Powiem tak obydwóch cenie bardzo sa poprostu swietni i cięzko jest wskazac który z nich jest lepszy jako aktor.Jesli chodzi natomiast o osiagniecia w zawodzie aktora to tu wygrywa Gibson poniewasz otrzymał oskara i sprawdził sie jako reżyser Waleczne Serce , Pasja. Willisowi jak narazie nie udało sie zdobyc oskara (ale z tymi oskarami to jest tak ze przyznaje je akademia filmowa jest wielu aktorów którzy powini otrzymac te nagrode chociażby z a całokształt pracy aktorskiej) ani zabłysnac jako rezyser natomiast może sie pochwalic bardziej dochodowym filmem ARMAGEDDON bo zaden z filmów Gibsona nie zarobił wiecej.
Ogulnie do obu panów mam sporą sympatie ale Mel Gibson wydaje mi się bardziej "wszechstronny" może to przez role "Człowieka bez twarzy " choć w sumie ... obaj są mistrzami szczegulnie jak grają rombniętych Gliniarzy.
Bruce Willisa bo więcej filmów z nim oglądałem :P Ale i tak obaj są moimi ulubionymi aktorami...
Mylisz się. Więcej zarobiła Pasja a podobną sumę Waleczne Serce. Co ciekawe oba Mel Gibson reżyserował.
Bardzo mądre pytanie, kto jest lepszy zadane na forum Mela Gibsona. Jeśli chodzi o osiągnięcia to Gibson wygrywa, świetne Waleczne Serce i Pasja, to chyba moi dwaj najlepsi aktorzy. Ja jednak oddaję głos na Bruce xDD
Mel Gibson dość zdecydowanie - zwłaszcza za Braveheart i Patriote - choć Willis też mi zaimponował w 6 zmyśle na przykład :)
obydwaj sa pseudo aktorami. Ale jak juz mam z gowna wybrac mniej smierdzace to raczej gibsona. Aktor i rezyser z niego zaden ale chociaz w filmach gral sympatycznych
W sumie to chyba Bruce ;-) Staram się nie oceniać aktorów jako ludzi ale Gibson podpada mi tym że jest katolem i że po pijaku głosi antysemickie kwestie. Choć w sumie obaj ex co najmniej 8.
Jak daleko mi do różnych wywłok w Polsce które wszędzie upatrują Żydów, to antysemitzm (cokolwiek to znaczy) Gibsona w odniesieniu do Hollywodu jest w pełni uzasadniony. Niestety ale tam panuje potworne zażydzenie. Byle jaki film o Holokauście-muszą się posypać nominacje do Oscara, choćby score dla Jamesa Newtona Howarda do Defiance, który owszem ma parę wpadających w ucho tracków, ale zbyt często słychać tam genialną Osadę, no i za dużo stylu Zimmera (film notabene powinien się zaliczać do S-F).
Już nie mówiąc o tym, że według tamtejszych icków Pasja była antysemicką, bo przedstawia Żydów jako morderców Chrystusa...Paranoja amerykańskich pejsiatych, jak coś się nie zgadza z faktami tym gorzej dla faktów.
Poza tym szacunek dla Gibsona, że wśród chmary różnych pederastów hollywódzkich on jeden jest w miarę normalny(wiadomo, aktorzy to nie w pełni normalni ludzie).
Gibson czy Willis? Obok Costnera moja ulubione trio.
Zdecydowanie Gibson za większy i bardziej rozmaity warsztat aktorski i rzecz jasna reżyserski.
Braveheart mimo masy błędów historycznych od których można sobie zęby połamać, jest niemalże ideałem fresku historycznego bo został mistrzowsko zrealizowany(ostatnia scena Bannockburn, aż brak słów). No i ta muzyka Hornera, jego najlepszy soundtrack w karierze
Obydwaj są legendami kina akcji. Niezapomniane kreacje dwóch twardzieli - Johna McClaina i Martina Riggsa, dzięki którym zyskali największą sławę.
Najrozsądniej byłoby postawić na remis.
Obu panów ubóstwiam po równo, bo obydwaj tworzyli świetne kreacje i w filmach akcji ( Die Hard- John Mclane, Lethal Weapon- Martin Riggs )i w bardziej ambitnych produkcjach.