Recenzja filmu

X-Men (2000)
Bryan Singer
Hugh Jackman
Patrick Stewart

"X-Men" #1 to to jednak nie jest

Dla jasności trzeba wyjaśnić, że "X-Men" #1 wcale nie oznacza pierwszego numeru tej legendarnej serii. W większości komiksów tak właśnie jest, ale w tym jest to nazwa zastrzeżona dla zupełnie
Dla jasności trzeba wyjaśnić, że "X-Men" #1 wcale nie oznacza pierwszego numeru tej legendarnej serii. W większości komiksów tak właśnie jest, ale w tym jest to nazwa zastrzeżona dla zupełnie innego wydania. W świecie mutantów oznacza pierwszy numer nowej serii z 1991 roku. Jakże to banalnie brzmi, a album, o którym mowa, to prawdziwa legenda. Komiks, który ustanowił do dziś niepobity rekord sprzedaży wynoszący 8 milionów egzemplarzy, i który wypromował genialnego rysownika Jima Lee, świetnego scenarzystę Chrisa Claremonta i zapewnił serii zdecydowaną dominację w komiksowym światku lat 90-tych. Można się oczywiście przyczepić, że zaprezentowana historia wyraźnie czerpie z "Gwiezdnych Wojen" (początkowa scena jest wyraźnie ściągnięta), ale po co? Nikt wcześniej nie tworzył komiksowych historii w takim stylu i dość długo żadnej innej serii nie udało się "X-Menom" dorównać. Kiedy przygotowywano ekranizację wiadomo było, że w stosunku do oryginału zajdą spore zmiany. No i te oczywiście są. Można je podzielić na zmiany zdecydowanie na gorsze, zmiany w sumie dla fabuły dość obojętne, a nawet pewne zmiany na lepsze. Najgorszą zmianą jest oczywiście to, że w filmie nie ma przemocy. "X-men" to zdecydowanie jedna z najbrutalniejszych serii komiksowych, w której możemy zobaczyć chyba wszystkie możliwe akty przemocy - a czego tam nie zobaczymy na pewno będzie w "Weapon X". Film natomiast, żeby otrzymać niższą kategorię wiekową, prezentuje sceny akcji, które są co prawda widowiskowe, ale brutalności to tam mniej więcej tyle co u Disneya. Można też było się spodziewać, że Magneto będzie rówieśnikiem Xaviera. Powinien oczywiście wyglądać jak młody Marlon, ale nie jest to zmiana strasznie wpływająca na odbiór filmu. Szkoda, że do tego Magneto jest też znacznie słabszy od komiksowego pierwowzoru. Za jedno trzeba jednak twórców pochwalić, eleganckie, skórzane stroje, oryginalne, cóż, kto się w komiksach orientuje, ten wie. Historia przedstawiona w filmie też nie jest tak porywająca jak ta w #1. Nie jest też jednak zła i dotyka głównego tematu serii, czyli oczywiście współżycia ludzi i mutantów. Singera trzeba też pochwalić za to, że umieścił w filmie parę najważniejszych postaci ze świata "X-Men" i są to postaci dość wyraziste. Mamy więc Cyclopsa, Wolverina, Storm, Xaviera (do tego łysego), sporo uczniów, a po drugiej stronie Magneto, Sabretootha, Toada i Mystique. Ot, przegląd najważniejszych postaci serii. Niestety, mimo iż film porusza najważniejszy problem komiksu, nie robi tego w sposób genialny. Może to ta kategoria wiekowa, a może scenarzysta po prostu nie jest Claremontem. Dla jasności, ja lubię ten film, przyjemnie się go ogląda, Jackman jest niezły, ale to nie jest taki X-Men, za jakim szalałem na początku lat 90-tych. Jeśli chodzi o adaptacje komiksów, dużo lepszy jest "Batman" Burtona czy "Superman" Donnera. Mimo to film bez wątpienia można obejrzeć, ale raczej jako wprowadzenie do świata "X-Men" niż obraz samodzielny.
1 10
Moja ocena:
6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Niezbyt wiele nakręcono ekranizacji komiksów, które zasługiwałyby chociaż na jedno dobre słowo. Wśród... czytaj więcej
"X-Men" Bryana Singera z roku 2000 to jeden z pierwszych filmów, które powstały na fali manii adaptowania... czytaj więcej
W obecnych czasach filmowe adaptacje komiksów stają się coraz bardziej popularne. Tak oto w roku 2000 do... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones