Wyjątki są co najwyżej dwa - "Człowiek słoń" i "Prosta historia", przy czym ten drugi jest po prostu dobrą obyczajówką o pogodzeniu się dwóch zwaśnionych braci. "Słoń" natomiast to film o tym, że wrażliwość może posiadać także osobnik o szkaradnym wyglądzie. A reszta? Moim zdaniem lepsze i gorsze, poplątane i nielogicznie opowiadane, nie sądzę, by bylo w nich coś poza jakimś artystycznym bajdurzeniem dla widzów bardziej wyrobionych.
Zagubiona autostrada to z pewnością film o niczym ale Mulholland Drive na pewno nie
Może masz rację, ja w każdym razie wole "Mulholland Drive", bo "Zagubiona autostrada" jest jednak mało wciągająca i w gruncie rzeczy po kilku seansach mam wrażenie, że powstała tylko po to, żeby zaszokować, ale nic ze sobą większego nie niesie.
Może chodzi przede wszystkim o przyjemność płynącą z opowiadania samej historii, a także przyjemność dla widza w rozwiązywaniu jej nawet w poczuciu, że rozwikłać jej nie może, a nawet nie chce. Ja filmy Lyncha traktuje jak emocjonalno-intelektualną rozgrzewkę i niezłą robotę, jeśli chodzi o tworzenie swojego stylu wraz z całą pokaźną symboliką i elementami które odcisnęły swoją piętno na dzisiejszej popkulturze. Jest tym samym czym jest Fincher dla współczesnego noir- mistrzem ambitnej rozrywki, pod którą jednak nie warto dokładać nic innego.
Sztuka to nie tragarz, gdyby każde dzieło musiało koniecznie coś "nieść", "wnosić" mogłoby się zrobić za ciężko.
I nudno.
Jedne mają czytelny (mniej lub bardziej) przekaz, a inne zostawiają tylko pole wyobraźni.
Zwłaszcza w surrealizmie - kierunku dla ludzi, którzy lubią sobie pooglądać sny na jawie.
Ja bym tylko życzył reżyserom, którzy zawsze robią filmy "o czymś", żeby potrafili stworzyć taki klimat jak Lynch :)
Mylisz się :) Zagubiona autostrada w dużej mierze jest o sytuacji w której umysł oszukuje sam siebie, by uciec przed jakimś potwornym zdarzeniem oraz o tym że nic nie zostaje w ukryciu na zawsze.
nielogiczność wynika z tego, że penetruje on ludzki umysł, a w nim zachodzi wiele nielogicznych procesów.
tak se tłumacz, Mulholland Drive w 70% filmu również dzieje się w ludzkim umyśle a film jest logiczny w każdym szczególe.
Mulholland Drive składa się z dwóch logicznych części, które, żeby móc stanowić całość, są połączone nielogiczną podświadomości (snu). Np. przypisanie imienia kelnerki ze świata rzeczywistego, głównej bohaterce ze świata snu. I tak dalej.
Lost Highway jest bardziej zagmatwana, ale też mamy rzeczywistość realną i urojoną.
Zamiana imion czy też przypisywanie osobom innym ról we śnie niż mają one w rzeczywistości jest jak najbardziej logiczne i pokrywa się to ze stanem ludzkich snów.
Lost Highway nie jest wcale zagmatwana jeśli chodzi o konstrukcje fabularną a rozwiązanie tej historii jest niemożliwe. Inland Empire to jest dopiero zagmatwany film.
No więc na tej samej zasadzie, w Lost Highway następują pewne wyobrażenia czy halucynacje, będące kluczem do wyjaśnienia filmu.
a mógłbyś podać konkretnie o jakie wyobrażenia lub halucynacje ci chodzi, które rzekomo są kluczem do wyjaśnienia filmu
Chociażby Mystery Man, który jest personifikacją sumienia głównego bohatera. Dalej Pete i cały romans z Alice, która okazuje się być aktorką porno. Przecież cała ta "wewnętrzna historia" urywa się w pewnym momencie, gdy Alice znika, a Pete "staje się" Fredem. Końcówka, czyli scena gdy Fred trzęsie się w samochodzie jest interpretowana, jako wykonanie kary śmierci. Można więc przypuszczać, że po dokonaniu morderstwa, główny bohater zaczyna sobie roić pewne historie w głowie i do końca traci świadomość, tak że nawet na krzesło trafia oderwany od rzeczywistości.
Krócej mówiąc: Pete jest alter ego Freda, które powstało w jego umyśle. W ten sposób próbuje sobie wmówić, że do zbrodni pchnęła go kobieta.
całkiem nieźle żeś to sobie wymyślił, jednak nurtuje mnie jedna sprawa mianowicie, skoro Pete jest alter ego Freda, które powstało w jego umyśle to jak wytłumaczysz scenę w której Pete mówi przez domofon do Freda że ''Dik Lorent nie żyje''?
przypomniałem sobie tą scenę i rzeczywiście jest to Fred można poznać to uczesaniu. Jednak i tak ma wątpliwości czy ten film aby na pewno jest spójny i logiczny, bo ile widzów tyle rozwiązań.
Nawet jeżeli faktycznie są o niczym, to patrząc na nie pod kątem witkacowskiej "czystej formy" są arcydziełami. Ja tak je oglądam.
Właściwie poza MD i tymi jego ''normalnymi filmami'' a tak to pozostałe są o niczym w dodatku nielogiczne i niespójne.
Każdy film Lyncha jest o czymś, myślisz że taki reżyser jak Lynch robiłby film o niczym? Mogą być zawiłe, trudne w odbiorze jak najbardziej nielogiczne i niespójne owszem, ale nie są o niczym.
Dałem wysoką ocenę temu twórcy, bo uważam, że bez niego tzw. kino ambitne byłoby mniej ciekawe, ale to nie znaczy, że wszystkie jego dzieła filmowe uważam za równie wybitne. Nie każdy bowiem "artystyczny" film staje sie dobrym. A juz oglądanie ostatniego "Inland Empire" przyprawiło mnie o mocne znudzenie; nie obejrzałem tego do końca i chyba nie będę się zmuszał, wole wrócić do "Człowieka-słonia" lub "Blue Velvet".
Co za bzdura z tym Człowiekiem Słoniem.Nie dziwne że nie możesz zrozumieć innych filmów jak nie rozumiesz jednego z łatwiejszych.Człowiek Słoń jest o intencji.
Twój komentarz do filmu "Skrawki": "Ten film zrobił mi z mózgu gąbkę, co zawsze się ceni.". I ty piszesz o braku mózgu :-)?
Tak, owszem ja piszę o braku mózgu i co w związku z tym? Nie masz nic do powiedzenia, poza robienie z siebie idioty? :)
Człowiek z gąbką zamiast mózgu nie powinien pisać innym, że nie mają mózgu albo są idiotami. Spójrz w lustro hipokryto.
Jestem całkowicie świadomy swojej głupoty, lecz dostrzegam też mankamenty innych, jestem samokrytyczny i aż zbyt wiele czasu poświęcam introspekcji. To film Gummo zrobił mi z mózgu gąbkę, a większość społeczeństwa nawet nie ma mózgu z którego możnaby ją zrobić. Ciężko mi powiedzieć czy jesteś trollem, czy debilem, może i to i to, lecz powinieneś się bardziej postarać tak czy siak, bo strasznie się ośmieszasz.