Zmarnowałem ponad dwie godziny na film, który nie ma w sobie nic interesującego." To tak jak z randkami, nigdy nie wiesz czy poświęcony czas czymś zaowocuje, czy też nie. Każdy świadomy widz powinien sobie zdawać z tego sprawę, że nie każdy wybrany przez niego film spełni jego oczekiwania, więc nie rozumiem pretensji w stylu "zmarnowałem czas".
Chwała Tobie ! Chylę czoła. Zaczynałem się o siebie martwić po seansie bo jakoś geniusz tego arcydzieła do mnie nie dotarł, ale widzę, że niepotrzebnie ;) Hardy ratuje. Tyle.
Też mi ulżyło, ponieważ film odebrałem źle. Są jednak gorsze produkcje i bardziej męczące. Jednak ten film mnie zmęczył bardzo i nigdy więcej go nie obejrzę.