Recenzja filmu

Dzieje grzechu (1975)
Walerian Borowczyk
Grażyna Długołęcka
Mieczysław Voit

"Ewa znaczy istnieć"

"Dzieje grzechu" to jeden z tych filmów, w których ludzkie ciało odgrywa kluczową rolę i chwała reżyserowi oraz aktorce, że zechcieli wykorzystać to ważne plastycznie narzędzie w sposób śmiały i
Po "Dzieje grzechu" sięgnęłam jedynie z ciekawości, jak wypadł RomanWilhelmi, którego podziwiam, cenię i chcę poznać możliwie całościowo, jako jednego z najwybitniejszych polskich aktorów powojennych. Nie interesował mnie szczególnie ani temat, ani trafność ekranizacji Stefana Żeromskiego, a praca  reżyserska Waleriana Borowczyka była mi zupełnie obca. I tak obiegowa opinia o niedużej roli doprowadziła mnie do filmu znakomitego i godnego zainteresowania kinomanów.

Temat trudny, choć zupełnie niewspółczesny, prezentuje nam dramat kobiety, która obdarzając miłością niedoszłego jeszcze rozwodnika, zstępuje do piekieł mieszczańskiego świata, gdzie nie ma wybaczenia dla błędów moralności. Jej upadek będzie ciągłą degeneracją, drogą przez coraz to większe występki i grzechy. Z dzisiejszej perspektywy możemy rozważać wybory zakochanej panny sprzed stu lat, ale w kontekście kulturowo-historycznym musimy przyznać, że jej kolejne, druzgocące decyzje są koniecznością. Kino, jak wcześniej literatura i scena, wiele razy mierzyło się z takimi biografiami, które są łańcuchem zdarzeń ciągnącym bohatera w przepaść i to jedna z ciekawszych opowieści o poddaniu się degradacji i autodestrukcji. Bohaterka, niebanalnie zaprezentowana przez Grażynę Długołęcką, nosi imię pierwszej grzesznicy, Ewy. U ustach ukochanego nawet znaczenie jej imienia jest czyste i piękne, ale to ono wyznacza jej przeznaczenie.  Nie znam przyczyn, dla których odtwórczyni głównej roli nie zrobiła oszałamiającej kariery aktorskiej, ale w tej kreacji zachwyca urodą i swoją grą. W polskim kinie niewiele mamy erotyki, golizny, szczególnie w tamtym czasie, a szkoda, gdyż golizna, jak i prawdziwość pocałunku, z którym polskie kino też miewa problemy, bardzo uprawdopodabnia dzieło. 

"Dzieje grzechu" to jeden z tych filmów, w których ludzkie ciało odgrywa kluczową rolę i chwała reżyserowi oraz aktorce, że zechcieli wykorzystać to ważne plastycznie narzędzie w sposób śmiały i prawdziwy. Najpiękniejsze jednak, kiedy z urodziwym ciałem współgra jeszcze talent aktorski, a tutaj trudno jest znaleźć słaby punkt w postaci Ewy. Długołęcka gra ciałem, gra emocjami, gra głosem, gra bezradnością i gra seksem. Scena, kiedy próbuje uwieźć przygodnego klienta, którym okazuje się filantrop, hrabia Bodzant jest popisem, jakich naprawdę ze świecą szukać wśród kobiecych kreacji w polskim kinie.  Na tle przystojnych i odpowiednio dobranych do swych ról panów, czyli Olgierda Łukaszewicza i Jerzego Zelnika, wybijają się może mniej śliczni i mniej szlachetni ze względu na grane postaci – Roman Wilhelmi oraz Marek Walczewski. Zagrali oni duet rzezimieszków, tak barwny i doskonały warsztatowo, że sami twórcy zapragnęli, aby nakręcić całą serię filmów o takich dwóch kreaturach. Wielka szkoda, że nigdy nie doszło do realizacji tego pomysłu. Bezwzględne zło, przebiegłość, brak najmniejszych skrupułów, manipulacja, wyzucie z ludzkich odruchów, podane jednak w sposób tak wysublimowany, że chciałoby się oglądać ich na ekranie przez większą część filmu. Wilhelmi wypracował tu przedziwny, powściągliwy typ okrucieństwa, a swój sposób mówienia konsekwentnie zmodulował, czyniąc postać Pochronia niepowtarzalną.

W "Dziejach" nie brak też doskonałych epizodów. Zbigniew Zapasiewicz rozpoczyna dla nas tę opowieść o grzechu, a w niewielkich, ale doskonałych rólkach zobaczyć można m. in. Zdzisława Mrożewskiego, Mieczysława Voita czy Władysława Hańczę. Przedwojenny warsztat Karoliny Lubieńskiej, występującej w roli matki głównej bohaterki, wypada bardzo żywo i przejmująco w scenach konfrontacji z córką.

Od strony wizualnej film wyróżniają przede wszystkim wnętrza i kostiumy. Bogactwo rozmaitych scenerii, burzy tylko jedna nieudana iluzja – rzymskie więzienie, w którym Ewa szuka Łukasza. Poza tym jednym scenograficznym potworkiem, wnętrza i plenery nadają filmowi rozmachu i realizmu. Kostiumy są znakomite, jednak i tak nie zostaną zapamiętane lepiej niż nagie ciało Ewy, może jedynie te, które podkreślały jego znaczenie i piękno w chwilach obnażenia – czarna bielizna dziwki czy przeźroczysty, mokry szlafrok. Mamy tu poza tym bardzo dobre zdjęcia, nierozwleczony scenariusz, udane dialogi, kilka smakowitych scen do zapamiętania, wyszukane detale scenografii i świadomy, dopieszczony ruch aktorski - wszystko świadczące o rzetelnej pracy i zamyśle reżysera. Całość zaś okrasza muzyka Felixa Mendelssohna-Bartholdy'ego, która idealnie pasuje do obrazu. Zwraca też uwagę wykorzystanie jako tła dźwiękowego odgłosów tykania zegara, nauki gry na fortepianie dobiegających gdzieś spoza ścian czy trzasku igły gramofonowej. Takie zabiegi czynią film żywym.

Sam dramat postaci stworzonej ponad wiek temu przez Stefana Żeromskiego można interpretować zależnie od czasów i wartości. Ewa na pewno nie znaczyła tego samego dla czytelników z początku ubiegłego wieku, dla widzów w latach 70. i dziś. Gdyby nakręcono "Dzieje grzechu" ponownie, byłaby ona pewnie ofiarą męskiego uprzedmiotowienia albo może nawet kobietą znajdującą wyzwolenie od kajdan obłudnej moralności w swoich zbrodniczych decyzjach. Myślę jednak, że Ewa Borowczyka, przez pewien dystans i brak uwspółcześniającej interpretacji, jest właśnie ponadczasowa. Mamy tu bowiem dramat, który rozgrywa się przede wszystkim w psychice człowieka i poprzez tego uczucia, opowiedziany tak zajmująco, że nie zastanawiamy się nad aktualnością problematyki. W dramacie Ewy nie ma nic współczesnego, ale w jej przeżyciach, w reakcjach na wybory i tragedie, których doświadcza jest ponadczasowość antycznej tragedii, którą kochają widzowie. 
1 10
Moja ocena:
9
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
"Dzieje grzechu" są mrocznym filmem polskim z lat 70-tych, opartym na kontrowersyjnej (jak na swoje... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones