Camerimage dzień 7: Kontrola w czasach zarazy CIA

Filmweb / autor: /
https://www.filmweb.pl/news/Camerimage+dzie%C5%84+7%3A+Kontrola+w+czasach+zarazy+CIA-39197
Jubileuszowa, 15 edycja festiwalu sztuki operatorskiej Plus Camerimage 2007 powoli zbliża się do końca. W piątek zaprezentowano ostatnie dwa filmy w konkursie głównym "Miłość w czasach zarazy" oraz "Control". O tym który z 15 operatorów otrzyma tegoroczną Złotą Żabę dowiemy się już w sobotę na uroczystej gali zamknięcia. "Miłość w czasach zarazy" to najnowszy obraz Mike'a Newella ze zdjęciami Brazylijczyka Affonso Beato. Całość jest adaptacją doskonale znanej w Polsce powieści Gabriela Garcii Marqueza pod tym samym tytułem. Brytyjczyk przy użyciu międzynarodowej obsady i załogi spróbował uchwycić liryczno-melodramatyczną duszę Latynosów. Niestety nie do końca sztuka ta mu się udała. Newell nie podołał telenowelowej materii, która jest (czy nam się to podoba czy nie) kwintesencją kultury Południowej Ameryki. Dramaty większe niż życie, miłość silniejsza od życia, przeszkody piętrzące się na jej drodze i spełnienie, na które trzeba czekać latami. W książce Marqueza wszystko to otrzymuje wyższy, mityczny wymiar. W filmie zostało spłaszczone i zaledwie w kilku scenach budzi prawdziwe wewnętrzne poruszenie. Na Filmwebie, na stronie "Miłości w czasach zarazy" znajdziecie pełną recenzję obrazu Newella. A zdjęcia Beato? Każdy z was może się o ich klasie przekonać sam, gdyż "Miłość w czasach zarazy" jest właśnie puszczana w polskich kinach. Są to zdjęcia subtelne, delikatnie zarysowujące postaci. Uchwycone w obrazach przedmioty, miejsca ludzie, nabierają ulotnego charakteru, niczym motyle pojawiające się na świecie tylko na chwilę. Wszystko jest tu skąpane w ciepłych, soczystych barwach. Każda scena tchnie pięknem. Beato zdecydowanie lepiej czuje Marqueza niż reżyser. Jednak i on w wielu miejscach przesadza, tworząc zdjęcia zbyt piękne, zbyt dobre, co niestety osłabia siłę oddziaływania. Obrazy Beato pokazują dobitnie, że czasem mniej znaczy więcej - zwłaszcza w opowieści o wiecznej miłości. Na drugim końcu filmowego kontinuum znajduje się ostatnia konkursowa propozycja: "Control"Antona Corbijna. Film potrójnie wyróżniony w Cannes to czarno-biały film będący biografią lidera zespołu Joy Division Iana Curtisa. Zdjęcia stworzył Martin Ruhe, z którym Corbijn wielokrotnie współpracował, kiedy był jeszcze reżyserem teledysków. Ta muzyczna przeszłość twórców "Control" jest bardzo wyraźnie widoczna w filmie. Panowie świetnie nauczyli się opowiadać historię obrazami i swe doświadczenie znakomicie wykorzystali w "Control" . Czarno-białe zdjęcia, chwilami dość zaskakującą kadrowane, stają się głównym narratorem oddającym nie tylko zachowanie postaci, ale także stan ich duszy. Momentami obraz staje się ekstremalne dwuwymiarowy, przez co postać Curtisa traci swoją cielesność stając się jedynie cieniem na rozświetlonym tle. Proste w gruncie rzeczy rozwiązania prowadzą do zaskakującej głębi przesłania, pozwalając uchylić choć trochę tajemnicy duszy tego młodego twórcy. Sam film to opowieść o targanym sprzecznymi impulsami poecie, z jednej strony pragnącego sławy, z drugiej przytłoczony całą maszynerią i siłą sławy, z jednej strony potrzebującego ogniska domowego, z drugiej prawdziwie zakochany w innej kobiecie. Te sprzeczne pragnienia, niemożność podjęcia decyzji, uciekanie od odpowiedzialności, psychiczna niedojrzałość, lęki, cierpienie, wszystko to w filmie Corbijna czyni z Iana Curtisa poetę tragicznego. Przywodzi na myśl twórców romantycznych: tragicznych, rozdartych i na swój sposób genialnych. Takim jawi się bohater w niemalże każdej scenie filmu. "Control" jak na debiut reżyserski zaskakuje dojrzałością, wyczuciem materii opowieści, zdolnością budowania tempa narracji. Wszystko to sprawia, że widz ogląda całość w skupieniu i z zainteresowaniem. Dobrze poprowadzone postaci zostały również całkiem nieźle zagrane - przede wszystkim brawa należą się Samowi Rileyowi, odtwórcy głównej roli, który nie ma na swoim koncie jeszcze zbyt wielu ról oraz utalentowanej i wciąż chyba nie cieszącej się sławą, na jaką zasługuje Samancie Morton. Jednak "Control" nie jest obrazem idealnym. Mimo znakomitego warsztatu i umiejętności przekazywania obrazami mrocznych stanów duszy, w filmie brakuje głębi w warstwie emocjonalnej. Film sygnalizuje konflikt i napięcie pomiędzy Curtisem i dwiema kobietami w jego życiu, lecz nie rozwija go. Postaci, nawet sam Curtis momentami giną gdzieś w tle, a całość robi wrażenia bardziej obrazu intelektualnego niż emocjonalnego, co w obrazie o twórczej pasji, o wewnętrznej walce nie jest najlepszym rozwiązanie, tworząc niepotrzebny dystans. Przed projekcją filmu "Control" , Anton Corbijn otrzymał specjalną Złotą Żabę za wyjątkowy reżyserski wkład w tworzenie wideo-klipów. Z kolei po filmie odbyła się konferencja Corbijna i Ruhe. Podczas konferencji Anton Corbijn powiedział, że rozpoczął kręcenie klipów muzycznych, gdyż uważał, że świetnym utworom nie towarzyszyła równie dobra oprawa wizualna i on chciał to zmienić. Dzięki wideoklipom nauczył się opowiadać historie przy pomocy obrazów. Najtrudniejszym dla niego zadaniem w przypadku "Control" było zatem nie tyle rozwiązanie problemu jak chce film nakręcić, ile bardziej jak powinien pracować z aktorami i jak im przekazać to, co chce osiągnąć. "Control" to pierwszy film fabularny w jego dorobku i nie miał do tej pory doświadczenia z aktorami. Jak mówi miał szczęście trafić na bardzo utalentowane osoby, dzięki którym był w stanie nakręcić dobry film. To, że Corbijn nakręcił swój debiut właśnie o liderze Joy Division, nie jest żadnym przypadkiem. Jak przyznał reżyser, to właśnie pod wpływem pierwszego albumu zespołu zdecydował się przyjechać z Holandii do Wielkiej Brytanii. Tam spotkał się z Curtisem, któremu zrobił słynne zdjęcie, choć stało się znane dopiero po śmierci Curtisa. Co do samej historii, w wielu miejscach mamy do czynienia ze skrótami, lecz Corbijn stwierdzi, że starał się być jak najbardziej wierny prawdzie co do tego, jak zdarzenia wpływały na psychikę i zachowanie piosenkarza. Choć film jest czarno-biały został zrealizowany na taśmie kolorowej. Jak powiedział Martin Ruhe była to konieczność, gdyż taśma czarno-biała nie była unowocześniana przez ostatnie dwie dekady, przez co obraz byłby zbyt ziarnisty. Z tego też powodu czarno-białe zdjęcia powstały tak naprawdę w postprodukcji. Corbijn zapowiedział już, że kolejny swój film kinowy nakręci również we współpracy z Martinem Ruhe. W piątek odbyła się również prezentacja serialu "Firma - CIA" opowiadającym historię CIA w czasach Zimnej Wojny. Prezentacja została zorganizowana przez firmę Arri, producenta kamery cyfrowej Arriflex D-20 przy użyciu której powstała zdecydowana większość zdjęć. Przedstawiciel Arri twierdził, że wiele osób oglądając tę produkcję było zdziwione, że obraz nie był kręcony na taśmie filmowej. To lekka przesada. Fakt, że jest to produkcja zrealizowana przy użyciu kamery cyfrowej jest oczywiste. Nie znaczy to jednak wcale, że jakość obrazu jest gorsza - jest po prostu inna. Jednak w przypadku przyjętej przez reżysera Mikaela Salomona i operatora Bena Notta stylistyce, cyfrowy obraz sprawuje się znakomicie, tworząc idealną całość. Sam serial to historia Agencji CIA przez cały okres trwania Zimnej Wojny. Całość obserwujemy przez pryzmat młodego studenta Yale, który zaciągnął się do wywiadu. Drugi odcinek opowiada o bardzo trudnym okresie dla tytułowej Agencji, rozgrywa się bowiem w drugiej połowie lat 50-tych. Najpierw mamy powstanie antykomunistyczne na Węgrzech, którego zachodni świat nie poparł, mimo słania wcześniej przesłania, by zrzucili jarzmo komunistycznej dyktatury. Następnie przybliżony zostaje incydent z Zatoki Świń i próba otrucia Fidela Castro. Amerykanie wspierali partyzantkę antycastrowską, lecz kiedy przyszło do bezpośredniego starcia, walczący zostali wystawieni i zniszczeni przez kubańskie władze komunistyczne. "Firma - CIA" może pochwalić się naprawdę dobrą obsadą aktorską: Chris O'Donnell, Alfred Molina, Michael Keaton czy Ulrich Thomsen to tylko najbardziej znane z nazwisk. Mini-serial imponuje rozmachem i skalą całego przedsięwzięcia. Każdy odcinek ma długość filmu fabularnego i stara się połączyć fikcję filmową z komentarzem historycznym dotyczącym walki szpiegowskiej pomiędzy CIA i KGB. Zazwyczaj twórcom udaje się osiągnąć swój cel i całość sprawia wrażenie bardzo solidnej produkcji z dobrze opracowaną fabułą. Niestety miejscami idą na kompromis i wyskakują z rozwiązaniami narracyjnymi, które są nie tylko niewiarygodne, lecz wręcz głupie (w drugim odcinku dotyczy to przede wszystkim wątku brytyjskiej matki i jej węgierskiego dziecka). Mimo wszystko jest to produkcja, która powinna znaleźć swoich fanów i warto byłoby się zapoznać z nią w całości. W sobotę pełno atrakcji czekać będzie na uczestników festiwalu poza Teatrem Wielkim. Tu w czesnym popołudniem odbędzie się gala wręczenia nagród. Jednak ostatnie projekcje zakończą się dopiero koło północy i wtedy tak naprawdę festiwal Plus Camerimage 2007 przejdzie do historii.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones