Nie pożeramy filmów - rozmowa z Grażyną Torbicką

Filmweb / autor: /
https://www.filmweb.pl/news/Nie+po%C5%BCeramy+film%C3%B3w+-+rozmowa+z+Gra%C5%BCyn%C4%85+Torbick%C4%85-44961
Już w sobotę startuje druga edycja Festiwalu Filmu i Sztuki Dwa Brzegi. Z tej okazji rozmawiamy z dyrektorem artystycznym tej imprezy, Grażyną Torbicką.
Filmweb: Kiedy rok temu ruszał festiwal Dwa Brzegi ironizowano, że będą to kolejne Międzyzdroje, a Pani nazwisko gwarantuje po prostu szybkie pozyskanie sponsorów. Impreza zebrała jednak świetne opinie tak kinomanów, jak środowiska. A czego Pani bała się najbardziej, gdy zdecydowała się zostać dyrektorem artystycznym imprezy?
Grażyna Torbicka: Moje obawy wiązały się głównie z tym, że w Kazimierzu przez wiele lat odbywał się festiwal Lato Filmów, który mocno związał się z tym miejscem. Sama na niego jeździłam, najpierw z czystej ciekawości, potem prowadziłam stamtąd studia festiwalowe dla Dwójki. Następnie festiwal na dwa lata zniknął z filmowej mapy Polski, a w międzyczasie pojawiło się sporo konkurencyjnych imprez. Zastanawiałam się więc, po pierwsze, czy w ogóle uda się to reaktywować w tym miejscu, oraz czy uda się przyciągnąć widza, o którego najbardziej nam chodzi, czyli miłośnika dobrego kina. Potem, już podczas prac nad festiwalem, pojawiły się zupełnie inne trudności. Na międzynarodowych festiwalach hasło "Dwa Brzegi" jest zupełnie anonimowe. Wyzwaniem było więc przekonanie decydentów, że warto pokazać film właśnie u nas. W zeszłym roku była to prawdziwa walka, w tym poszło już znacznie łatwiej.
Jaki był Pani pomysł na oryginalną formułę festiwalu? Pełna nazwa brzmi Festiwal Filmu i Sztuki Dwa Brzegi, a więc mocne podkreślenie filmu widzianego w kontekście sztuk pokrewnych.
Kiedy stowarzyszenie Dwa Brzegi spytało, czy podjęłabym się stworzenia programu artystycznego, podeszłam do tego podobnie jak do mojego programu Kocham Kino, gdzie staram się prezentować kino ambitne, autorskie, co wcale nie oznacza, że trudne w odbiorze. To kino poszukujące, którego twórcy używają sztuki filmowej, by powiedzieć coś o świecie, sztuce czy konwencji, w ramach której się poruszają. Aby dla odbiorcy programu było to czytelne, konieczne było czasem zaproszenie pisarza, autora adoptowanego opowiadania czy kompozytora muzyki filmowej. Muzyka czy tekst literacki stanowi przecież integralną część dzieła filmowego. Chciałabym aby ci, którzy przyjadą do Kazimierza, nie byli tylko "oglądaczami", ale by poprzez obcowanie z filmami poszerzali swoje horyzonty. Żeby film nie był dla nich tylko opowiadaniem płynącym z ekranu, żeby mieli świadomość, że na to, co widzą, składa się wiele fascynujących i fajnych rzeczy.
Festiwal stawia na kameralność. Nie grozi nam filmowa "masówka"?
Dwa Brzegi nie mogą przyjąć wymiaru XL z prostego powodu - to jest Kazimierz i Janowiec. Tam nie ma kina. Na czas festiwalu tworzymy kinową przestrzeń. Zbudowaliśmy namioty: duży na 800 miejsc i drugi mały na 250, klub festiwalowy, klub Kocham Kino. Adaptujemy też istniejące przestrzenie: zamek w Kazimierzu staje się kinem pod gwiazdami, jest jeszcze rynek, zamek w Janowcu i koniec. Nie mamy dziesiątek sal kinowych, gdzie można by pomieścić, nie wiem ile retrospektyw. Ogranicza nas infrastruktura. Z drugiej strony, gdy słyszę, że na festiwalach można obejrzeć 300 lub 500 filmów, to coś mnie odstrasza. Nie kwestionuję, że to są obrazy przemyślanie dobrane, ale ile z nich, czysto fizycznie, jesteśmy w stanie przyjąć podczas tych kilku dni? W takim natłoku filmy stają się jakąś zbitą masa, a przecież każdy z nich jest perełką.
Zaprasza Pani znanych twórców, ale nie gwiazdy. Bob Rafelson czy Gus Van Sant to ważne postaci współczesnego kina, ale nie będą budzić spazmatycznych reakcji. Daje to szansę na niezobowiązujące spotkanie z twórcą, bez tej całej "celebrytowej" otoczki. To może stać się wizytówką tej imprezy.
Na pewno nie wybieram gości na zasadzie: bardziej - mniej popularny. Jeżeli w danym roku dzieje się coś ważnego wokół danej postaci, staram się ją ściągnąć. W zeszłym roku był to Jiri Menzel, teraz gościem będzie chociażby Peter Geyer, którego "Jezus Chrystus Zbawiciel" poruszył widownię tegorocznego Berlinale. Także młody niezwykle ciekawy twórca Hans Weingartner (w Polsce znany dzięki "Edukatorom"). Na Dwóch Brzegach pokażemy premierowo jego najnowsze dzieło "Free Reiner". Zapraszam ludzi, z którymi po prostu chciałabym porozmawiać, dowiedzieć się, co sądzą o świecie, życiu, o tym, w jakim kierunku w ogóle zmierzamy. Ale nie musimy sięgać za granicę, Lekcję Kina poprowadzą w tym roku Wojciech Marczewski, Sławomir Idziak czy Sławomir Grunberg, który jest takim ostatnim prawdziwym dokumentalistą niedającym się wtłoczyć w żaden format. Idziak jest dla mnie postacią niesamowitą. Mógł przecież rozwijać swoją operatorską karierę w sposób, o którym wielu tylko marzy. Miał wszystkie wejścia w Hollywood, robił tam kasowe filmy i w pewnym momencie powiedział: - "Nie, dziękuję. Wszystko jest ok, ale nie ma w tym miejsca na mój rozwój artystyczny". Rzucił to wszystko i zdecydował się otworzyć na Helu wirtualną szkołę Film Spring Open, gdzie zaprasza ludzi, by dzielić się swoją wiedzą, i którzy pod jego okiem robią swoje filmy. Na Dwóch Brzegach pokażemy zresztą trzydziestoparominutowy film zrealizowany przez tę grupę. Właśnie takich ludzi chciałabym przedstawić publiczności.
W tym roku rusza też nowy cykl "I Bóg stworzył aktora", jego pierwszym bohaterem będzie Janusz Gajos. Aktor, który przeszedł niesamowitą ewolucję, kilkakrotnie uciekając przed próbami zaszufladkowania. Rozumiem, że cykl pokaże tę aktorską drogę.
Do Janusza Gajosa miałam przez długi czas pewien dystans. 10 lat temu, gdy startowałam z programem Kocham Kino, próbowałam zaprosić go do programu, gdzie chcieliśmy pokazać właśnie tę jego niesamowitą ewolucję. Od postaci Janka z "Czterech Pancernych" do pozycji jednego z największych polskich aktorów. I trafiłam na jakiś bardzo zły moment, Gajos strasznie się obruszył i powiedział, że nie ma mowy. Tym bardziej cieszę się, że zgodził się przyjechać w tym roku. Aktor tej rangi stanowi dla filmu atut nie do zakwestionowania. Stąd pomysł tego cyklu. Chcemy pokazać, zwłaszcza teraz, kiedy sztuka aktorska staje się coraz bardziej miałka, że wciąż istnieją prawdziwe aktorskie osobowości. A "Czterech pancernych" nie pokażemy (śmiech).
Każdy festiwal, z mniejszym lub większym szczęściem, stara się pokazać kino polskie. Dwa Brzegi" otworzy nowy film Łukasza Barczyka. Film trochę mityczny...
Już w zeszłym roku marzyłam, by festiwal otwierała polska premiera, byliśmy jednak zbyt "młodzi", by dostać film na otwarcie. W tym roku też było trudno, ale z zupełnie innego powodu. Obejrzałam kilka oczekujących na premierę filmów, ale nie znalazłem w nich ani tej energii, ani tego potencjału, jaki powinien mieć film otwarcia. Podobnie było z debiutami, które widziałam w czerwcu na festiwali Młodzi i Film w Koszalinie. To po prostu nie były dobre rzeczy. Łukasz Barczyk długo się wahał, czy pokazywać u nas "Nieruchomego poruszyciela". Ponieważ Dwa Brzegi nie są festiwalem konkursowym, a raczej przeglądem, w końcu się zgodził, wiedząc, że premiera u nas nie zablokuje mu drogi na inne filmowe imprezy. Na tle tego, co się w tej chwili w Polsce robi, ten film to ewenement. Od jakiegoś czasu nasi twórcy nie starają się mierzyć z określonym gatunkiem czy filmową konwencją. "Nieruchomy poruszyciel" to mocne kino, z ogromnym ładunkiem emocjonalnym, jednocześnie ujmujące opowiadaną historię w pewien cudzysłów psychodramy czy thrillera. Obraz wciąga nas w psychikę głównego bohatera, niczym bajka lub komiks. Wykorzystanie konwencji komiksu to w polskim kinie prawdziwa rzadkość. No i oczywiście kolejna wielka rola Jana Frycza.
Na DB jedynym jury jest publiczność. Myślała Pani o tym, by Dwa Brzegi stały się klasycznym konkursem: z sekcjami, profesjonalnym jury, własnymi nagrodami?
W zeszłym roku byłam zdecydowana: żadnego konkursu, jury itp., teraz troszkę się nad tym zastanawiałam, ale chyba zostanie, jak było. Choć z ostateczną decyzją zaczekam jeszcze na opinie naszych zagranicznych gości. Jednak, szczerze mówiąc, perspektywa konkursu mało mnie korci. W Kazimierzu fascynująca była zawsze atmosfera nieformalnego spotkania z filmem. Jurorzy są zawsze ludźmi profesjonalnie związanymi z kinem, oceniają je na zimno. Publiczność jest bardziej żywiołowa, w ich reakcjach jest ten dodatek emocji, a przecież kino jest przede wszystkim sztuką emocji. Nie będzie klasycznego konkursu, choć w tym roku będziemy mieli coś, co nazwaliśmy, nie wiem, czy do końca zgrabnie, jury publicznym. Będzie ono oceniało filmy krótkometrażowe pokazywane w małym namiocie (sekcje: "30 minut", "Pierwszy dokument", "Łodzią po Wiśle"). Składać się będzie z wybranej na początku festiwalu grupy publiczności (20 osób). Oni zdecydują, który z pokazywanych filmów, a są to w większości rzeczy bardzo młodych ludzi, jest najlepszy. Dla zwycięzcy przewidzieliśmy nagrodę pieniężną.
Wspomniała Pani, że hasło "Dwa Brzegi" wciąż jest dość anonimowe, a pozyskanie filmów z dużych festiwali wymaga sporo zachodu. Z jakich tytułów, które zostaną zaprezentowane w tym roku, jest Pani szczególnie dumna?
Cieszę się, że mogę pokazać zwycięzcę ostatniego Berlinale, "Elitarni", którzy co prawda mają już polskiego dystrybutora, ale obiecano nam ich, zanim podpisano jakiekolwiek umowy. Podobnie jest z obrazem "Złodzieje", który także pokażemy premierowo. Szczególnie polecam "Darling", film o młodziutkiej dziewczynie i emerytowanym mężczyźnie. Oboje poszukują pracy, a ich drogi krzyżują się w jednej z restauracji typu fast food. Ciekawa perspektywa pokazująca, jak starszy człowiek odnajdzie się w miejscu jednoznacznie kojarzonym z szybkością i młodością. To tytuły, o które walczyliśmy jak lwy. Na zamknięcie festiwalu pokażemy też reżyserski debiut Madonny "Filth and wisdom". Jest to jedyna okazja, by zobaczyć ten film, bowiem nie jest dystrybuowany w naszej części Europy. To obraz zupełnie zwariowany, "odjechany’, taki jak sama Madonna. To nie jedyny muzyczny akcent, pokażemy też dokument zrealizowany przez Gustavo Santaolalla, naszego zeszłorocznego gościa, i Waltera Sallesa "Cafe de los maestros". To historia poszukiwania ostatnich żyjących mistrzów bandoneonu, zwieńczone koncertem na scenie teatru Colon w Buenos Aires. To kultowe miejsce, gdzie przez lata odbywały się koncerty tanga. Obecnie to tradycja prawie zapomniana. Widziałam "Cafe de los maestros" w Berlinie, i mniej więcej od 20 minuty seansu publiczność reagowała jak w sali koncertowej. Śmiała się, klaskała, przeżywała wpadki muzyków.
Każda impreza niejako naturalnie ewoluuje. A w jaką stronę chciałaby Pani popchnąć DB?
Chciałabym, by rozwijały się głównie w sensie repertuarowym, chciałabym pozyskać tytuły, których często nie znajdziemy w głównych konkursach Cannes Berlina czy Wenecji. Jeszcze 10 lat temu jeździłam na nie, żeby coś odkryć, spotkać się z czymś nowym. Obecnie dyrektorzy największych festiwali są uzależnieni od gwiazd, bo one oczywiście zapewniają pieniądze sponsorów. Wiadomo więc, że gdy, na przykład Kusturica czy bracia Coen, zrobią nowy film, ten z pewnością trafi do konkursu. Problem w tym, że ja Kusturicę już odkryłam i chciałabym zobaczyć coś nowego. Coenowie też są klasą samą dla siebie, nie potrzebują festiwalowej promocji.
Na koniec pytanie czysto plebiscytowe. Proszę wymienić trzech reżyserów (mogą być także nieżyjący), których chciałaby Pani zaprosić na Dwa Brzegi?
Milosa Formana, który udowodnił, że można łączyć kino autorskie z komercyjnym. Federico Felliniego, który z pewnością czułby się świetnie w Kazimierzu, no i ze względu na charakter festiwalu, czyli łączenie sztuk niezbędny byłby Woody Allen, który oczywiście dałby koncert na klarnecie. Kto wie, z pierwszym i trzecim, może się uda.
Oficjalna strona festiwalu: www.dwabrzegi.pl

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones