Pamiętam, że oglądałam w tv, w końcu lat. 90. chyba film, który nie miał jakieś linearnej fabuły, stanowił chyba zlepek rozmaitych dziwnych scen, nieco groteskowych. Niestety, nic z niego nie pamiętam (prócz odczucia, że mi się podobał :D), oprócz takiej scenki: na krześle siedzi Maja Ostaszewska i wspomina, że w dzieciństwie wychodziła na spacer z tatą i zawsze musieli zatrzymać się przed przejściem przez ulicę, przez którą mknęły rozpędzone samochody. A potem następowała taka scenka: dziewczynka stoi na chodniku wraz z tatą, a jezdnią przetacza się leniwie (mniej więcej 20 km/h) rozklekotany trabant. Ogólnie mam wrażenie, że film ten stanowił jakąś właśnie melancholijno-ironiczą podróż w dawne czasy PRL. Czy ktoś z Was wie, co to był za film?