Recenzja filmu

Eragon (2006)
Stefen Fangmeier
Agnieszka Matysiak
Ed Speleers
Jeremy Irons

"Eragon" kontra "Eragon"

Twórcy filmów bardzo często sięgają po książki i przenoszą je na ekran w bardziej lub mniej udany sposób. Wiedzą bowiem, że taka ekranizacja na pewno zwróci koszty produkcji, ponieważ każda
Twórcy filmów bardzo często sięgają po książki i przenoszą je na ekran w bardziej lub mniej udany sposób. Wiedzą bowiem, że taka ekranizacja na pewno zwróci koszty produkcji, ponieważ każda powieść ma swoich wielbicieli, którzy wybiorą się do kina właśnie po to, aby ocenić, jak "potraktowano" ich ukochaną książkę. Czytając jakąkolwiek powieść, każdy z nas ma swoje własne wyobrażenia o danej postaci czy miejscu i naprawdę warto skonfrontować je z wizją reżysera filmu. Właśnie z takiego założenia wyszłam, wybierając się do kina na "Eragona". Moja przygoda z powieścią Christophera Paoliniego zaczęła się w styczniu 2006 roku. Po książkę sięgnęłam, kiedy dowiedziałam się o powstającym właśnie filmie. Zainteresowały mnie pierwsze zdjęcia bohaterów i postanowiłam zapoznać się bliżej z tym tytułem. Wcześniej, jako fanka fantasy, słyszałam o "Eragonie", ale byłam pewna, że powieść opowiada o smoku, a okładka utwierdziła mnie w tym przekonaniu (a mówią: nie oceniaj książki po okładce). I tak, po książkę sięgnęłam dopiero wtedy, kiedy przekonałam się, że tytułowym Eragonem nie jest ziejąca ogniem bestia, a sympatyczny, młody mężczyzna. "Eragon" to historia o wielkiej przyjaźni, miłości i przeznaczeniu. Jej głównym bohaterem jest pochodzący ze wsi chłopak, który pewnego dnia podczas polowania znajduje w lesie tajemniczy, niebieski kamień. Kamień okazuje się smoczym jajem, z którego wykluwa się smoczyca. Eragon nadaje jej imię Saphira, a pokryte łuską stworzonko "oznacza" chłopaka, który tym samym staje się Smoczym Jeźdźcem. Wiejski bajarz, Brom, który nie jest do końca tym, za kogo się początkowo podaje, otacza opieką Eragona, opowiadając mu wiele o smokach i ich jeźdźcach, którzy w zamierzchłych czasach strzegli Alagaestii. Czasy pokoju i dobrobytu skończyły się, kiedy młody jeździec, Galbatorix, straciwszy swojego smoka, popadł w szaleństwo i zaczął mordować innych jeźdźców, aż został królem. Eragon, będący teraz jedyną nadzieją Vardenów, przeciwników złego monarchy, postanawia wyruszyć w niebezpieczną, pełną przygód podróż, aby stać się potężnym Smoczym Jeźdźcem i uratować swój świat. W tej trudnej drodze będą mu towarzyszyć liczni przyjaciele i ukochana elfka Arya. Na film czekałam niecierpliwie, pilnie śledząc wszystkie newsy, aż wreszcie oglądając pierwsze reportaże z planu i trailery. Teraz, kiedy jestem świeżo po polskiej premierze filmu, czuję spore rozczarowanie. Spodziewałam się naprawdę czegoś lepszego. Co najmniej tak dobrego jak książka, którą czytałam w końcu z zapartym tchem. Dostałam jednak kolejną mainstreamową produkcję fantasy dla całej rodziny. Film jako debiut reżyserski specjalisty od efektów specjalnych Stefena Fangmeiera jest zupełnie nieudany. Widać brak wprawy w kreowaniu filmowego świata. Także scenariusz ma spore braki i niedociągnięcia. Akcja jest szybka, co powinno być oczywiście plusem w kinie przygodowym. Tutaj jednak tak nie jest. Twórcy filmu "nie mieli czasu" zarysować postaci bohaterów, co sprawia, że potencjalny widz przechodzi obok nich obojętnie. Niektóre ważne dla całej historii postaci przewijają się przez ekran dwa, trzy razy. Osoby nieznające książki mogą mieć problem z ustaleniem, kto, co i jak. Także wiele wątków uległo zmianie, a tyle samo po prostu pominięto. Osobiście jestem bardzo ciekawa, jak bez tylu ważnych dla fabuły elementów uda się napisać sensowny scenariusz do części drugiej (wszak powieść Paoliniego jest trylogią). Byłam bardzo rozczarowana, nie widząc na ekranie moich ulubionych scen z książki. Przez pominięcie co ważniejszych wątków, rodzi się m.in. pytanie, skąd Eragon wiedział, że Saphira jest smoczycą?... W książce dowiedział się tego dopiero, kiedy nadawał jej imię, które było jednym z imion smoków podpowiedzianych mu przez Broma. W filmie nie ma... uczuć. Nie widać więzi, jaka łączy Eragona i jego smoczycę, czy też chłopaka i elfkę Aryę, którą w końcu pokochał całym sercem. Trudno także zrozumieć, dlaczego Murtagh tak chętnie pomagał Eragonami, który szybko mu zaufał. Te wszystkie braki bardzo rażą i jestem pewna, że fanom powieści nie spodobają się i będą powodem ich narzekań. Oprócz tego, scen, które zapadają w pamięć, jest niewiele. Zaliczyć do nich można jednak "pogrzeb" Broma i próbę ratowania rannej Saphiry przez zrozpaczonego Eragona. Jakkolwiek film pod względem fabuły jest nieudany, ma kilka mocnych stron. Pierwszą z nich jest aktorstwo. Casting według mnie był bardzo udany. Debiutujący Edward Speleers jako Eragon jest przekonujący. Bohater jest bardzo sympatyczny i ani przez chwilę nie wątpi się w kreację tej postaci: zwykły chłopak ze wsi. Jeremy Irons w roli Broma jest świetny. Aktor ten jest wprost stworzony do filmów kostiumowych! Widać, że grając poczciwego bajarza, dobrze się bawi. John Malkovich to dobry wybór, jeśli chodzi o postać króla - znienawidzonego tyrana. Garrett Hedlund jako Murtagh zagrał dobrą rolę, chociaż może niezbyt rzucającą się w oczy. Według mnie jednak tchnął w swoją postać życie. Jego Murtagh sprawia wrażenie nieco szalonego, żądnego krwi i zemsty na ludziach, którzy go skrzywdzili. Znając tą postać tylko z filmu możemy sądzić, że zamiary chłopaka nie są do końca czyste, a sam bohater ma złe, skażone nienawiścią serce. Niestety i przy obsadzie nie udało się uniknąć błędów. Sienna Guillory jako waleczna i dumna Arya nie jest przekonująca, przy Eragonie wypada dosyć blado. Pozostałe postacie, chociaż miały swoje pięć minut, nie zapadły w pamięć widzom nie obeznanym z książką (zwłaszcza Joss Stone jako wróżka Angela). Rachel Weisz dającą głos Saphirze także nie jest zbyt trafionym pomysłem. Jej głos, jakkolwiek sympatyczny i mile brzmiący, nie pasuje do opiekuńczej, ale i bardzo zadziornej niebieskookiej smoczycy. Efekty specjalne stoją na wysokim poziomie, do którego przyzwyczaiły nas już jednak m.in. "Harry Potter i Czara Ognia" czy trylogia "Władca Pierścieni". Design Saphiry jest bardzo dobry. W postaci smoczycy rażą jednak pierzaste skrzydła. Sceny lotów są stworzone z rozmachem. Zdjęcia Hugha Johnsona są piękne, a ukazane krajobrazy zachwycają. Muzyka skomponowana przez Patricka Doyle'a (twórcę m.in. soundtracka od czwartej części przygód Pottera) świetnie ilustruje całą historię, a niektóre melodie zapadają w pamięć na długo. Podsumowując, filmowa wersja "Eragona" jest produkcją słabą i pozostaje mieć nadzieję, że kolejne części będą lepsze. Na film wybiorą się jednak nie tylko fani, ale także całe rodziny z dziećmi. "Eragonowi" bliżej bowiem, jeśli chodzi o przemoc do "Opowieści z Narnii" niż, niestety, do "Władcy Pierścieni". Na koniec pragnę dodać, że po obejrzeniu filmu warto zapoznać się z książką. Wiele osób na pewno tak zrobi. Do czego wszystkich zachęcam w przeciwieństwie do obejrzenia filmu.
1 10
Moja ocena:
5
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Adaptacja "Eragona", pióra Christophera Paoliniego to epicka historia młodego wieśniaka, który staje się... czytaj więcej
Na "Eragona" poszłam po przeczytaniu książki. Fabuła nie zachwyciła mnie zbytnio, cały schemat jest... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones