Powiedzmy sobie szczerze, samo śledztwo nie jest największym atutem "Tajemnicy Laketop".
Powiedzmy sobie szczerze, samo śledztwo nie jest największym atutem "Tajemnicy Laketop", ale czy nie to samo mówiono o książkach Raymonda Chandlera? Tak jak Chandler, twórcy serialu, Jane Campion i Gerard Lee, dużo większą wagę niż do intrygi przykładają do kreacji świata i stylu opowiadania.
***
Smutnych policjantek jest we współczesnych kryminałach zatrzęsienie. Wszystkie mają niegojącą się ranę na duszy, nie mogą spać po nocach, śnią tylko koszmary. Robin Griffin z
"Tajemnic Laketop" też to ma, ale jest jednak inna – może dlatego że nie jest taką pracoholiczką. Nie zapomina o całym bożym świecie i po ośmiu godzinach pracy patrzy na zegarek, przeciąga się na krześle w komisariacie i mówi sobie: no dobrze, na dzisiaj koniec. Jasne, grana przez
Elisabeth Moss Griffin też czasami musi wyrobić nadgodziny, ale i tak sporo miejsca zostaje jej na życie. Odbywa się ono niby najczęściej między materacem na podłodze, rzędem piw pod ścianą i bladą poświatą, która wpada przez okno, zdziwiłby się jednak ten, kto by pomyślał, że w takiej przestrzeni nie może się za wiele wydarzyć. Otóż może. Na przykład romans, wizyta brata, kłótnia z sąsiadką, rozmowa z dawno niewidzianą córką. Każda z tych interakcji odsuwa myśli bohaterki od zbrodni. I uzmysławia jej to, co już wiedzą agent Mulder i Milan Kundera – że prawda, tak jak życie, jest gdzie indziej i że niekoniecznie jest nią rozwiązanie zagadki, kto zabił.
No właśnie, zbrodnia. W drugim sezonie
"Tajemnice Laketop" Griffin już nie mieszka w Nowej Zelandii, krainie, której bajkowość rzuciła się ludziom, a szczególnie mężczyznom, na głowy, i pchnęła ich do tego, żeby zrobić z niej mały, ale własny kawałek piekła. Wróciła do Sydney – wróciła na tarczy, choć jeszcze nie tak dawno wydawało się, że jest o krok od szczęścia. Gdy na popularnej plaży Bondi Beach w walizce na kółkach zostaje znalezione ciało młodej Azjatki, Griffin szybko oznajmia nowemu komendantowi, który wygląda jak wielki miś – ten miś trzyma w pokoju ogromnego pluszowego misia pandę – że chce tę sprawę. Komendant zgadza się pod jednym warunkiem – że weźmie za swoją policyjną partnerkę Mirandę – Mirandę gra
Gwendoline Christie, aktorka znana z
"Gry o tron", od aktora grającego komendanta wyższa o pół głowy.
Powiedzmy sobie szczerze, samo śledztwo nie jest największym atutem
"Tajemnicy Laketop", ale czy nie to samo mówiono o książkach
Raymonda Chandlera? Tak jak Chandler, twórcy serialu,
Jane Campion i
Gerard Lee, dużo większą wagę niż do intrygi przykładają do kreacji świata i stylu opowiadania. Toczy się ono w dość ospałym rytmie, praktycznie od samego początku wiadomo, kto w całej tej układance może być winny. Jakby tego było mało,
Campion i
Lee zaplatają wątek kryminalny z historią Griffin, która po wielu latach spotyka swoją córkę – przesiadującą całymi dniami u swojego chłopaka o pseudonimie Puss, który mieszka pod jednym dachem z azjatyckimi prostytutkami, i wychowywaną przez przybranych rodziców: matka adopcyjna od niedawna mieszka z kobietą, a ojciec próbuje pokazać wszystkim, że jest bardzo nowoczesny, bo akceptuje tę sytuację.
Znajdźcie mi drugi taki serial, w którym stróż prawa po wypiciu trzech butelek wina nie udaje, że trzeźwo myśli. I przejmuje się, że jest pijany.
Jakub Socha
To zaskakujący warkocz, ale mocny – sprawia, że świat przedstawiony nie rozpada się na dwie nieprzystające strefy – tę utajoną i mroczną oraz tę codzienną i zrutynowaną. Patrzy się na niego z fascynacją i niedowierzaniem, jak na obcą planetę; na pierwszy rzut oka zamieszkujące ją istoty zachowują się dość dziwacznie, choć przecież ich obyczaje niczym nie różnią się od tych, które praktykują dzisiejsi ludzie.
Campion i
Lee mają rękę do pisania fantastycznych, niedających się tak łatwo pochwycić postaci, do tego idealnie kreują atmosferę zagubienia w rzeczywistości, w której są tylko dwa warianty: albo dostarczasz przyjemność, albo ją konsumujesz. Nie boją się też umieszczać obok siebie elementów, które zazwyczaj ze sobą nie sąsiadują.
W
"Tajemnicy Laketop" pod rękę idą rozmowy o strukturach mitycznych i o uzależnieniu od MILF-ów, obiady w restauracjach i podwieczorki w ruderach zasikanych przez koty, nieznające języka emigrantki i dobrze wychowane feministki, obcokrajowcy i mieszczanie, alfonsi, którzy czytają Nietzschego, i pełni empatii mężowie. Seks stał się towarem, dostępnym dla każdego, tożsamość płciowa – czymś, co się zmienia, gdy tylko przyjdzie człowiekowi na to ochota, rodzina – marzeniem, którego nie da się urzeczywistnić, dziecko – obiektem, który można sobie kupić. W tej psychodelicznej menażerii jest miejsce i dla granej przez
Nicole Kidman Julii Edwards – siwowłosej, egzaltowanej i wyniosłej humanistki, która albo kogoś obraża, albo plecie trzy po trzy, i dla granego przez
Davida Dencika Pussa, wyglądającego jak kloszard filozofa i błyskotliwego psychopaty ze Środkowej Europy, któremu marzy się, żeby doczekać ostatecznej katastrofy zachodniego świata.
Kryminalna narracja prędzej czy później narzuca pewne wzorce, wpycha bohatera w rolę jedynego sprawiedliwego, który próbując zakwestionować zastany porządek, musi też zakwestionować rządzące w nim prawa. Podczas oglądania
"Tajemnic Laketop" człowiek co chwilę łapie się na myśleniu, którego nauczył się na tych wszystkich opowieściach o prawdziwych detektywach. Chciałby podpowiedzieć bohaterce: no, weźże go zdziel pistoletem, zrób mu waterboarding albo każ wykopać dołek w lesie, to go na pewno zmiękczy. Griffin jednak nie słucha, próbuje działać cały czas w obrębie prawa. W jednej z sekwencji serialu jedzie zatrzymać podejrzanego samochodem prowadzonym przez partnerkę i równocześnie dmucha w alkomat; przed chwilą wymiotowała, ale nie dlatego że zobaczyła trupa, tylko dlatego że jeszcze nie tak dawno zwyczajnie upiła się z kochankiem. Znajdźcie mi drugi taki serial, w którym stróż prawa po wypiciu trzech butelek wina nie udaje, że trzeźwo myśli. I przejmuje się, że jest pijany.
Nawet nie drgnęła Ci powieka – mówi z wyraźnym podziwem do Robin jej znajomy patolog, po tym, jak poinformował ją, że w ramach kryzysu wieku średniego zamienił żonę na kochanka. Dobrze ją zdiagnozował – bohaterka grana przez
Moss nie daje się łatwo wyprowadzić z równowagi, choć otacza ją wataha mniej lub bardziej popapranych mężczyzn. Uzależnionych od porno, uważających, że wszystko im się należy, agresywnych szowinistów i frustratów.
Gdyby było więcej takich ludzi, świat z pewnością byłby lepszym miejscem – pisał swego czasu
Chandler. Miał na myśli Marlowe'a. Wydaje się, że byłby lepszy, gdyby było na nim więcej takich ludzi jak Griffin.