Ładnie, choć bez sensu

Jest rzeczą powszechnie wiadomą, że aby zainteresować widza filmem, na który nie ma się pomysłu, najlepiej udać się do odległego, obcego kulturowo miejsca, by tam nakręcić dokument ukazujący, jak
Jest rzeczą powszechnie wiadomą, że aby zainteresować widza filmem, na który nie ma się pomysłu, najlepiej udać się do odległego, obcego kulturowo miejsca, by tam nakręcić dokument ukazujący, jak odmiennie toczy się życie w dalekich nam zakątkach globu. Wykorzystując tę cenną wiedzę, Piotr Stasik postanowił poszukać szczęścia w Birmie, inspirując się jednocześnie jednym z nielicznych polskich filmów, o którego znajomość można śmiało podejrzewać w zasadzie każdego, czyli (a jakże) "Gadającymi głowamiKrzysztofa Kieślowskiego, i tam stworzyć "Gadające głowy w Birmie". Słowo "inspirując" jest tu zresztą sporym niedopowiedzeniem – trudno mówić w tym przypadku o luźnym nawiązaniu. Film jest w całości oparty na kanwie autorskiego pomysłu Kieślowskiego, co oczywiście sugeruje już sam tytuł. Stasik zadaje więc dokładnie te same pytania ("jak masz na imię?", "ile masz lat?", "czego pragniesz?"), w ten sam sposób przedstawia bohaterów (od najmłodszych do najstarszych), podobnie stara się nadać filmowi realizmu – nie tworząc sztucznych, studyjnych warunków, lecz oddając w pełni naturalną atmosferę pokazywanego świata. W przeciwieństwie do pierwowzoru brakuje jednak poczucia, że reżyser i operator są częścią przedstawionego świata – w wersji Stasika wyraźnie czuć dystans pomiędzy widzem, a bohaterami filmu. Ciężko również mówić o przekroju przez birmańskie społeczeństwo – nie licząc ich wieku, między bohaterami nie ma większych różnic, czy to społecznych, czy też ekonomicznych. To wszystko pozbawia film takiej mocy oddziaływania, jaką posiada oryginał, a poza nawiązaniem do niego mało co można w dziele Stasika znaleźć.

Po początkowym zainteresowaniu tematem i oczarowaniu warstwą wizualną, przychodzi więc moment refleksji nad tym, co po filmie pozostało. A czy coś pozostało? To już raczej kwestia indywidualna. Mogę zgadywać, że autor chciał pokazać, jak uniwersalne są ludzkie marzenia i aspiracje, pomimo odmiennych warunków geograficznych, demograficznych czy ekonomicznych, w dużym stopniu te marzenia warunkujących, oraz to, jak dojrzewanie i zrozumienie otaczającej rzeczywistości z czasem je modyfikują. Osobiście widzę jednak projekt człowieka, który tak bardzo chciał nakręcić film, że chęci nie starczyło mu już na pomysł (to kolejny zresztą, po "Nie dla każdego" i "Dzienniku z podróży", film tego reżysera, który kończy się na samej chęci nakręcenia czegokolwiek). Autor idzie po linii najmniejszego oporu, sięgając po temat odmienności kulturowej, który zawsze spotka się z zainteresowaniem i bezwstydnie zarzuca widza obrazkami rodzajowymi z życia ludzi o innej mentalności i systemie wartości, mało tego – ubiera je w jedną z najczęściej wykorzystywanych konwencji filmu dokumentalnego, nie dając zbyt wiele od siebie. Pokazuje proste, szczęśliwe życie "gdzieindziej", nastawione na wzajemną pomoc i chęć bycia dobrym, oraz dziecięce marzenia, które, w oczach przeciętnego zachodniego odbiorcy, mają raczej małą szansę się spełnić (choć skąd to wiedzieć przeciętnemu zachodniemu odbiorcy, birmański świat znającemu wyłącznie z ekranu telewizora i filmów pokroju "Gadających głów w Birmie"?). Gdy więc autor przedstawia wszystkich w pozytywnym świetle, ja marzę o kimś, kto dyskretnie wniesie do filmu odrobinę realizmu, jak choćby pani, która na pytanie czego pragnie, odpowiada: "Niczego. Po prostu mnie nakręć".

Jak pokazał Kieślowski, nie trzeba daleko szukać, aby stworzyć ponadczasowy, uniwersalny i piękny w prostocie swego przesłania film. Stasik natomiast konsekwentnie udowadnia, że nawet podróż na drugi koniec świata niekoniecznie musi zakończyć się filmowym sukcesem. Odczuwalne braki w pomyśle i jego realizacji są, tylko w pewnym stopniu, rekompensowane zdjęciami, które w niezwykle naturalny sposób oddają charakter miejsca i sprawiają, że film jest całkiem przyjemną dla oka laurką obcej widzowi (i reżyserowi) kultury, lecz niestety niczym ponad to. Jest po prostu ładnie (cytując bohaterkę "Pożegnań" Wojciecha Hasa: "bez sensu, ale ładnie").
1 10
Moja ocena:
2
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones