Obejrzałem 50 minut. Mam dość. Jest tak pospolity jak inne amerykańskie filmy. Nie wiem co w nim takiego szczególnego. Żałosny i słaby.
jaka jest Twoja definicja słowa "słaby" w odniesieniu do filmu?
Czy grecki film "L" również nazwałbyś słabym, po obejrzeniu?
Zgaduję, że Twoje podejście jest zabawne i ma niewiele wspólnego z rzeczowością :) (via Wtorek, po świętach)
Jeśli nie wiesz co w nim takiego szczególnego to można wcześniej przeczytać, chociażby na tym forum w temacie "10/10 - arcydzieło Roberta Redforda" wyjaśniającym dlaczego ten film można uznać za arcydzieło, a nie pisać coś żałosnego i zaśmiecać tylko forum.
Jeśli ktoś czegoś nie rozumie to nie powinien się wypowiadać, bo świadczy to o jego ograniczeniu, a nie o słabym filmie.
ten film to multum emocji, niezwykła dramaturgia, co znaczy słaby?? nie ma w nim avengersów i transformerów? a może zwyczajnie brak dojrzałości emocjonalnej kolego?
Napisz coś więcej o sobie - co Ci uniemożliwia dostrzeżenie wartości tego dzieła. Czy miałeś trudne dzieciństwo, czy może masz "pod górkę do szkoły". Rozumiem, że przeczytanie tego dlaczego ten film można uznać za arcydzieło też ci nie pomogło.
Wlasnie obejrzalem film. Jesli dla ciebie to bylo pospolite, to chyba slabo widziales, bo oczy ci lzawily od cebuli co ja przegryzales przy filmie
Mateusz, naprawdę bez urazy, ale być może jeszcze zbyt mało przeżyłeś, żeby dotarł do Ciebie ten obraz ? Oczywiście nie życzę nikomu, żeby spotkało go coś złego w życiu. Jednak ja przeżywam każdą sekundę tego filmu, bo sam przeżyłem paskudną osobistą tragedię i doskonale rozumiem, jak czuje się bohater, kiedy jest zmuszony tłumić w sobie super-silne emocje i udawać przed rówieśnikami szczęśliwego w najtrudniejszym okresie swego życia - okresie dojrzewania.