KINO: Wywiad z Kasią Adamik

www.kino.org.pl /
https://www.filmweb.pl/news/KINO%3A+Wywiad+z+Kasi%C4%85+Adamik-43661
Wykluczeni
Z Kasią Adamik rozmawia IZABELA ILOWSKA
- "Boisko bezdomnych": film o sporcie czy o ludziach bez dachu nad głową?
- O sporcie i o bezdomnych. Moja mama (Agnieszka Holland - przyp. red.) czytając gazetę znalazła małą wzmiankę o srebrnym medalu dla naszej reprezentacji na mistrzostwach świata bezdomnych. Później dowiedziałam się, że Mirosław Dembiński zrealizował na ten temat film dokumentalny "Przegrani i zwycięzcy". Reprezentacja Polski odniosła sukces na tych mistrzostwach, co od razu uruchamia wyobraźnię. Bezdomność to temat głęboki i poważny, a sport nadaje tej sprawie pewien optymistyczny, pozytywny wymiar.
- Czy dotarła pani do prawdziwych bohaterów tej historii?
- Dowiedzieliśmy się o nich wszystkiego, lecz interesowało mnie przedstawienie tych postaci w sposób bardziej filmowy. W drużynie jest m.in. były marynarz, niedoszły radziecki kosmonauta, bezrobotny górnik, były ksiądz-alkoholik i bankowiec. Zależało mi również na tym, by ukazać możliwie najpełniej przyczyny ich bezdomności, pokazać, jak łatwo można stać się człowiekiem mieszkającym na ulicy.
- Mówiła pani, że chciałaby, ażeby film pokazywał bezdomność w realistyczny sposób. Jak przygotowywała się pani do tego tematu?
- W pierwszej fazie przygotowań chodziłam po noclegowniach i schroniskach, rozmawiałam z mieszkającymi tam ludźmi. Miałam też kontakt z tymi, którzy przebywają w ośrodkach i próbują wyjść z bezdomności. Najbardziej szokujące było dla mnie, że tak mało potrzeba, by stać się jednym z nich. Czasami wystarczy tylko trochę się zachwiać. A droga powrotu nie jest łatwa.
- Łukasz Palkowski, reżyser filmu "Rezerwat", w jednym z wywiadów opowiadał o swoim filmie dyplomowym o bezdomnych, który leży niezmontowany. Przypuszczał, że za bezdomnością może kryć się jakaś tragedia, tajemnica. Rzeczywista przyczyna bezdomności okazywała się jednak najczęściej banalna: alkohol, czasami kobieta. Czy pani bohaterowie mają inne historie?
- Zgadzam się, że za bezdomnością stoi głównie alkohol, kobieta, więzienie czy depresja. A jeżeli jeszcze nie ma się rodziny czy przyjaciół - to także samotność. Zależało mi na tym, by moi bohaterowie byli wiarygodni, ale też ciekawi jako postacie filmowe. Nie chciałam stworzyć lirycznego, bajkowego czy poetyckiego obrazu bezdomności. Opowiadam historie kilku mężczyzn, którzy w swoim życiu mieli kilka czasami tragikomicznych zakrętów. To może się zdarzyć każdemu człowiekowi, który po prostu nie ma pieniędzy na spłatę kolejnej raty kredytu.
- Czy istnieje jakaś szansa na wyjście z bezdomności?
- Zauważyłam, że dużą rolę odgrywa czas. Im dłużej człowiek pozostaje bezdomny, tym łatwiej traci wiarę i nadzieję, że jego los może pewnego dnia się odmienić. Ogarnia go apatia i nie widzi sensu w działaniu. Sport czy sukces dodaje pozytywnej energii. Sport jest symbolem walki. Walki z samym sobą, z otoczeniem o coś ważnego. Sport motywuje do dalszego działania, do zmian. W moim filmie między zawodnikami nawiązuje się ponadto przyjaźń, która jest dodatkowym pozytywnym bodźcem.
- Czyli okazuje się, że historia o bezdomności może być optymistyczna.
- Pierwsza część filmu jest ciemniejsza, bardziej realistyczna. Ale chciałam, by wymowa całego obrazu była podnosząca na duchu, nie depresyjna, lecz pozytywna. W miarę rozwoju akcji z ciemniejszych obrazów przechodzimy w stronę światła, ale to przejście odbywa się jakby mimochodem.
- Co było najtrudniejsze w doborze aktorów grających w "Boisku bezdomnych"?
- W takim filmie bardzo ważny jest bohater zbiorowy. Tę drużynę zawodników i przyjaciół trzeba było zbudować z silnych i wyrazistych osobowości. Wszyscy muszą zaistnieć siłą swojego przebicia. Zależało mi zatem, by pracować z aktorami o różnych, charyzmatycznych osobowościach. I trzeba przyznać, że trafiłam na niezwykłych aktorów, którzy w naturalny sposób stworzyli grupę wokół trenera, którego zagrał Marcin Dorociński. Jestem absolutnie zachwycona jego grą, charakteryzuje go pewna hojność w partnerowaniu innym. Poza tym zna się bardzo dobrze na piłce nożnej.
- W jednym z wywiadów Jacek Poniedziałek, który w filmie gra byłego księdza powiedział, że nie umiał grać w piłkę nożną. Jak aktorzy przygotowywali się do zagrania zawodników drużyny piłkarskiej?
- Film nie opowiada o zawodowych graczach, więc zadanie aktorów było trochę ułatwione. Przez miesiąc ćwiczyli pod okiem trenera, który był także choreografem sekwencji piłkarskich w filmie. Na planie obecna była również prawdziwa drużyna piłkarska, Huragan Wołomin, której zawodnicy grali przeciwników naszej drużyny. Zresztą niektórzy aktorzy grali w piłkę naprawdę świetnie. Inni, muszę przyznać, zrobili duże postępy.
- Czy uważa pani, że takim filmem można dokonać jakieś zmiany myślenia o bezdomności? Czy filmem można jeszcze coś zmienić?
- Jednym filmem chyba trudno tego dokonać. Lecz jeśli podobnych filmów będzie więcej, to jestem pewna, że można wpłynąć na świadomość społeczną. Ale to musi być długi proces.
- Statystowali w pani filmie prawdziwi bezdomni. Czy to był dla pani jakiś problem?
- To są normalni ludzie i tak też trzeba się wobec nich zachowywać. W trakcie pracy na planie emocje schodzą na drugi plan. Pisząc podobną historię czy robiąc "research" można odczuwać empatię, współczucie, ale potem to raczej przypomina walkę, by na ekranie pokazać coś dobrego. Tak samo krzyczy się na bezdomnych statystów, jak na członków ekipy.
- Długo mieszkała pani za granicą. Czy bezdomni w Polsce różnią się od tych żyjących we Francji czy w Stanach Zjednoczonych?
- Bezdomność jako wykluczenie socjalne obecna jest zarówno w Polsce, jak i za granicą. W Stanach można stać się bezdomnym z dnia na dzień. Słyszałam wiele takich historii. I cały czas jest to podobny schemat: rodzina z klasy średniej, dom, dwa samochody - a potem nagle mężczyzna traci pracę i trzy miesiące później ta sama rodzina ląduje na ulicy.
- Jeden z bohaterów pani filmu, Staszek, przyjechał do Warszawy w poszukiwaniu lepszego życia, ale mu się nie powiodło. W listach, które śle do rodziny, nie wyjawia prawdy. W Warszawie mieszka na ulicy, ale pisze, że pracuje i odkłada pieniądze. Nasuwa się obraz tysięcy Polaków pracujących za granicą. Wielu z nich też się nie powiodło.
- Oczywiście. Bezdomność pojawia się także jako skutek wszelkiego rodzaju wyjazdów. Na ulicach w Paryżu jest mnóstwo bezdomnych z Polski. Wyjechali w poszukiwaniu pracy, ale nie mieli szczęścia. Nie znają języka i kończą na ulicy.
- A co w takiej sytuacji zrobić? Czy pani film próbuje dać na to pytanie jakąś odpowiedź? Czy poczucie wspólnoty i wspólny, lecz chwilowy przecież cel, mogą odmienić życie bezdomnych?
- Najważniejsza jest chęć niesienia pomocy sobie nawzajem. Trzeba także wierzyć, że coś może się zmienić. Nie należy się poddawać. W filmie sport jest alegorią. Jedną z możliwości.
- Czy jest coś, co w zetknięciu z ludźmi bezdomnymi zrobiło na pani szczególne wrażenie?
- Najbardziej zastanawiające jest dla mnie ludzkie poczucie dumy i wstydu. Często nie pozwala ono prosić o pomoc, szukać innej alternatywy. Przecież wielu z tych ludzi ma rodziny, znajomych czy przyjaciół, którzy mogliby podać im rękę. Jednak duma blokuje ich przed poproszeniem o pomoc, przed przyznaniem się do porażki. Ci ludzie często pochodzą z małych miasteczek albo ze wsi i po prostu wstydzą się tam wrócić.
- Powiedziała pani kiedyś, że "Boisko bezdomnych" będzie inspirowane komedią angielską. Czy tak rzeczywiście jest?
- Myśleliśmy o tym na początku, ale nie do końca tak wyszło, nasz film jest inny. Chodziło głównie o pomysł, który Anglicy udoskonalili, czyli o przedstawienie stereotypowej historii z problemem socjalnym w tle, koncentrującej się na bohaterze zbiorowym i jakimś wspólnym projekcie, który pomaga ludziom wyjść z trudnej sytuacji i otworzyć się na świat. Przykładem mógłby być film "Goło i wesoło". "Boisko bezdomnych" dzieje się jednak w zupełnie innej rzeczywistości i ma niewiele wspólnego z socjalną komedią brytyjską. Inspiracją były dla mnie również fotografie bezdomnych z różnych krańców świata.
- Ukończyła pani Wydział Grafiki Akademii Sztuk Pięknych w Brukseli, rysowała pani komiksy. Ostatecznie wybrała pani jednak film. Dlaczego?
- Kino zajmowało w moim życiu szczególne miejsce. W domu wszyscy mieli do czynienia z filmem i pracowali w filmie. Jak nie rozmawiało się o polityce, to rozmawiało się o filmie. Przez lata broniłam się jednak przed tym, by zająć się filmem zawodowo. I może miałam rację, bo to jest ciężki zawód.
- Pracowała pani na planie filmów Agnieszki Holland, a także z tak znanymi reżyserami jak Jonathan Demme, Baz Luhrmann czy Luis Mandoki jako autorka "storyboardów". Co jest zatem istotniejsze: ukończenie szkoły filmowej czy doświadczenie?
- Uważam, że doświadczenie. Ale jeśli się nic nie wie o filmie, szkoła filmowa jest niezbędna. Trzeba bowiem nauczyć się elementarnych rzeczy, mieć kontakt z tym światem. Szkoła pomaga też nawiązywać przyjacielskie i artystyczne więzy.
- Reżyserowała pani kilka odcinków serialu "Ekipa". Co pani myśli o serialach?
- Jestem wielką fanką seriali. Na liście moich ulubionych nie byłoby jednak za dużo tytułów polskich. W Polsce jesteśmy na etapie, na którym Stany Zjednoczone były w latach 80. Niektóre zagraniczne produkcje są lepsze niż filmy. Czasami wystarczy nie bać się ryzyka i trochę bardziej uwierzyć w widza.
- Na planie serialu po raz kolejny pracowała pani z mamą, Agnieszką Holland. Od lat wszyscy zadają pani pytanie, jak w świecie filmowym żyje się u boku tak znanej i cenionej reżyserki?
- Przede wszystkim jestem dumna, że jestem córką Agnieszki Holland. To ona nauczyła mnie wszystkiego, co wiem o filmie, była moją szkołą filmową. Jeszcze nie tak dawno przejmowanie zawodu po rodzicach było uznawane za normalne. Jeśli było się synem stolarza czy szewca, uczyło się fachu, a potem przejmowało po ojcu zakład. W taki sposób przekazywało się tajemnice swojego zawodu, tajemnice, których nie chciało się wyjawić obcym.
- Gdzie pani widzi swoją przyszłość?
- Na razie przeprowadzam się do Warszawy. Mieszkałam już w różnych miejscach. Kręcić mogę natomiast gdziekolwiek. Dziś coraz trudniej robi się filmy, więc chciałabym je robić tam, gdzie będzie taka możliwość. Nie należy ograniczać się do jednego konkretnego miejsca.
- Czy jest jakiś konkretny film, który chciałaby pani wyreżyserować?
- Bardzo chciałabym nakręcić film science fiction. Niektórzy lubią bajki, a mnie zawsze fascynował kosmos. Można tam stworzyć świat na nowo, zbudować rzeczywistość, która nie istnieje, wymyślić własne reguły. Istnieją ambitne filmy science fiction, które miały na mnie ogromny wpływ, na przykład "Łowca androidów" Ridleya Scotta, "Diuna" Davida Lyncha, czy "2001: Odyseja kosmiczna" Stanleya Kubricka.
- Zadebiutowała pani w Stanach filmem "Szczek". Czy wymagało to wielu starań?
- Moje początki jako reżysera to materiał na hollywoodzką historię. Był rok 2000. Andrzej Wajda właśnie odebrał honorowego Oscara za całokształt twórczości. I odbywało się przyjęcie. Podszedł do mnie pewien producent, którego znałam wcześniej. Powiedział, że ma dobry scenariusz i chciałby, bym to ja go wyreżyserowała. Byłam zaskoczona i niepewna, ale scenariusz przeczytałam. Okazało się, że był świetny. Spotkałam się z jego autorką, Heather Morgan i potem przez trzy miesiące pracowałyśmy nad nim razem. Historia była oryginalna, zwariowana, śmieszna, czyli miała te cechy, które mi się podobają, których poszukuję. Było to więc szczęście nowicjusza.
- W 2002 prestiżowa gazeta "Variety" wymieniła panią jako jedną z 10 najbardziej obiecujących młodych twórców na świecie.
- Gdybym została w Stanach, to wyróżnienie mogłoby, w jakimś minimalnym stopniu, pomóc mi w dalszej karierze. Ale wkrótce potem pojechałam do Słowacji, by pracować przy filmie "Prawdziwa historia Janosika i Uhorcika", który nie został ukończony z powodów finansowych. Minęło trochę czasu, a Hollywood ma bardzo krótką pamięć.
- Nasz znakomity aktor Gustaw Holoubek powiedział kiedyś, że teatr to jest po prostu bajka o spełnianiu albo niespełnianiu ludzkich marzeń, miejsce do odkrywania prawd o kondycji człowieka. Czy to samo można powiedzieć o kinie?
- Kino to na pewno jest bajka, lecz większość filmów nie odkrywa prawdy o kondycji człowieka. Mnie, jako reżyserowi, najbardziej zależy na tym, by stworzyć kawałek innej rzeczywistości, by zbudować coś, co wciągnie widza i w niezauważalny dla niego sposób przeniesie go w inne miejsce. Tak, aby to była podróż. I spotkanie z ludźmi.
- Czy "Boisko bezdomnych" będzie właśnie taką podróżą?
- Mam nadzieję, że tak. I że kiedy widz zobaczy napisy końcowe, ocknie się i powie: O, jestem w kinie.
ROZMAWIAŁA IZABELA ILOWSKA

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones