Świat show biznesu zaskoczony jest wczorajszą informacją o śmierci australijskiego aktora
Heatha Ledgera. Ze wszystkich stron napływają kondolencje i wyrazy współczucia.
Mel Gibson, który grał z
Ledgerem w
"Patriocie" tak powiedział: "Jego kariera dopiero się rozpoczynała. Stracić życie w tak młodym wieku to prawdziwa tragedia. Modlę się za niego i jego rodzinę".
Cate Blanchett, która podobnie jak
Ledger zagrała w
"I'm Not There" stwierdziła, że jest zszokowana i bardzo zasmucona informacją o jego śmierci. Z kolei
Ang Lee (wyreżyserował
"Tajemnicę Brokeback Mountain") nazwał grę
Ledgera prawdziwym cudem, który przypominał mu młodego
Marlona Brando.
Premier Australii składając hołd
Ledgerowi powiedział, iż kraj stracił jednego ze swoich najwspanialszych aktorów, wychwalając różnorodność jego kinowych ról.
Być może jeszcze dziś dowiemy się czegoś więcej o przyczynach śmierci aktora. Najbardziej prawdopodobna wydaje się na razie wersja z przypadkowym przedawkowaniem leków nasennych. Nie można jednak wykluczyć samobójstwa, choć policja nie znalazła jak dotąd żadnego listy samobójczego.
Zaledwie tydzień temu
Heath Ledger był na planie filmu
"The Imaginarium of Doctor Parnassus" w Londynie. Producenci na razie nie wydali oświadczenia w sprawie dalszych losów produkcji. Tymczasem Warner, który latem miał wprowadzić do kin
"The Dark Knight", poinformował, iż wszyscy w studiu są zdruzgotani informacją. Nie wiadomo czy wytwórnia nie postanowi przesunąć na później premierę filmu.