Gdynia - ostatnie filmy i oczekiwanie na werdykt

Filmweb / autor: /
https://www.filmweb.pl/news/Gdynia+-+ostatnie+filmy+i+oczekiwanie+na+werdykt-37574
Piątek był w Gdyni ostatnim dniem pokazów konkursowych. Zaprezentowano pięć bardzo różnych filmów. "Testosteron" Andrzeja Saramonowicza i Tomasza Koneckiego znają chyba wszyscy kinomani, którzy choć trochę interesują się kinem popularnym. O filmie napisano już chyba wszystko, miał on bowiem niespotykaną na polskim rynku filmowym, wielką promocję. Warto zatem dodać jedynie, że obaj reżyserzy, którzy od lat realizowali tzw. zwariowane komedie - "Pół serio" i "Ciało" - w "Testosteronie" nadal podążają tym tropem. Wpisują jednak w tę konwencję temat odwiecznej walki płci - widzianej z perspektywy mężczyzn - która wywołuje śmiech dzięki temu, że ukazana została w sposób bardzo stereotypowy i kontrastowy. Ciekawe tylko, czy reżyserzy chcieli popaść w aż tak dalekie uproszczenie i przerysowanie. Przekonamy się niedługo, gdy do kin wejdzie ich film "Lejdis", będący w istocie odpowiedzią na "Testosteron".

Kolejne filmy konkursowe to już premiery i - co bardzo cieszy - prawie wszystkie udane. Zacznę jednak od tego "prawie". "Z miłości" Leszka Wosiewicza zaskakuje nieudolnymi dialogami i sposobem ujęcia tematu, który sam w sobie mógł być ciekawym materiałem na film. Mężczyzna w średnim wieku, który sam spędził dzieciństwo jako bezdomny na Dworcu Centralnym, próbuje wydobyć "z tego piekła" - jak sam nazywa to miejsce - pewną dziewczynę, która ujmuje go swoją wrażliwością i niewinnością. Okazuje się jednak, że wzięcie kogoś pod opiekę to jedno, a nauczenie go, jak żyć normalnie i uwolnić się od strasznej przeszłości to drugie. I właśnie z próbą ukazania tego "jak żyć" Wosiewicz wyraźnie sobie nie poradził. Jego film staje się bowiem w pewnym momencie oświatową opowiastką. Padają zdania-hasła: "Czy pomagamy ludziom?", "Co ty zrobiłeś dla innych", "Te sprawy powinny poruszyć nasze sumienia". Choć słowa te wypowiadają bohaterowie do siebie nawzajem, reżyser wyraźnie chce je skierować w naszą stronę. Niestety, zasugerowanie czegoś wprost - zwłaszcza w podobnym filmie - osłabia wymowę nawet bardzo ważnej wypowiedzi.

A teraz już o udanych filmach. "Wszystko będzie dobrze" Tomasza Wiszniewskiego - do niedawna pod roboczym tytułem "Pawełek" - urzeka jako przejmujący obraz ludzkich uczuć, które w momentach kryzysowych mogą - paradoksalnie - popychać człowieka do czynów naprawdę wielkich, świadczących o ich poświęceniu i oddaniu innym. Paweł, który trenuje biegi, ma chorą na raka matkę. Kobieta ma niewielkie szanse na przeżycie. "Jedynie cud może ją uratować" - mówi lekarz do Pawełka. To słowo staje się dla chłopca swojego rodzaju kluczem do uratowania matki. Bo skoro cud to trzeba z taką prośbą zwrócić się po prostu do Boga i do Matki Boskiej, w istnienie i przychylność których Paweł głęboko wierzy. Zna jednak także tę prostą zasadę, że aby coś dostać, najlepiej w zamian coś ofiarować. Decyduje się więc pobiec do Częstochowy. Wierzy, że zawarł z Matką Boską pakt: jeśli dobiegnie, jego mama wyzdrowieje.

Przyznam, że zawsze bardzo obawiam się podobnych opowieści w kinie. Często są bowiem po prostu studium dochodzenia lub trwania w wierze, którego tak naprawdę nie da się wytłumaczyć i pokazać. "Pawełek" choć także podejmuje ten temat, nie jest mu w całości poświęcony. Dla chłopca bieg do Częstochowy jest czynem, dzięki któremu nie przygląda się bezczynnie postępującej chorobie matki, lecz będzie mógł sobie powiedzieć, że zrobił wszystko, co było możliwe. Niezwykle ważna dla tej historii jest postać wuefisty-alkoholika, który - nie całkiem bezinteresownie - decyduje się towarzyszyć Pawłowi w jego biegu. Jedzie za nim samochodem, potem rowerem, powoli staje się jego opiekunem. Do tej pory był bowiem jedynie surowym trenerem.

Obaj przez długi czas trwania podróży próbują zdominować siebie nawzajem. Chłopak wymusza na wuefiście przysięgę, że ten nie będzie pił przynajmniej w czasie jazdy, wuefista z kolei krzyczy i karci Pawła za to, że chłopak kradnie drobne rzeczy w przydrożnych sklepach i barach. Początkowo uwagi drugiego są dla każdego z nich skrajnie denerwujące. Lecz z czasem podporządkowują się im, gdyż zrobienie czegoś po myśli drugiego sprawia im po prostu przyjemność, staje się okazją, by pokazać, że wzajemnie im na sobie zależy. W filmie "Pawełek" nie ma jednak na szczęście wyraźnego momentu, gdy bohaterowie zaczynają się zmieniać. Wiszniewski niesłychanie subtelnie sygnalizuje kolejne impulsy, które sprawiają, że wuefista i Paweł próbują stać się po prostu lepsi.

"Benek" Roberta Glińskiego, choć rozgrywa się w modnym w ostatnim czasie dla filmowców miejscu - na Śląsku - nie traktuje tego regionu jedynie jako atrakcyjnej scenografii dla związanej z nią tylko pośrednio historii. "Benek" to opowieść o życiu dzisiejszego Śląska, o ciężkiej sytuacji górników, o poszukiwaniu przez nich warunków godnej egzystencji w momencie, gdy tracą swoje miejsca pracy. Gliński nie jest wobec tych ludzi bezkrytyczny, nie mitologizuje ich rzeczywistości. Pokazuje na przykład, jak nierozsądnie potrafili wydawać wielotysięczne odprawy, które dostali po odejściu w kopalni. Lecz przede wszystkim zwraca uwagę, że górnicy nie mając swojej kopalni, tracą swoisty background, który przez dziesięciolecia wyznaczał im rytm dnia, kształtował sposób myślenia i postępowania. Większość nie ma także szans, by znaleźć jakąś pracę. Wszelkie kursy przekwalifikowujące czy oferty zatrudnienia są jedynie pozornie pomocne, a w rzeczywistości próbują dodatkowo wykorzystać tych ludzi.

Jednak "Benek" nie jest filmem pesymistycznym. Tytułowy bohater, by zdobyć kobietę, w której jest zakochany i zapewnić sobie jakąś przyszłość, dokona nie lada czynu: odkryje wraz z kolegą kolejne złoża węgla i uruchomi własny biznes. Sprzeciwi się nawet miejscowej grupie przestępczej, która do tej pory uzurpowała sobie prawo do kontrolowania wydobycia.

Gliński dotyka w ten sposób także sprawy niezwykle drażliwej dla Ślązaków: ewentualnych prywatyzacji kopalni. Górnicy boją się, że bez opieki państwa staną się w pewnym sensie bezbronni. Nie ma co im się dziwić, przecież przez dziesięciolecia mieli poczucie, jak potrzebna jest ich praca. Obecne zapotrzebowanie na węgiel jest natomiast nieprzewidywalne: raz rośnie, kiedy indziej spada. Lecz przypadek Benka - wzięty przecież z życia - pokazuje, że prywatne kopalnie naprawdę mogłyby rozwiązać sytuację. - Myślę, że górnicy niedługo się do tego przekonają - mówi Gliński.

O filmie "Pora umierać" Doroty Kędzierzawskiej mówiło się bardzo dużo już w czasie jego realizacji ze względu na odtwórczynię głównej roli - wybitną aktorkę Danutę Szaflarską, obchodzącą w tym roku dziewięćdziesiąte drugie urodziny. Rola pani Anieli u reżyserki posiadającej tak odrębny i specyficzny styl jak Kędzierzwska miała szansę stać się bowiem najwybitniejszym osiągnięciem aktorskim w całej karierze filmowej Danuty Szaflarskiej. I rzeczywiście - rola jest wielka. Szaflarska wraz z Kędzierzawką uchwyciły nastroje, które towarzyszą starszej pani żegnającej się właściwie powoli z życiem. Kobieta walczy także o to, by jej świat, który przez tyle lat budowała, przetrwał po jej śmierci. Stary dom, który z takim trudem udało jej się odzyskać, teraz niszczeje. Syn nie ma zamiaru zainteresować się jego remontem.

Pani Aniela, choć tak bardzo samotna, potrafi znaleźć w życiu pociechę. Sposób w jaki rozmawia ze swoim ukochanym psem, to jak zabawne uwagi kieruje pod adresem swoich sąsiadów, świadczy o jego ogromnej pogodzie ducha. Widz ma wrażenie, że na czas trwania film przeniósł się w lepszy świat, gdzie nadrzędne miejsce zajmują sprawy, które w codziennej gonitwie traktuje się jako te mniej ważne i odkłada na później. Brawa dla Kędzierzawskiej za to, że potrafiła sprawić, by widz chociaż przez kilka chwil po wyjściu z kina inaczej myślał o kwestiach naprawdę ważnych.

"Pora umierać" to jeden z faworytów do nagrody "Złotych Lwów". Wczoraj film Kędzierawskiej - wraz z "Rezerwatem" Łukasza Palkowskiego - otrzymał nagrodę dziennikarzy. Był także najdłużej oklaskiwanym filmem gdyńskiego Festiwalu za co przyznano mu Złotego Klakiera. Danuta Szklarska z pewnością otrzyma nagrodę za pierwszoplanową rolę. Największe szansę na główną nagrodę "Złotych Lwów" mają także "Sztuczki" Jakimowskiego, "Benek", "Wino truskawkowe" Jabłońskiego i "Ogród Luizy" Wojtyszki. Jednak gdyńskie jury tyle razy zaskakiwało widzów swoim werdyktem, że z wszelkimi stuprocentowymi typami trzeba wstrzymać się do wieczora, gdy w Teatrze Muzyczny zostaną rozdane nagrody.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones