Przed śmiercią był aktorem średnim, po niej stał się nagle wybitny. Bardzo ciekawa sprawa. Tylko w Polsce śmierć poprawia umiejętności aktorskie.
Jak dla mnie zawsze był świetnym aktorem, gdzie bym go nie widział i zagrał w jednym z najlepszych filmów jakie oglądałem "Zielona Mila" miał sto razy więcej talentu niż te emo chłoptasie co nastolatki się na nich jarają tylko dlatego że wystąpili w "Pamiętnikach Wampirów" albo innym "zmierzchu".
Tez czasem zauwazam to zjawisko ktore opisujesz. Ale ja tego aktora uwielbiam odkąd zobaczylam Zielona mile. Nie wystawie mu zawyzonej oceny nawet zadnej nie wystawie bo znam go praktycznie z 2och filmow tylko, ale rola Johna Coffey mnie calkowicie oczarowała. Dzieki tej roli ten aktor na zawsze pozostanie w mojej pamieci :)
ja wcale bym nie powiedział że był średnim aktorem.Był bardzo dobry co potwierdził m.i. w Zielonej Mili ale ciężko o role dla murzyna o takich gabarytach.Tak samo jest w sytuacji Bubby Smitha.
Nawet nie wiedziałem, że nie żyje, a i tak zawsze uważałem go za bardzo dobrego aktora, więc twoja hipoteza, przynajmniej w moim przypadku, się nie sprawdza.
Chemas - nic dodać, nic ująć. Dobrze powiedziane. Aktorem był dobrym, gdybym miała oceniać tylko po"Zielonej mili" - ode mnie dostałby 10. Świetna, przekonująca rola, którą udowodnił, iż warunki zewnętrzne nie są w stanie zaszufladkować dobrego aktora...
Co się dziwisz? Tak samo film, który nie kończy się happy endem, dostaje wyższe oceny. Taka natura melomanów. Też tego nie rozumiem.
Nigdy nie uważałem go za "średniego" aktora: Facet miał niesamowitą charyzmę, a jego rola w "Zielonej Mili" według mnie to wybitna kreacja! Znalazł się także znakomicie w komedii "Jak ugryźć 10 milionów" gdzie zagrał lekko i z wdziękiem. To był aktor dużego formatu. Może i nie wielkiego, ale niejeden z "celebrytów" czy "uznanych gwiazd" mógłby mu pozazdrościć talentu!